„Duma i uprzedzenie, i zombie” (Pride and Prejudice and Zombies, 2016)

Zacznijmy może od tego, że uwielbiam filmy o zombie. Nawet jeśli z zarysu fabuły dany film wydawałby się niesamowicie głupi i nie wart mojej uwagi, to i tak z ciekawości (chorej?) go obejrzę. Mój mąż nie potrafi tego zrozumieć, ale dzielnie znosi te moje lekkie odchyły od normy i twardo zasiada u mego boku, by wraz ze mną obejrzeć wybraną przeze mnie pozycję. A że w większości przypadków niedługo potem zasypia… No cóż, nie komentujmy.

Tym razem mój wybór padł na dzieło sprzed dwóch lat, filmową adaptację powieści Setha Grahame’a-Smitha „Duma i uprzedzenie, i zombie”, w reżyserii Burr’ego Steersa, odpowiedzialnego również za jej scenariusz. Muszę przyznać, iż mocno zaintrygował mnie ten tytuł. No bo jak to, jedna z najbardziej rozpoznawalnych i uwielbianych przeze mnie historii pióra Jane Austen, wielokrotnie przenoszona na ekrany kin, tym razem połączona została z tematyką zombie? Przecież to się nie mogło udać, prawda?

Przenosimy się do Anglii, której mieszkańcy od dawien dawna świadomi są istnienia zombie oraz zagrożeń, które ze sobą niosą. Dlatego też pan Bennet (Charles Dance) zadecydował, iż jego córki zamiast uczyć się wytworności – jak przystało na panienki z dobrego domu – ćwiczyć się będą w sztukach walki. Z postanowieniem tym nie do końca zgadzała się jego żona (Suki Waterhouse), będąca zdania, iż przez to jeszcze trudniej będzie im znaleźć odpowiednich kandydatów na męża. A wiadomo przecież, że zombie nie zombie, panna za mąż wyjść musi.

Kiedy więc dociera do niej informacja, że w jednej z okolicznych posiadłości zamieszkał młody i dobrze sytuowany pan Bingley (Douglas Booth), pani Bennet upatruje w tym szansę na zapewnienie przyszłości choć jednej ze swoich córek. Okazją na zaprezentowanie ich nowemu sąsiadowi ma być bal. Dziewczęta poznają jednak na nim nie tylko pana Bingley’a, ale też jego najlepszego przyjaciela – pana Darcy’ego (Sam Riley).

z lewej Darcy, z prawej Bingley

Pierwszemu z nich wpada w oko najstarsza z sióstr – Jane (Bella Heathcote), zaś Darcy nie kryje się z krytyką tak samego balu, jak i urody panien Bennet, w tym Elizabeth (Lily James), która słysząc to z miejsca wyrabia sobie o panu Darcy’m nie najlepsze zdanie.

Zabawę przerywa pojawienie się zombie… i kiedy większość gości w panice próbuje ratować własne życie, panny Bennet bynajmniej nie zamierzają poddać się bez walki, dzielnie stawiając im czoła – czym mocno zaskakują Darcy’ego, który – wbrew sobie – zmienia o nich zdanie, a zwłaszcza o panience Lizzie.

Lizzie z przodu, Jane z jej lewej

Nie oznacza to jednak, że od tej pory żyć będą długo i szczęśliwie. Wręcz przeciwnie! Na każdym kroku udowadniać będą przed sobą swoją wyższość na wszystkich możliwych polach. Nie łatwo jest bowiem pokonać własną dumę i uprzedzenia, zwłaszcza kiedy co i rusz trzeba stawiać czoła kolejnym zombie…

Co istotne twórca filmu nie odbiegł zbyt daleko od papierowego pierwowzoru, pozostawiając ciąg wydarzeń historii miłosnej Lizzie i pana Darcy’ego takim, jakim przedstawiła go w swej powieści Jane Austen. Umiejętnie wplótł jedynie do niego dodatkowy wątek związany z nieumarłymi, odpowiednio dostosowując do niego całą resztę. I wiecie co? Wyszło mu to naprawdę bardzo dobrze. Całość zachowała romantyczny klimat austenowskiego dzieła, a jednocześnie zyskała pewną nutę świeżości, przez co na z dawna znaną i uwielbianą przeze mnie historię patrzyłam z niekłamaną ciekawością i zainteresowaniem, odkrywając ją jakby na nowo.

Co mi się podobało? Przedstawienie samych nieumarłych. Nowe spojrzenie reżysera na te krwiożercze istoty. Tak, nadal uwielbiają pożerać ludzkie mózgi, ale… No właśnie, jest pewne ALE. Nie od razu stają się potworami, gdyż w pierwszym stadium, dopóki nie zasmakują ludzkiego mięsa, potrafią umiejętnie kryć się pomiędzy żywymi – zachowując się zupełnie jakby nie byli zombiakami. Przyznać muszę, że pan Darcy miał ciekawą metodę na ich wykrywanie, która w jednej ze scen przedstawiona została w nader humorystyczny sposób – przy okazji obrazowo ukazujący charakterek Lizzie 😉

Dobrze dobrany skład aktorów to kolejny plus tego filmu. Zarówno Lily James (Lizzie) jak i Sam Riley (Darcy) świetnie poradzili sobie z przedstawieniem swoich postaci, nie tylko z ukazaniem ich upartych charakterów, ale też drogi do zrozumienia, że są sobie pisani. Miłym zaskoczeniem natomiast jest pojawienie się w dziele Steersa dwojga aktorów znanych widzom z cieszącego się olbrzymią popularnością serialu „Gra o tron” nakręconego w oparciu o bestsellerową sagę pióra George’a R.R. Martina „Pieśń Lodu i Ognia”, a mianowicie Charlesa Dance’a (pan Bennet) oraz Leny Headey, która tutaj wcieliła się w rolę patronki wielebnego Collinsa (Matt Smith) – lady Catherine de Bourgh, będącej… legendarną pogromczynią zombie. Szkoda tylko, że było jej w filmie tak mało i że na dobrą sprawę nie pokazała tego, na co ją stać w walce z nieumarłymi.

Naprawdę dobrze bawiłam się podczas seansu „Dumy i uprzedzenia, i zombie”. Zgrabne połączenie gatunków, bardzo dobra gra aktorska, kostiumy i muzyka… wszystko działa na plus tego filmu i sprawia, że znaną do bólu historię ogląda się z niekłamaną przyjemnością i zainteresowaniem. Przyznam jednak, że długo wahałam się, czy obejrzeć ten film. Sądziłam, że to będzie jakieś banalne, nie warte mojej uwagi badziewie, przez które tylko aby stracę swój cenny czas i nadszarpię nerwy. A tu taka niespodzianka! Jak widać czasem warto przełamywać własne uprzedzenia i dać szansę temu, co skazywało się z góry na porażkę.

 

„Duma i uprzedzenie, i zombie”

Tytuł oryginalny: Pride and Prejudice and Zombies / Rok produkcji: 2016 / Produkcja: USA, Wielka Brytania / Studio: Cross Creek Pictures / Gatunek: horror, romans / Czas: 107 min / Reżyseria: Burr Steers / Scenariusz: Burr Steers / Muzyka: Fernando Velázquez / Obsada: Lily James, Sam Riley, Jack Huston, Bella Heathcote, Douglas Booth, Charles Dance, Lena Headey, Suki Waterhouse


Jeśli lubisz tematykę zombie, zajrzyj tu: „The ReZort”„Łowcy zombie”, „Rabusie kontra zombie”, „Zombie SS”, „Zombie SS 2”

0Shares