„Zbrodnia po irlandzku” – Aleksandra Rumin

„To się nie dzieje naprawdę (…) Ja śnię, nie widzę innego wytłumaczenia. Turyści tak po prostu nie giną jeden po drugim. Tutaj się dzieje coś bardzo dziwnego…”

A wydawać by się mogło, że wyjazd na wycieczkę objazdową to sama przyjemność. Człowiek nie musi się niczym martwić. Nie dość, że zawiozą go z punktu A do B, pokażą i opowiedzą o wszystkim wartym uwagi, to jeszcze w odpowiednich porach dnia nakarmią oraz zapewnią nocleg. Tymczasem okazuje się, iż tego typu wyjazdy rokrocznie zbierają śmiertelne żniwo! Turyści giną m.in z powodu ataku dzikich (lub nie) zwierząt, przez zatrucia i inne paskudne choróbska, a także i może przede wszystkim przez własną głupotę.

„Ludziom życie nie jest miłe, a turystom w szczególności.”

Jednak mimo to chętnych na tego typu atrakcje nie brakuje, a już zwłaszcza wówczas, kiedy nie muszą płacić za nie ani grosza…

Nic więc dziwnego, że nagle znaleźli się chętni na wyjazd do Irlandii organizowanego przez biuro podróży „Hej Wakacje”, by wziąć udział w „Szmaragdowej przygodzie” – choć pierwotnie nikt nie chciał spędzać wakacji w miejscu, do którego wyjeżdża się jedynie na zmywak. Ale kto by odmówił udziału w darmowej wycieczce?

I tak oto wyłonieni w drodze konkursu szczęśliwcy wyruszają na podbój ojczyzny whiskey i guinnessa mając za swego przewodnika człowieka chodzącego na spotkania dla Anonimowych Alkoholików, który mimo usilnych prób, nadal nader często zagląda do kieliszka. Czy to się zatem może skończyć dobrze? Zwłaszcza iż ów przewodnik ma już na sumieniu pewnego turystę?

Szybko okaże się, iż będzie on – niczym bohater czytanej przez niego w międzyczasie powieści zatytułowanej „Zbrodnia po irlandzku” – pilotem najbardziej pechowej wycieczki po Irlandii w historii światowej turystyki. W sytuacjach kryzysowych do głosu dochodzić zaczną najgorsze instynkty, a kiedy rozpocznie się owcza apokalipsa, w głowie pilota zrodzi się tylko jedno pytanie: co tu do diabła jasnego się dzieje!?!?

Aleksandra Rumin to autorka, która na początku tego roku dała się poznać naszym czytelnikom dzięki swej debiutanckiej powieści zatytułowanej „Zbrodnia i Karaś”, będącej zgrabnym połączeniem kryminału, komedii, satyry oraz powieści obyczajowej okraszonej nutką fantastyki. Pisarka skupiła się wówczas na środowisku uniwersyteckim, inteligentnie ośmieszając i piętnując pewne zachowania, do których dochodzi w murach uczelnianych, ale też poszła o krok dalej – nawiązując do świata polityki, kondycji naszej służby zdrowia, czwartej władzy (z mediami społecznościowymi na czele), ludzkiej sprzedajności czy zakłamanych relacji rodzinnych. Nie inaczej jest w przypadku „Zbrodni po irlandzku” – z tą różnicą jednak, iż tym razem Aleksandra Rumin skoncentrowała się na turystach (z naciskiem na naszych rodaków) i nie wplotła w swą historię elementu nadprzyrodzonego.

Trzeba przyznać, iż z powieści Rumin wyłania się smutny obrazek Polaków wyjeżdżających na zagraniczne wojaże. Dajemy się poznać na obczyźnie jako wandale, złodzieje i najzwyklejsze prymitywy, które dla osiągnięcia własnych celów gotowe są iść dosłownie po trupach. Oczywiście zachowanie turystów innych narodowości również pozostawia wiele do życzenia, jednakże nasi krajanie przodują w tej dziedzinie.

„Zbocze znajdowało się na wyciągnięcie ręki, ale trwała przy nim regularna bitwa. Grunwald to przy tym piknik na świeżym powietrzu. Kto nigdy nie spojrzał w oczy rozszalałego turysty, który chce zrobić zdjęcie, nie ma pojęcia, czym jest prawdziwy strach.”

Nie tylko jednak turystom obrywa się od Autorki. Piętnuje chociażby zakorzenione głęboko w naszej świadomości stereotypy (dresiarz = przestępca), a także śmieje się z niekompetencji funkcjonariuszy służb porządkowych.

„(…) ujrzał bardzo młodego, barczystego policjanta. Za nim stał drugi, lekko siwiejący na skroniach, o surowym wyrazie twarzy.
– Panowie… – zaczął, ale nie skończył.
Sekundę później leżał na chodniku, a gorliwy funkcjonariusz przyciskał go kolanem do ziemi.
– Oj, Pawełku! Jak cię uczyłem?! „Stać! Policja!”, a nie od razu rzucasz się do powalania klienta. A jak to jest zupełnie niewinny obywatel, co?!
– Jak niewinny, tatuś?! Przecież w dresie jest, znaczy się element przestępczy. (…) skoro gnój chodzi po ulicy w dresie, to bankowo coś kombinuje (…).”

Nie boi się też głośno mówić o tym, jak często wygląda traktowanie i wykorzystywanie kobiet przez ludzi zasiadających na wyższych stanowiskach, a także o tym, iż tak naprawdę liczą się jedynie znajomości a nie faktyczne umiejętności, aby zdobyć pracę. Jest baczną obserwatorką społeczeństwa i wszystkiego, co dzieje się wokół niej, a wszelkie swe spostrzeżenia inteligentnie, zabarwiając humorem, wplata w opowiadaną przez siebie historię.

O bohaterach rozpisywać się nie będę, gdyż nie chciałabym odbierać wam przyjemności poznania każdego z nich. A naprawdę są tego warci, wszyscy, bez wyjątku. Przyznam, że dawno już nie miałam do czynienia z tak szaloną mieszanką charakterów i osobowości. Iście wybuchową i niezwykle zaskakującą. Bo i kogóż tu nie ma! Prezes, modelka, artystka, narcyz, właścicielka butiku, psychiatra, emerytowany wuefista, alkoholik, Baronowa Raszpla… Musicie ich poznać!

Zakończenie? Po raz kolejny absolutnie nieprzewidywalne! Daję głowę, że nikt z was nie będzie w stanie przewidzieć nie tylko rozwoju wypadków, ale przede wszystkim wyjaśnienia tego wszystkiego, co mieć będzie miejsce podczas „Szmaragdowej przygody”. Autorka zawiązała niesamowitą intrygę, która koniec końców pozostawia czytelnika w pełni usatysfakcjonowanego lekturą. Dlatego też tak bardzo cieszy mnie fakt, iż „Zbrodnia po irlandzku” Aleksandry Rumin ukaże się pod moim patronatem medialnym <3. Zachęcam was gorąco do sięgnięcia po ten tytuł, bo naprawdę warto! ?

Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: 12/08/2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 304
ISBN: 9788362577989


1Shares