„Czerwony wariant” – Siergiej Niedorub

„Czerwony wariant” Siergieja Niedoruba to kolejna – po „Piter. Wojna” Szymuna Wroczka – powieść spod znaku „Metro 2035”, która ukazała się na naszym rynku nakładem wydawnictwa Insignis, tym razem jednak w tłumaczeniu Pawła Podmiotko („Piter. Wojna” ukazał się w przekładzie Patrycji Zarawskiej). To nowe uniwersum tym różni się od dotychczasowego Uniwersum Metro 2033, iż historie do niego należące nie są już chaotycznymi opowieściami ocalałych opisujących świat po wielkiej Katastrofie, ale fragmentami nowej sagi opowiadającej o drodze ludzkości ku odzyskaniu przez nią panowania na powierzchni ziemi oraz zmartwychwstania jako gatunku.

Tym razem przenosimy się do Kijowa, a w zasadzie do jego podziemnych linii metra, które stały się nowym domem dla tych, którzy zdołali ocaleć po Katastrofie i którzy z biegiem czasu utworzyli wspólnotę zwaną Krzyżem. Mimo upływu lat jej mieszkańcy nie zapomnieli o tym, iż niegdyś istniała jeszcze jedna linia metra – najdłuższa, ciągnąca się przez cały Kijów w linii prostej i dzieląca go na dwie części, zwana linią czerwoną. Dziś jest ona jednak zupełnie odcięta od reszty metra i nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego. Jedyne, co jest pewne, to to, że zablokowana została od wewnątrz, przez jej mieszkańców…

Nic więc dziwnego, że w okół zagadki linii czerwonej narosło wiele hipotez i teorii, w tym również spiskowych, jak chociażby ta zwana Czerwonym Wariantem, wg której wszystkie dziwne sprawy i niedopatrzenia w Krzyżu są powodowane knowaniami ocalałych z zablokowanej linii – czerwonych. A teraz jeszcze na powierzchni znaleziono obcego mężczyznę, którego nie dość, że nikt nie rozpoznaje, to na dodatek nijak nie można się z nim porozumieć. Skąd przybył? Czego chce? Czyżby był jednym z czerwonych? Odpowiedź na te pytania być może zna miejscowa żebraczka, na której widok obcy zdaje się reagować. Problem w tym, iż dziewczyna nie jest do końca normalna… bowiem ma mentalność dziecka.

By dotrzeć do tajemnic skrywanych przez jej umysł, konieczna będzie wizyta u Matuzalema, znachora ze stacji Boryspolskiej – najlepszego, jeśli nie jedynego specjalisty od psychiatrii w Krzyżu. Zwierzchnik metra podejmuje więc decyzję, by wysłać wraz z nią Jona – nauczyciela ze stacji Łukjanowskiej, który – z uwagi na swój zawód – ma najlepsze kwalifikacje do zajęcia się dziewczyną po drodze. Czy uda mu się jednak wypełnić powierzoną mu misję i doprowadzić ją bezpiecznie do celu, kiedy ich śladem ruszają ci, którzy nie cofną się przed niczym, aby prawda na temat linii czerwonej nigdy nie ujrzała światła dziennego…?

Podzielony na trzy części i poprowadzony w narracji trzecioosobowej „Czerwony wariant” Siergieja Niedoruba dość znacząco odbiega od reszty historii post apokaliptycznych z Uniwersum Metra 2033 czy 2035, z którymi do tej pory miałam styczność. Przez większą część historii nie ma tu jakiejś żywszej akcji, walk i potyczek, czy też spotkań ze śmiertelnie niebezpiecznymi mutantami – do czego przyzwyczaiły nas dotychczasowe powieści tego typu. „Czerwonemu wariantowi” bliżej do powieści drogi, gdyż przez większość czasu towarzysząc głównemu bohaterowi przemierzamy po prostu stację za stacją przyglądając się prawom i zwyczajom na nich obowiązującym, a także zamieszkującym je ludziom. Zadziwiające jest to, w jaki sposób autor ukazał całe to toczące się w metrze życie. Mimo iż stacje – z założenia – tworzą jedną wspólnotę, to jednak każda z nich stanowi odrębny mikroświat, który niejednokrotnie wprawia w zdumienie przemierzającego jego granice Jona, a wraz z nim oczywiście również czytelnika, który ma czas na spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu z bliska i lepiej zrozumieć funkcjonowanie świata, w którym przyszło żyć ocalałym ludziom.

Najbardziej jednak niespotykaną dotąd kwestią w powieściach tego typu jest to, w jaki sposób w historii opowiedzianej przez Niedoruba traktowani są stalkerzy. Praktycznie w każdej z dotąd czytanych przeze mnie powieści należących do Uniwersum Metro 2033 czy 2035 byli oni kimś ważnym dla społeczności mieszkającej w metrze. Mniej bądź bardziej szanowani i poważani, wzbudzający powszechny respekt stanowili dla niektórych wręcz wzór do naśladowania – marzenie, by stać się w przyszłości takimi jak oni. Ale nie w „Czerwonym wariancie”… Tutaj „Ci, którzy wychodzą na powierzchnię, są pozbawieni normalnego życia (…) Niczego nie mają. Nikt się z nimi nie wita, nikt ich nie szanuje. Nie mają rodzin.” Dotknięci są dosłownie społecznym ostracyzmem, co podczas lektury książki wydaje się nam być wręcz nie do pomyślenia – przecież to dzięki pomyślności ich kolejnych misji i wypadów na powierzchnię w ogóle możliwe jest życie w metrze. I choć z biegiem czasu poznajemy odpowiedź na to, dlaczego traktowani są w ten a nie inny sposób, to jednak nadal pozostaje to dla nas bardzo dziwne.

Najciekawsza w całej tej historii jest jednak zawiązana intryga, której szczegóły i wyjaśnienie otrzymujemy w ostatniej, chyba najbardziej wciągającej części powieści. Moje podejrzenia, wszelkie domysły, jakie zrodziły się w mej głowie podczas lektury książki nijak się miały do tego, co zaserwował na koniec swym czytelnikom autor. Takiego rozwiązania zagadki w życiu się nie spodziewałam. Z jednej strony było ono zaskakujące, a zarazem dobrze tłumaczące to, co tak naprawdę się wydarzyło i czego sami byliśmy świadkami podczas lektury powieści. Z drugiej jednak strony całkowicie oderwane od rzeczywistości, wydające się nie być tak naprawdę możliwym do przeprowadzenia. Mówiąc krótko – trzeba to przeczytać, aby zrozumieć, o co mi chodzi.

Na koniec słów kilka o głównym bohaterze… Poznajemy go jako żarliwego wyznawcę nauk ścisłych, ciekawego świata, człowieka, który rozumie, że w metrze zaufanie ma większą wartość od każdych pieniędzy. Z biegiem czasu widzimy jednak, jak przechodzi on stopniową metamorfozę, podczas której odkrywa m.in, iż jest tylko „małym trybikiem w gigantycznej machinie, do tego jedynym trybikiem, który nie wie, po co się to wszystko kręci i jakie konkretnie jest jego przeznaczenie.” Czy zdołał wzbudzić moją sympatię? Raczej nie… i nie stanowi to bynajmniej minusa tej powieści, bo moim zdaniem nie takie zresztą było jego zadanie w tej historii. Miał on pokazać nam świat wykreowany przez autora powieści i doprowadzić czytelnika do rozwiązania zagadki czerwonej linii. Emocje wzbudzać miały tu zupełnie inne rzeczy – ludzka mentalność, polityczne działania, czy prawda o świecie. I wzbudziły.

„Czerwony wariant” jest dwunastą powieścią w dorobku Siergieja Niedoruba, a zarazem jedną z najdłużej przez niego pisanych. To pozycja z pewnością warta uwagi dla wszystkich fanów post apokaliptycznych historii osadzonych w stale rozrastającym się Uniwersum Metro, któremu początek dało dzieło Dmitrija Glukchowsky’ego – „Metro 2033”, i tym też fanom szczególnie ją polecam. Wszystkim pozostałym czytelnikom, którzy dotąd nie zetknęli się z tym światem, radzę wpierw sięgnąć do korzeni, a dopiero później, kiedy już na dobre przesiąkniecie dusznym, wręcz klaustrofobicznym klimatem panującym w metrze, rozejrzeć się za dziełem Niedoruba, bowiem prędzej z pewnością go nie docenicie i uznacie za ledwie przeciętne czytadło.

Tytuł oryginalny: красный вариант
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2018
Seria/Cykl: Uniwersum Metro 2035
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 348
ISBN: 978-83-66071-14-8


1Shares