Recenzja: „Jenny Finn” – Mike Mignola, Troy Nixey

Jak daleko sięgam pamięcią fascynowały mnie wiktoriańskie klimaty. Nic więc dziwnego, że moją uwagę przykuł album zatytułowany „Jenny Finn” autorstwa Mike’a Mignoli („Hellboy”, „Baltimore”) oraz Troy’a Nixey’a (ilustracje do „Historie prawdopodobne”), po raz pierwszy wydany w kolorze, od wydawnictwa Egmont, którego akcja rozgrywa się właśnie w wiktoriańskiej Anglii.

Na XIX-wieczny Londyn padł blady strach. Z jednej strony grozę wzbudza krążący jego ulicami seryjny morderca, który – niczym Kuba Rozpruwacz – w wyszukany sposób pozbawia życia kolejne prostytutki. Z drugiej strony zaś jego mieszkańców dotyka przedziwna zaraza, która naznacza i przeobraża ich ciała na podobieństwo morskich stworzeń.

Pośród tego chaosu Joe – prosty chłopak ze wsi, zatrudniony w miejscowej ubojni – pewnego dnia spotyka na swej drodze dziewczynkę, która całkowicie kłóci mu się z otaczającą go rzeczywistością, a wrodzona potrzeba chronienia niewinnych oraz bezbronnych istot sprawia, że postanawia otoczyć ją opieką. Szybko jednak przekona się, iż ta, której chciał pomóc, może mieć związek ze wszystkim tym, co się teraz dzieje w mieście. Czy będzie jednak gotów na poznanie prawdy o Jenny Finn?

Ta niedługa historia pełna jest wiktoriańskich akcentów takich jak stara architektura, antyki, źle dopasowane wełniane garnitury czy ciężkie suknie noszone przez kobiety, a pośród tego wszystkiego umieszczona została mieszanina przeróżnych potworów – zarówno tych o całkowicie ludzkim obliczu, jak też takich rodem z lovecraftowskich opowieści. Z kolei surowa kreska, karykaturalne (i jak dla mnie zupełnie odstręczające) oblicza pojawiających się na kolejnych stronach postaci, wszechobecne macki oraz ciemna oprawa graficzna budują wyczuwalnie duszny, mroczny, mało przyjemny klimat całej opowieści.

Wydawca albumu zachęca potencjalnego czytelnika hasłami: „pasjonująca i niepokojąca opowieść”, „jeden z najbardziej poruszających komiksów” czy „cudownie niepokojące dzieło, które podkreśla ludzką niedolę”. Będąc zupełnie szczerą historia „Jenny Finn” była dla mnie mocno przeciętna i w żaden sposób nie zdołała mnie do siebie przekonać – mimo gdzieś tam po cichu przewijającego się wątku nieszczęśliwej, nieodwzajemnionej miłości (panna Platt) czy próby ukazania prawdy o otaczającym nas świecie, w którym to ludzie stojący u szczytu władzy za nic mają słabsze i bezbronne jednostki. Okazała się ona bowiem zbyt krótka, za słabo opowiedziana, z tak naprawdę nijakimi i nie wzbudzającymi większych uczuć bohaterami. Minusem jest również użyta tu czcionka, która momentami jest zbyt drobna bądź kolory samych dymków zbyt ciemne, przez co całość staje się mało czytelna – zwłaszcza dla kogoś z problemami ze wzrokiem. To wszystko sprowadza się do tego, że nie mogę polecić tego albumu innym czytelnikom – chyba że jedynie fanom twórczości Mike’a Mignoli, jako uzupełnienie ich kolekcji.


Doceniasz mój wkład w promowanie czytelnictwa? Możesz mnie wspierać ?


Tytuł: Jenny Finn
Scenariusz: Mike Mignola, Troy Nixey
Tytuł oryginalny: Jenny Finn
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2024
Seria: Jenny Finn, zeszyty 1-4
Seria: Klub Świata Komiksu
Oprawa: twarda
Format: 17×26 cm
Rysunki: Troy Nixey (rozdziały 1-3), Farel Dalrymple (rozdział 4)
Kolory: Dave Stewart
Liczba stron: 136
ISBN: 978-83-281-5366-0

Opisywana książka jest egzemplarzem recenzenckim.
Wydawnictwo nie miało wpływu na moją ocenę i treść recenzji.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Egmont

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
⏬ książkę kupisz np. tu ⏬


1Shares