„Pozycja trupa” – Magda Kuydowicz

Po niektóre książki sięgamy, gdyż planowaliśmy ich lekturę już od jakiegoś czasu. Po inne, gdy nadarzy się ku temu jakaś wyjątkowa bądź krótko trwała okazja. Są też i takie, które trafiają w nasze ręce przypadkiem, a my – zaintrygowani zarysem fabuły widniejącym na ich okładkach – pod wpływem chwilowego impulsu postanawiamy dać im szansę i zapoznać się z opowiedzianą na ich kartach historią.

Do której z tych grup należy niedawno przeczytana przeze mnie „Pozycja trupa” Magdy Kuydowicz? Otóż do ostatniej. Książka ta trafiła do mnie zupełnie niespodziewanie. Nie planowałam jej przeczytać. Ba! Nawet nie wiedziałam, że w ogóle została wydana! Co tu dużo ukrywać… o autorce, Magdzie Kuydowicz również nie słyszałam, mimo że na swym koncie ma już kilka książek (dwie kulinarne, współtworzyła dwa poradniki, napisała jedną powieść – komedię kryminalną zatytułowaną „Stało się”). Do przeczytania jej najnowszego dzieła zachęciła mnie… okładka. Tak, wiem, nie ocenia się książek po okładkach, ale kiedy spojrzałam na tytuł i te wszystkie pocieszne szkieleciki, a także na dwa hasła: „komedia kryminalna” + „Morderstwo i joga”, nabrałam chęci na zapoznanie się z tą historią.

Główną bohaterką jest czterdziestokilkuletnia Marianna Kropka, która niczego w życiu nie traktuje poważnie. A już zwłaszcza swojego narzeczonego, dziennikarza śledczego Kuby Klopsa, który usilnie próbuje okiełznać jej wrodzoną potrzebę niezależności oraz jej zamiłowanie do wolności. Mając dość jego, a także trwającego od pewnego czasu remontu w jej mieszkanku, Marianna zamierza wziąć udział w warsztatach jogi organizowanych na podwarszawskiej wsi Szałapały, podczas których zamierza się wyciszyć i odpocząć od codziennego życia.

Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem…

Tuż przed wyjazdem Marianna zmuszona jest się tłumaczyć funkcjonariuszom prawa z pewnego dość nieprzyjemnego zajścia. Później okazuje się, że Klops niespodziewanie towarzyszyć jej będzie podczas warsztatów. A i tam nie będzie lepiej! Nie dość, że pojawi się trup, to na dodatek dojdzie do porwań i straszenia. Ci, którym ufała, okażą się zdradzieccy i nieprzewidywalni, a na koniec wbiją jej nóż w plecy. I jakby tego było mało, na horyzoncie pojawi się ktoś, do kogo serce Marianki zabije mocniej, niż do jej narzeczonego…

Mówiąc krótko – o spokoju i harmonii nasza bohaterka będzie mogła jedynie pomarzyć…

Brzmi fajnie i intrygująco? A jakże! Szkoda tylko, że kiedy już usiadłam z książką w ręku, to im dalej posuwałam się z lekturą, tym mój początkowy entuzjazm odchodził w siną dal – i to w coraz szybszym tempie, aż w końcu całkowicie zniknął mi z oczu pozostawiając mnie z poczuciem głębokiego rozczarowania. Tak, to najbardziej trafne określenie na to, co czułam, gdy dotarłam do zakończenia całej tej historii. Rozczarowanie. Ale też bycie oszukaną, gdyż dałam się nabrać (o zgrozo!) na te wszystkie pochlebne rekomendacje i hasła zamieszczone na okładce książki. A już zwłaszcza na słowa Antoniny Kondrat mówiące o tym, iż:

„Ta książka przypomina, że literatura to także – a może przede wszystkim? – przyjemność. Pełnokrwiści bohaterowie, nienagannie skonstruowana intryga i (najważniejsze) poczucie humoru. Radość czytania!”

Nie wiem, jakie książki prędzej czytywała pani Kondrat, ale nie mogę się zgodzić z żadnym z powyższych określeń dotyczących dzieła Kuydowicz. Pełnokrwiści bohaterowie? A skądże! Co najwyżej denerwujący i irytujący, na czele z główną bohaterką, której zachowania – zwłaszcza w stosunku do swego narzeczonego – nie potrafiłam zrozumieć. Nienagannie skonstruowana intryga? Jakaż znów intryga, ja się pytam? Zwykły przekręt i machlojki, jakich wszędzie dookoła pełno. Ani to wymyślne, ani wyszukane. I – jak to podkreślono: najważniejsze – poczucie humoru… Moje chyba jest inne…, gdyż mnie ta historia w ogóle nie bawiła, a co najwyżej nudziła – zwłaszcza kiedy musiałam czytać o kolejnych pozycjach jogi, którym – z mniejszym bądź większym trudem – musieli podołać uczestnicy warsztatów, czy też o tym, co akurat serwowano na obiad bądź też inne posiłki w ciągu dnia. I te wszystkie nazwiska bohaterów… Kropka, Klops, Luks, Kudełka, Piłka, Tyrała, Panewka itp itd. Ja rozumiem, miały one wprowadzać element humorystyczny do powieści, jednak – moim zdaniem i dla szacunku wobec czytelnika – co za dużo to nie zdrowo. Ciężko bowiem było spotkać tu kogoś, kto nazywałby się po ludzku, jakoś normalnie, a nie tak, że człowiek znów musiał przewracać oczami natrafiając na kolejnego, dziwnie zowiącego się jegomościa.

Wisienką na torcie jest zamieszczony we wstępie książki spis bohaterów biorących udział w opowiedzianej przez autorkę historii, który jest jednym WIELKIM SPOJLEREM!!! Jeśli chcecie dowiedzieć się, kto zginie bądź też niemalże zginie, zaginie bądź też okaże się być kimś więcej, niż się początkowo wydaje, dowiecie się tego z lektury dwóch pierwszych stron książki. Po co więc w ogóle ją czytać, skoro praktycznie wszystko zaserwowano czytelnikowi już na wstępie?

Podsumowując? Nie mogę polecić wam niestety „Pozycji trupa” Magdy Kuydowicz. Nie jest to bowiem dobra książka – co najwyżej bardzo przeciętna, a na takie szkoda po prostu czasu. Za oknem coraz więcej słońca. Lepiej więc cieszyć się piękną pogodą, niż poświęcać uwagę czemuś, co niczego wielkiego sobą nie wniesie do waszego życia i nie pozostanie w waszej pamięci na dłużej.

Wydawnictwo: PASCAL
Rok wydania: 2019
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-8103-485-2


1Shares