Recenzja: „Dom Maynarda – Herman Raucher

„Dom kulił się niczym stare kocisko wśród szarości i brązu na przypominającym puchatą poduszkę wzgórzu, pogrążony w zimowej drzemce. Zasypany był śniegiem tak jak wszystko wokół, dach uginał się pod grubą na metr warstwą bieli. Okiennice były zatrzaśnięte, oczy domostwa nie dostrzegały więc przybyszy, choć bez wątpienia sam dom musiał wyczuć ich obecność – w końcu i koty, i domy mają taką moc.”

Taki właśnie idylliczny obrazek zastaje pewnego zimowego dnia Austin Fletcher, który po odbyciu służby wojskowej przybył do Maine, aby zamieszkać w domu zapisanym mu przez jego przyjaciela Maynarda, który nie miał tyle szczęścia co on i poległ na froncie.

„Przez całe swoje dwudziestotrzyletnie życie nie widział takiej przystani, nie podejrzewał nawet, że w ogóle istnieje i czeka na kogoś takiego jak on – samotnika nielubiącego snuć planów, niemającego pojęcia, co przyniesie jutro i nielubiącego spoglądać wstecz.”

Austin ma nadzieję, że dom Maynarda będzie azylem, w którym uda mu się odnaleźć spokój oraz uleczyć swą poranioną duszę, i który stanie się jego od dawna poszukiwanym miejscem na ziemi. Ani myśli więc uwierzyć w krążące o nim pogłoski, jakoby niegdyś należał on do prawdziwej wiedźmy, która swój żywot zakończyła zawisając na pobliskim drzewie, nie rzucającym nawet w najbardziej słoneczne dni najmniejszego cienia, i który – mimo tego, iż cały zbudowany został przecież z drewna – nie daje się w żaden sposób spalić.

Wkrótce jednak zaczyna do niego docierać, że być może opowieści te nie są jedynie miejscowymi bajaniami mającymi na celu nastraszyć nowo przybyłego mieszczucha.

„W tym domu, w jego wnętrzu i w jego otoczeniu, w ścianach i w ciemności coś się czaiło, coś, co zaczynało mu doskwierać. (…) Coś powoli przejmowało władzę, wchodziło na scenę, nadając ton i pociągając za sznurki. Coś wyrachowanego i mrożącego krew w żyłach (…) I nagle poczuł, że wpadł w zasadzkę, że został wessany przez kawałek papieru. Testament, a może test, nagryzmolony przez kogoś, kogo parę miesięcy temu nie znał nawet na tyle, by z nim porozmawiać.”

„Dom Maynarda” Hermana Rauchera to horror, który nie straszy czytelnika rozlewem krwi ani brutalnością, jak wiele innych powieści z tego gatunku. Tu grozę buduje stopniowo panująca w domu oraz wokół niego atmosfera. Samotność, odosobnienie, traumatyczne wspomnienia z frontu, głusza i nieokiełznana dzika natura, sam środek mroźnej zimy, a do tego krążące wokół domu owiane mrokiem legendy – to wszystko sprawia, że z każdym kolejnym dniem, każdą mijającą nocą pełną tajemniczych odgłosów i skradających się wokół cieni, kleszcze lęku coraz mocniej zaciskają się wokół głównego bohatera, a on sam zaczyna gubić się pomiędzy tym, co rzeczywiste, a co stanowi jedynie wytwór jego wyobraźni; krok po kroku osuwając się w szaleństwo oraz tracąc poczucie własnej tożsamości.

Chociaż czy na pewno tak jest? Czy wszystko to, co się wokół niego dzieje, czego doświadcza i co staje się jego udziałem, jest jedynie konsekwencją tego, iż jego straumatyzowany umysł w końcu postanowił się poddać i przestał radzić sobie z otaczającą bohatera rzeczywistością? A może faktycznie palce w tym wszystkim maczała dawien dawno zamieszkująca ten dom wiedźma, której duch nigdy go nie opuścił i która nadal utrzymuje nad nim swą władzę sprawiając, że życie kolejnych jego mieszkańców przeradzało się w czysty koszmar?

Jedno jest pewne – emocji podczas lektury tej powieści czytelnikowi na pewno nie zabraknie! Jego też zadaniem będzie dociec prawdy – co tak naprawdę przydarzyło się głównemu bohaterowi. Zwłaszcza że samo zakończenie powieści to istny majstersztyk przewracający całą historię dosłownie do góry nogami i pozostawiający czytelnika z rozdziawionymi ustami, mętlikiem w głowie i tysiącem pytań cisnących się na jego usta.

Na koniec cytat z jednego z dzieł Davida Thoreau, którego filozofią zafascynowany był wpierw Maynard, a później Austin, a które odnoszą się także do samego autora powieści, który również na pewien czas – tak jak jego bohater – zamieszkał w całkowitej głuszy, odcinając się od reszty dotąd znanego mu świata, aby odnaleźć wewnętrzny spokój.

„…Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawać w życiu wyłącznie przed najbardziej ważkimi kwestiami, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie życie nauczyć, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem.”


 

Tytuł oryginalny: Maynard’s House
Tłumaczenie: Maciej Wacław
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2021
Gatunek: horror, thriller
Oprawa: twarda
Ilustracje: Maciej Komuda
Posłowie: Grady Hendrix
Liczba stron: 364
ISBN: 978-83-7731-386-2

 


 

1Shares