Recenzja: „Seria Niefortunnych Zdarzeń. Zjezdne zbocze” – Lemony Snicket

Poprzednia część Serii Niefortunnych Zdarzeń zakończyła się w dość dramatycznym dla rodzeństwa Baudelaire momencie – Wioletka z Klausem zostali nie tylko rozdzieleni ze Słoneczkiem, ale też znaleźli się w aż nazbyt niebezpiecznej sytuacji, która mogłaby zakończyć się dla nich tragicznie, gdyby nie wynalazczy umysł Wioletki oraz pełne zaufanie Klausa do decyzji starszej siostry.

Dotąd to Hrabia Olaf deptał im po piętach, teraz jednak to Wioletka wraz z Klausem muszą wyruszyć śladem ich prześladowcy oraz bandy jego łotrów, aby móc uratować swą małą siostrzyczkę.

Przed nimi niebezpieczna przeprawa przez Góry Grozy, podczas której doświadczą nie tylko kolejnych nieprzyjemności, ale też niejednokrotnie będą musieli wykazać się tak sprytem jak i intelektem, aby móc wybrnąć z trudnych sytuacji, w których się znajdą.

Czy dadzą radę odnaleźć i uratować Słoneczko? Jakie niespodzianki czekają na nich po drodze? I czy uda im się w końcu odkryć, co oznacza skrót WZS?

Historia powoli zmierza ku końcowi – wszak ten tom to już dziesiąta odsłona trzynastoczęściowej Serii Niefortunnych Zdarzeń. Wydawać by się mogło, że na tym etapie powinniśmy odkryć już większość tajemnic, które do tej pory pojawiły się w życiu rodzeństwa Baudelaire, a tymczasem jest wręcz przeciwnie! Gdy pojawia się rozwiązanie jednej zagadki, na jej miejsce wskakują kolejne dwie i nagle okazuje się, że wszystko to, co nieoczekiwanie stało się udziałem naszych bohaterów, jest bardziej skomplikowane niż początkowo się wydawało. Ale to dobrze, bo dzięki temu po zakończeniu książki, ma się ochotę sięgnąć po kolejną część.

Trudność w pisaniu o kolejnych tomach dłuższej serii stanowi to, że siłą rzeczy nie da się niektórych rzeczy nie powtarzać. Zwłaszcza gdy kolejne części są pod jakimiś względami do siebie podobne. Tak jest i tym razem – zarówno pod kątem samego wydania, które nie odbiega od poprzednich tomów, jak i tego, że książka ta, podobnie jak poprzednie części serii, prócz warstwy czysto rozrywkowej, serwuje czytelnikowi wiele ciekawostek, jak też porusza trudne tematy. Podczas lektury czytelnik pozna m.in. znaczenie słów: „nie ma dymu bez ognia” oraz odkryje, z czym wiążą się „kuluary władzy” czy „syndrom sztokholmski”. Poza tym będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytanie: czy ogień zawsze należy zwalczać ogniem, oraz zrozumie, co swego czasu Friedrich Nietzsche miał na myśli mówiąc o spoglądaniu w otchłań.

Jeśli dotąd nie mieliście okazji sięgnąć po książki z Serii Niefortunnych Zdarzeń, albo zastanawialiście się nad tym, ale nie byliście do niej przekonani, to nie wahajcie się dłużej, bowiem ich lektura to nie tylko rozrywka inteligentna, ale też pozwalająca nabrać odpowiedniego dystansu do różnych, pechowych, przykrych, nieprzewidywalnych itp. rzeczy, które mogą przydarzyć się w naszym życiu. Ze swojej strony, po raz już dziesiąty, polecam 🙂


na „Serię Niefortunnych Zdarzeń” składają się tomy:

„Przykry początek” – „Gabinet gadów” – „Ogromne okno” – „Tartak tortur” – „Akademia antypatii” – „Winda widmo” – „Wredna wioska” – „Szkodliwy szpital” – „Krwiożerczy karnawał” – „Zjezdne zbocze” – „Groźna grota” – „Przedostatnia pułapka” – „Koniec końców”


Podobało Ci się? Możesz mnie wspierać ?


Tytuł: Zjezdne zbocze
Autor: Lemony Snicket
Tytuł oryginalny: The Slippery Slope
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawnictwo: Harper Collins
Rok wydania: 2024
Seria/Cykl: Seria Niefortunnych Zdarzeń, tom 10
Oprawa: twarda
Ilustracje: Brett Helquist
Liczba stron: 352
ISBN: 978-83-276-8672-5

Opisywana książka jest egzemplarzem recenzenckim.
Wydawnictwo nie miało wpływu na moją ocenę i treść recenzji.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Harper Collins

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
⏬ książkę kupisz np. tu ⏬


1Shares