„Mutant” – Andriej Butorin

Jeśli śledzicie mój blog od dłuższego czasu, to zapewne wiecie, że jestem zapaloną miłośniczką prozy Dmitrija Glukhovsky’ego oraz całej serii Uniwersum Metro 2033, w której ukazują się powieści innych autorów osadzone w świecie wykreowanym przez Glukhovsky’ego. Przeczytałam naprawdę sporo tytułów spośród tych, które dotąd zostały wydane na naszym rynku (przekonacie się, spoglądając na sam dół tego wpisu), w tym świetne „Korzenie niebios” Tullio Avoledo, czy też naprawdę bardzo dobrą trylogię autorstwa Andrieja Diakowa („Do światła”„W mrok”„Za horyzont”).

Niedawno jednak w moje ręce trafiła nowa pozycja, absolutna nowość, gdyż zadebiutowała ona na naszym rynku w połowie października tego roku. Mowa o „Mutancie” pióra Andrieja Butorina wydanym przez Insignis, w tłumaczeniu Pawła Podmiotko. Od razu w tym miejscu wspomnieć należy o tym, iż otwiera ona trylogię – o czym niestety nie poinformowano ani na okładce polskiego wydania, ani też na stronie wydawcy, ale przekonamy się o tym odwiedzając rosyjskojęzyczne strony poświęcone twórczości autora.

Kim jest ów tytułowy mutant? Szczerze mówiąc… nie wiadomo. Czytelnik poznaje go bowiem w momencie, w którym ten przebudza się ze snu gdzieś na otwartym terenie i ze zgrozą stwierdza, że po pierwsze jego wygląd stanowczo odbiega od ogólnie przyjętej normy…

„Jego klatka piersiowa i ramiona były niemal dwa razy szersze niż u zwykłego, przeciętnie zbudowanego mężczyzny. Muskularne włochate ręce ciągnęły się wzdłuż jego ciała i dotykały kolan koniuszkami grubych prostych palców o czarnych, podobnych do szponów paznokciach. Ale najpotworniej wyglądała twarz tej istoty: niemal całkowicie porośnięta grubą czarną szczeciną, która nawet z daleka sprawiała wrażenie sztywnej jak drut, zaś wolne od niej górne fragmenty policzków, szeroki mięsisty nos i czoło pokrywała ciemna, jakby przyprószona sadzą skóra. Łuki brwiowe zwisały niczym daszek nad głębokimi oczodołami, co upodabniałoby oblicze tego strasznego stworzenia do twarzy neandertalczyka, gdyby nie wysokie czoło (…).”

…a po drugie – co jest jeszcze gorsze – że kompletnie nic nie pamięta. Nie ma pojęcia kim jest, skąd pochodzi i jak się tu znalazł. Nieoczekiwanie przyłącza się do niego poznany przypadkiem człowiek podający się za uciekiniera z Łuzy, od którego to dowiaduje się o tym, iż w odległym Wielkim Ustiugu znajduje się siedziba przywódcy mrozowców – niejakiego Dziadka Mroza, który być może będzie potrafił przywrócić mutantowi jego pamięci. Droga jednak nie będzie łatwa… Na wędrowców czekać będą liczne niebezpieczeństwa i to nie tylko ze strony zmutowanych zwierząt, ale też żyjących na powierzchni ludzi. Czy mutantowi uda się dotrzeć do celu i dowiedzieć prawdy o sobie?

Od razu mówię – to nie jest typowa powieść z Uniwersum Metro 2033. Mam na myśli to, iż akcja większości z dotąd wydanych u nas dzieł osadzonych w tej rzeczywistości w większym bądź mniejszym stopniu rozgrywa się jednak pod ziemią, w metrze. Przyzwyczailiśmy się do świadomości, iż ocalali po Katastrofie ludzie, chcąc przetrwać mordercze promieniowanie na powierzchni ziemi, zmuszeni są żyć niczym krety, pod ziemią, w owym tytułowym metrze. W „Mutancie” – wręcz przeciwnie! Nie dość, że w ogóle nie ma metra, to na dodatek ludzie żyją w najlepsze w różnego rodzaju osadach rozsianych na powierzchni ziemi. A że zmutowani… i to w przeróżny sposób… to już zupełnie inna historia.

„Dla mnie bohater powinien się stać na tyle realny, żebym mógł o nim myśleć, wyobrazić go sobie tak, jakby istniał naprawdę i jakbym znał go osobiście. Dopiero wtedy będę mógł zrozumieć jego przesłanki i czyny, dopiero wtedy będę chciał śledzić to, co się z nim dzieje w miarę rozwoju fabuły, to , jak rozwija się on sam.” – Andriej Butorin

Przytoczyłam słowa autora jako punkt wyjścia do mojej opinii na temat kreacji bohaterów jego powieści nie bez powodu. Andriej Butorin dołożył bowiem wszelkich starań, aby czytelnik mógł jak najlepiej poznać każdą z głównych postaci jego historii, a więc tytułowego mutanta (Gleba), uciekiniera z Łuzy (Pistoleta) oraz chłopca, którego spotykają na swej drodze (Saszkę). Każde z nich posiada własny bagaż doświadczeń życiowych oraz osobisty powód, by podążać do Wielkiego Ustiuga. W widoczny też sposób zmienia się w trakcie posuwania się naprzód opowieści. Najciekawszym w tym kontekście jest oczywiście rozwój samego Gleba, niemniej losy pozostałej dwójki są równie intrygujące i – co tu dużo mówić – niejednokrotnie wręcz zaskakujące. To wszystko razem wzięte sprawia, że jest tak, jak mówi sam autor – pragnie się towarzyszyć im podczas ich wspólnej wędrówki, czuje się targające nimi emocje i przeżywa wraz z nimi ich wewnętrzną metamorfozę.

Ogromnym plusem tego dzieła jest również pewna jego… bajkowość. Tak, tak, już nie jedynie z czystą fantastyką mamy tu do czynienia, ale właśnie z elementami znanymi nam dobrze z dziecięcych bajek oraz baśni. Wystarczy wspomnieć w/w Dziadka Mroza, a to nie jedyny akcent tego typu w całej tej historii.

Na uwagę zasługuję jeszcze wszechobecny humor, który wręcz bije z tej powieści. Niejednokrotnie dzieje się źle, a mimo to bohaterowie raz za razem potrafią tak przedstawić sytuację, w której dane im było się znaleźć, iż człowiek mimo wszystko się uśmiechnie. Zabawne są zwłaszcza dialogi prowadzone pomiędzy Glebem a Pistoletem, który – o czym do tej pory nie wspomniałam -w pocieszny sposób zamienia głoski, kiedy mówi.

Powieść Andrieja Butorina to jednak nie tylko bardzo dobra, ciekawie opowiedziana i pełna różnorodnych przygód historia osadzona w post apokaliptycznym świecie. To również opowieść o tym, do czego doprowadzić może drzemiąca w nas samych złość i podłość, a także jak ważna jest uczciwość oraz wierność danemu słowu, które w skrajnych warunkach uratować mogą nawet komuś życie. Przede wszystkim jednak dzieło Butorina w wyraźny sposób piętnuje panującą wokół nas ksenofobię, z którą to spotykamy się praktycznie na każdym kroku (choć niestety nie każdy z nas chce ją dostrzec).

Zachęcam was do sięgnięcia po „Mutanta”. Nie musicie być fanami dzieł Glukhovsky’ego, ani też mieć pojęcia o Uniwersum Metro 2033, by odnaleźć się w tej historii i czerpać z niej przyjemność. Czytać ją można bowiem jako zupełnie odrębny twór. To po prostu dobra książka, więc warto się skusić na lekturę.

Tytuł oryginalny: Мутант
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2019
Seria/Cykl: Uniwersum Metro 2033
Trylogia: Mutant, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-66360-27-3

UNIWERSUM METRO 2033

♦ Trylogia: „Metro 2033”„Metro 2034” – Metro 2035″ -> Dmitry Glukhovsky

♦ Trylogia: „Do światła”„W mrok”„Za horyzont” -> Andriej Diakow

♦ Trylogia „Konstytucja Apokalipsy”: „Prawo do użycia siły”„Prawo do życia” – „Prawo do zemsty” -> Denis Szabałow

♦ Trylogia: „Mutant” – „Подземный доктор” – „Хозяин города монстров”-> Andrieja Butorina

„Otchłań” – Robert Szmidt ♦ „Dzielnica obiecana” – Piotr Majka ♦ „Mrówańcza” – Rusłan Mielnikow ♦ „Dziedzictwo przodków” – Suren Cormudian ♦ „Wędrowiec” – Suern Cormudian ♦ „Korzenie niebios” – Tulio Avoledo ♦ „Piter” – Szymun Wroczek

UNIWERSUM METRO 2035

„Piter. Wojna” – Szymun Wroczek ♦ „Czerwony Wariant” – Siergiej Niedorub

1Shares