„Opowieść Podręcznej” – Margaret Atwood

W ostatnim czasie zewsząd atakują mnie reklamy dotyczące serialu pt „Opowieść Podręcznej”, będącego ekranizacją powieści o tym samym tytule autorstwa kanadyjskiej pisarki i poetki Margaret Atwood, dzieła, które po raz pierwszy do rąk czytelników trafiło ponad trzydzieści lat temu, i o którym to przypomniano sobie teraz właśnie za sprawą w/w serialu. Wyznaję zasadę „wpierw książka, potem film”, dlatego też mimo zachęcających trailerów oraz pozytywnych opinii znajomych, którzy mieli okazję już go obejrzeć, postanowiłam, że wpierw zapoznam się z papierowym pierwowzorem tej historii, wokół której zrobiło się tak głośno i dopiero wówczas, jeśli czas spędzony na jej lekturze okaże się być satysfakcjonujący, obejrzę serial.

Sięgnąwszy po książkę przenosimy się do bliżej nieokreślonej przyszłości, do Republiki Gileadu. Świat, który znamy, nie istnieje. Z naszej winy. Ludzkość co prawda przetrwała, jednakże rzeczywistość, która nastała, jest istnym koszmarem. Chociaż tylko dla kobiet, którym z dnia na dzień odebrano dotychczasowe prawa, a z czasem sprowadzono do roli, jeśli nie przedmiotu, to wykonawczyń określonych funkcji – Żon, Gospożon, Mart, Ciotek i Podręcznych. Są jeszcze tzw ludzkie odpady i niekobiety, które trafiają do Kolonii, w których nie czeka na nie nic innego, jak śmierć.

Wkraczamy do tego dziwnego, a zarazem – o czym dość szybko się przekonujemy – przerażającego świata u boku jednej z Podręcznych o imieniu Freda, choć tak naprawdę, jak sama nam ona mówi

„Nie nazywam się Freda, mam inne imię, którego nikt teraz nie używa, ponieważ jest zakazane.”

Zresztą nie tylko to jest surowo zabronione. Podręcznym wielu rzeczy nie wolno. Nie mogą np opuszczać bez przyzwolenia swojego pokoju, ani domu, w którym obecnie mieszkają. Upływający czas odmierzają im dzwonki, jak te funkcjonujące w dawnych klasztorach. Nie wolno im samodzielnie myśleć, czytać, ani pisać, dlatego też, kiedy raz dziennie idą na zakupy, płacą kuponami, na których umieszczono obrazki produktów, które danego dnia mają zdobyć. Każdy ich ruch, każdy gest, każde spojrzenie i wypowiedziane słowo jest ściśle kontrolowane. Nie brak bowiem Oczu oraz tych, którzy pragną się przysłużyć ludziom na wyższych szczeblach władzy.

Co natomiast wolno Podręcznym? Zajść w ciążę, co jest nawet wskazane w świecie, w którym przyrost naturalny drastycznie zmalał, i co świadczy o jej wartości. Ale… tylko z mężczyzną, któremu zostały przydzielone. Takiemu, który posiada odpowiedni status, by móc sobie pozwolić na tego typu usługi. Nie ma jednak mowy o jakichkolwiek uczuciach, ludzkich gestach podczas aktu zapładniania, gdyż ten przebiega zawsze w określony, ceremonialny sposób, z udziałem Żon.

„My służymy tylko do rozmnażania; nie jesteśmy konkubinami, gejszami, kurtyzanami. Przeciwnie – zrobiono wszystko, żeby nas z tej kategorii kobiet usunąć. Ma nie być w nas nic rozrywkowego, nie dopuszcza się, byśmy mogły stanowić obiekt potajemnych pragnień – ani oni od nas, ani my od nich nie mamy prawa doznawać żadnych szczególnych łask, ma nie być żadnego punktu zaczepienia dla miłości. Jesteśmy dwunogimi łonami, niczym więcej; świętymi naczyniami, probówkami laboratoryjnymi.”

Pierwszoosobowa narracja Fredy pozwala nam dokładnie przyjrzeć się rzeczywistości, która ją otacza, a także przeniknąć do jej myśli, przekonać się, co sądzi na temat tego wszystkiego. Bowiem tylko we własnej głowie może czuć się nadal wolna. Tylko w ten sposób może wyrazić swoje zdanie. Wolność jest bowiem względna. I jest więcej niż jeden rodzaj wolności. W czasach anarchii, czyli tych poprzedzających obecnie panującą władzę, kiedy to kobietom wolno było na wszystko, panowała wolność czegoś. Teraz zaś Podręczne zostały obdarzone wolnością od czegoś – jak chociażby od zgubnych pragnień i możliwości podejmowania własnych decyzji, które i tak byłyby przecież błędne. Powinny być za to wdzięczne…

„Chciałabym wierzyć, że to, co opowiadam, to tylko taka historia. Potrzebna mi jest ta wiara. Muszę w to uwierzyć. Ci, którzy wierzą, że te historie to tylko takie opowiastki, są w lepszej sytuacji. Jeśli to, co mówię, to tylko opowiastka, to znaczy, że zakończenie zależy ode mnie. Że w ogóle istnieje jakieś zakończenie, po którym jest życie. Że mogę podjąć tam, gdzie przerwałam. Ale to nie jest opowiastka.”

Narracja głównej bohaterki odznacza się pewną refleksyjnością. Historia, którą opowiada, jest nie tylko smutna, ale przede wszystkim pełna bólu. Kulawa i w jakiś sposób okaleczona. Poszarpana. Teraźniejsze wydarzenia bez żadnego ostrzeżenia przeplatają się ze wspomnieniami dotyczącymi czasów, kiedy była szczęśliwa mając u swego boku męża i ukochaną córeczkę. Teraz pozostała jej tęsknota za nimi oraz niewiedza dotycząca ich losów odkąd zostali w brutalny sposób rozdzieleni. Opowiadanie historii, kierowanej w myślach do jej męża, pozwala Fredzie wierzyć, że on nadal żyje.

„(…) wierzę, że jesteś, powołuję cię do życia mocą swojej wiary. Opowiadając ci tę historię, wymuszam twoje istnienie. Mówię, więc jesteś.”

Nic więcej jej bowiem nie zostało. Nic, poza wiarą i nadzieją, że pewnego dnia ponownie spotka tych, których tak bardzo kocha.

Podejrzewam, że niektórzy czytelnicy sięgnąwszy po tę książkę będą z niedowierzaniem przyglądać się Fredzie, wręcz potępiać ją za jej zachowanie. Jest ona bowiem bierna… Ugina się i bez stawiania się wypełnia wszystkie polecenia. Nie odznacza się brawurą, nie jest przebojowa, nie ma w niej heroizmu. Zamiast tego idzie z prądem. Tam, gdzie jej każą. Jednakże jeśli postawić się w jej sytuacji, zrozumieć otaczający ją świat, panujące w nim zasady, okaże się, że jest to jedyny sposób na to, by móc przetrwać. Jest więc ona bez dwóch zdań postacią tragiczną.

Żyje bowiem ona w świecie, który jest po prostu przerażający. W świecie reżimu i skrajnej ortodoksji; w którym powrócono do wartości tradycyjnych, ale w złym tego słowa znaczeniu. W rzeczywistości, w której brutalność i barbarzyństwo są na porządku dziennym i w której nie istnieje coś takiego jak wzajemne zaufanie.

Najgorsze w tej historii jest jednak to, że może się ona ziścić, stać naszą własną przyszłością. My również coraz bardziej niszczymy środowisko – co stało się m.in jedną z głównych przyczyn drastycznego spadku przyrostu naturalnego w świecie Fredy. Nasze władze już teraz próbują wpływać na kobiety, zmuszać je do rodzenia dzieci i za pomocą przepisów kontrolować, komu wolno posiadać potomstwo i w jaki sposób może być ono poczęte. Dlatego też historia napisana przed ponad trzydziestu laty przez Margaret Atwood, przywrócona teraz do łask dzięki cieszącemu się coraz większą popularnością serialowi na Showmaxie, powinna zmusić ludzi do refleksji nad kondycją naszego społeczeństwa, nad tym, w jakim kierunku zmierza przyszłość ludzkości i jak ważne dla niej, dla jej przetrwania są kobiety.

Otwórzmy oczy, póki nie jest za późno…

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: The Handmaid’s Tale
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska – Hanasz
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 368
ISBN: 978-83-8032-171-7

Książka do kupienia na stronie księgarni

13Shares