Z kontynuacjami bywa tak, że albo są lepsze od poprzedniej części, albo wręcz przeciwnie – zawodzą nasze oczekiwania względem tego, jak wyobrażaliśmy sobie ciąg dalszy losów bohaterów danej powieści. Nie ma co się oszukiwać – „Nevermore. Kruk” Kelly Creagh kompletnie do mnie nie trafił, a jego lektura była dla mnie męczącym doświadczeniem.
Dlaczego zatem postanowiłam sięgnąć po kontynuację, czyli „Nevermore. Cienie”? Dobre pytanie… Jeśli powiem wam, że całkowicie zapomniałam o tym, że poprzedni tom był słaby i że odkładałam go z myślą, że na tym zapewne skończy się moja przygoda z historią Isobel oraz Varena, to byście uwierzyli? Szczerze wątpię… Tyle tylko… że to prawda… A uderzyła ona we mnie dopiero wówczas, gdy po dotarciu do ostatniej strony drugiego tomu powróciłam do recenzji poprzedniej części, by móc przekonać się, co takiego mnie w niej zachwyciło, że zechciałam sięgnąć po kontynuację… Nieprawdopodobna sytuacja! Skoro jednak już tu jesteśmy, a ja mam za sobą kolejny tom z serii Nevermore, nie zaszkodzi napisać o nim kilku słów.
Varen zniknął uwięziony w pułapce koszmarnej rzeczywistości, w której jedne z najbardziej chorych snów Edgara Allana Poe stały się iście przerażającą jawą. Tymczasem Isobel przez cały czas myśli jedynie o tym, w jaki sposób może do niego dotrzeć, by móc go uwolnić.
„Nie potrafiła nie zadać sobie pytania, czy to poczucie rozbicia i porzucenia w jakimkolwiek stopniu odpowiadało temu, co musiał czuć on, kiedy zdał sobie sprawę, że ona po niego nie wróci. Że jest sam. Absolutnie i bezwzględnie sam.”
Kluczem do zagadki wydaje się być tajemniczy i niechwytny Reynolds, który swego czasu zarówno jej pomagał, ale też boleśnie oszukał. Tylko on wydaje się znać sposób przekraczania granicy jawy i snu. Isobel zdecydowana jest jednak na wszystko, aby móc ponownie spotkać tego, bez którego jej całe życie straciło sens. Pytanie tylko, czy jest gotowa na to, co czeka na nią po drugiej stronie… Nie wie bowiem, iż Varen nie jest już tym samym chłopakiem, który swego czasu skradł jej serce…
„Zaśnij choć na chwileczkę,
By zbudzić się ze mną w snach.
I nasze „zawsze” rozsypać,
W wiecznego „nigdy” piach.”
Historia opowiedziana na kartach tego tomu pod jednym względem podobna jest do tego, co otrzymaliśmy poprzednim razem – przez większość czasu jest po prostu niesamowicie… nudna. Poza w miarę – na swój pokręcony i chaotyczny sposób – interesującymi koszmarnymi snami, które coraz częściej nawiedzają Isobel oraz kilkudziesięcioma ostatnimi stronami, na których cała akcja nabiera tempa i rumieńców, prawie że w ogóle nic się tu nie dzieje…
Isobel przez cały czas skupiona jest całkowicie na tym, jak dotrzeć do miejsca, w którym co roku o tej samej porze pojawia się Reynolds. Jednakże całe jej zachowanie, podejmowane przez nią kroki, nie mówiąc już o tym, że praktycznie niczego tak na dobrą sprawę do samego prawie że końca nie ma porządnie ani przemyślanego, ani tym bardziej zaplanowanego, sprawia, że po raz kolejny jej postać tylko aby mnie irytowała i podnosiła ciśnienie. Nie wiem jakim cudem udało mi się dotrzeć do końca tej powieści… Chyba jedynie, zresztą jak i poprzednim razem, dla chwil, w których pojawiał się Varen. Jego postać, cała ta tajemniczość oraz mrok osnute wokół jego osoby, nadal mnie bowiem fascynują. Chciałam w końcu przekonać się, jak że też zakończy się ponowne spotkanie dwojga kochanków i czy dla niego warto było męczyć się z lekturą przez całą tę powieść.
Przyznać trzeba, iż okazało się ono… zaskakujące. Boleśnie zaskakujące, w każdym tego słowa znaczeniu. Spodziewałam się rzecz jasna, że nie będzie tu jeszcze happy endu (wszak jest jeszcze jeden tom tej historii), niemniej nie przeczuwałam, że wypadki rozgrywające się na kartach powieści zakończą się właśnie w taki a nie inny sposób. Sprawiający, że mimo tego, iż doprawdy męczące było dla mnie dotarcie do tego momentu, to mam ochotę na sadomasochizm – czyli sięgnięcie po ostatnią część, by móc przekonać się, czy znajdę w niej rozwiązania wszystkich pytań pozostających dotąd bez odpowiedzi oraz w jaki sposób zakończy się historia mrocznej miłości Isobel i Varena. Pytanie tylko, czy naprawdę warto…
Podobało Ci się? Możesz mnie wspierać ?
Tytuł: Nevermore. Cienie
Autor: Kelly Creagh
Tytuł oryginalny: Nevermore: Enshadowed
Tłumaczenie: Aleksandra Krakowska
Wydawnictwo: Jaguar / współpraca
Rok wydania: 5 lipca 2023
Seria/Cykl: Nevermore, tom 2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-8266-245-0
Opisywana książka jest egzemplarzem recenzenckim.
Wydawnictwo nie miało wpływu na moją ocenę i treść recenzji.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Jaguar
Pamiętaj: #czytajlegalnie !
⏬ książkę kupisz np. tu ⏬