Tir Alainn

Recenzja: „Światło i Cienie” – Anne Bishop

Mimo iż przyszło nam czekać całe dwa lata na kontynuację „Filarów świata” autorstwa Anne Bishop, otwierających trylogię zatytułowaną Tir Alainn, to jednak było warto, bowiem „Światło i Cienie” na powrót zabierają czytelnika do świata znanego mu z kart pierwszej części – pełnego magii, niesamowitych i fantastycznych stworzeń, a także tajemnic, które pragnie się czym prędzej odkryć.

Jednakże czai się w nim coraz większe niebezpieczeństwo – tak dla wiedźm, jak i dla wszystkich kobiet zamieszkujących Sylvalan. Idea zrodzona w umyśle Adolfo – Mistrza Inkwizycji, Młota na Czarownice – przekonuje do siebie coraz większe kręgi łasych na władzę i bogactwo mężczyzn gotowych pozbawić nawet własne matki, żony czy córki podstawowych praw przysługujących dotąd każdemu człowiekowi, byle tylko osiągnąć własne cele. Nie sprzeciwiają się również brutalnemu mordowaniu kolejnych wiedźm zamieszkujących podległe im tereny, ślepo wierząc słowom Adolfo, iż są one wysłanniczkami Złego i tylko poprzez ich śmierć zdołają uchronić się przed jego zakusami.

Tymczasem Światły oraz Łowczyni stojący na czele klanów Fae, mimo iż doskonale zdają sobie sprawę z tego, co dzieje się w świecie śmiertelników i jak poważne mogą być tego konsekwencje dla całego Tir Alainn, nie zamierzają w żaden sposób interweniować. Nie dość, że nie słuchają Aidena – Barda starającego się przekonać ich, jak ważna jest obrona tych, dzięki którym ich bezpieczne dotąd sanktuarium w ogóle powstało i nadal istnieje, to nastawiają przeciwko niemu podległych im Fae.

Wykluczony z własnej społeczności, mając u swego boku jedynie ukochaną Muzę, Aiden decyduje się na ryzykowny krok. Zamierza odnaleźć tego, o którym powstały legendy – jedynego Fae będącemu w stanie przeciwstawić się Światłemu jak i Łowczyni, a także zdolnemu przekonać do swoich racji pozostałych Fae. W tym celu zmuszony będzie odbyć niebezpieczną podróż tam, dokąd od dawien dawna żaden ze znanych mu pobratymców się nie zapuszczał…

Historię w powieści śledzimy wielotorowo, mamy tu bowiem cztery główne wątki oraz postaci będące w ich epicentrum. Z jednej strony podążamy śladem wspomnianego wcześniej Aidena, zyskując lepszy ogląd tego, jak do kwestii grożącego im niebezpieczeństwa podchodzą poszczególni przedstawiciele klanów Fae. Z drugiej mamy wątek Liama – młodego barona, który niedawno przejął tytuł po swoim zmarłym ojcu i w którego rękach leżeć będą losy ludzi zamieszkujących tereny wchodzące w skład jego majątku oraz będące pod jego jurysdykcją. Śledzimy też dalsze losy poznanych w poprzedniej części bohaterów – Ari oraz Nealla, którzy odnaleźli dla siebie bezpieczną przystań, nad którą niestety zaczną ściągać ciemne chmury, a także bezwzględnego Adolfo, którego głównym celem jest wytępienie wszystkich i wszystkiego mającego jakikolwiek związek z magią. I choć początkowo każdy z tych wątków wydaje się biec oddzielnie, opowiadając odrębny fragment historii, to z biegiem czasu ich ścieżki się zbiegają i zaczynają tworzyć spójną całość.

Drugi tom trylogii Tir Alainn pod wieloma względami przypomina wydaną przed trzydziestu pięciu laty powieść Margaret Atwood zatytułowaną „Opowieść podręcznej”. W jednej, jak i w drugiej historii kobieta sprowadzona została do roli służącej, kogoś pozbawionego własnych celów i wartości oraz podstawowych praw przysługujących każdemu człowiekowi, bezwolnej marionetki mającej posłusznie wykonywać każde polecenie, które padnie z ust ich pana – mężczyzny, oraz oddającej mu się bez słowa skargi, gdy tylko ten poczuje potrzebę zaspokojenia swoich pierwotnych żądzy, a także rodzącej mu kolejne dzieci. Niedobrze było czytać o tym tak w jednej, jak i w drugiej książce, a jeszcze gorzej robi się człowiekowi na duszy, gdy pomyśli się o tym, do czego obecnie dochodzi w naszej własnej rzeczywistości, w której to próbuje się pozbawić kobiety prawa do decydowania o własnym ciele oraz ich przyszłym potomstwie. Przerażające jest to, jak łatwo można ubezwłasnowolnić drugiego człowieka, a jeszcze bardziej zatrważa fakt, do czego w konsekwencji może to doprowadzić.

Już sam tytuł powieści – „Światło i Cienie” – stanowi niejako wskazówkę odnośnie tego, do czego nawiązywać może cała ta historia. Dzień i noc. Światło i Cień. Życie i Śmierć. Wszystko to jest częścią mijającego czasu. Jedno nie istnieje bez drugiego, a wszystko to składa się na otaczający nas świat. W tej części sporo miejsca zajmuje mrok, jednakże momentami przebija światło i jest nadzieja na to, iż kolejna i ostatnia zarazem część trylogii będzie czasem jego tryumfu nad zalegającymi nad Sylvalanem cieniami. Mam tylko nadzieję na to, iż nie będzie trzeba czekać kolejnych paru lat, aby móc się o tym przekonać…

Tytuł oryginalny: Shadows and Light
Tłumaczenie: Marta Weronika Najman
Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: 2020
Trylogia: Tir Alainn, tom 2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 544
ISBN: 978-83-66328-24-2

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
Książka dostępna jest w szerokiej ofercie Legimi

a jeśli chcesz mieć ją na półce, zawsze możesz ją kupić

1Shares