- Wydawnictwo: Zielona Sowa
- Rok wydania: 2012
- Oprawa: twarda
- Liczba stron: 160
- ISBN: 978-83-265-0360-3
- Grupa wiekowa: 6+
Jeden rzut oka na okładkę książki Marcina Mortki wystarczył, abym sięgnęła po tę pozycję. Wyszczerzony od ucha do ucha wiking, u którego zza ramienia wygląda sympatyczny renifer. Uśmiech sam pojawił się na mej twarzy, kiedy tylko spojrzałam na tę dwójkę. To był impuls. Wiedziałam już, że chciałabym przeczytać tę książkę, aby móc później opowiedzieć ją swojej córce, bądź też razem z nią zasiąść wieczorem przed snem i poczytać wspólnie.
W środku znajduje się dwanaście opowieści, które razem składają się na jedną wielką przygodę Tappiego. A kimże on jest? Jest to moi drodzy wiking mieszkający w Chacie w Szepczącym Lesie. Jednakże nie jest on typowym przedstawicielem wikingów. Nie jest zły, srogi, ani chciwy. Daleko mu do rozbójnika mórz, z czego słyną jego kamraci. Tappi jest miły i uczynny. Każdemu, kto znalazł się w potrzebie, służy pomocą i to bardzo często bezinteresownie. Mieszkańcy Szepczącego Lasu darzą go wielką sympatią i również nie pozostawiają bez wsparcia, kiedy jest mu ono potrzebne. Tappi jest mądry i bardzo sprytny, jednakże często bywa dość gapowaty, przez co wpada w nie lada kłopoty.
Poznajemy go na krótko przed nadejściem srogiej zimy. Zdaje on sobie nagle sprawę, że nie poczynił żadnych zapasów na ten ciężki okres i czym prędzej postanawia nadrobić zaległości. Jednakże nie obyło się to bez kłopotów, gdyż musiał stawić czoło trollowi Gburkowi, który planował odebrać mu zebrane jedzenie. Później w życiu Tappiego pojawia się mały renifer o imieniu Chichotek. Dzięki pomocy wikinga udaje się mu uciec przed Lodowym Olbrzymem. Odtąd stają się przyjaciółmi. Nie spodziewają się jednak, że tej zimy nie dane im będzie się nudzić. Będą musieli odszukać magiczną kołyskę, a tym samym stawić czoła najprawdziwszemu smokowi. Następnie w Szepczącym Lesie pojawi się Gawędziarz, co wywoła nie małe poruszenie wśród okolicznych mieszkańców – zarówno ludzi, zwierząt, jak i innych istot. Wyruszą w niebezpieczną podróż, aby oddać kowalowi Sigurdowi jego magiczny młot. Po drodze przyjdzie im stoczyć nie jedną bitwę, w której będą musieli się wykazać wielkim sprytem i odwagą. Co dokładnie czeka ich po drodze? Jakie przygody przeżyją? O tym przeczytacie w „Przygodach Tappiego z Szepczącego Lasu”.
Dotąd Marcina Mortkę kojarzyłam jedynie jako autora powieści z gatunku fantastyki o podłożu historycznym. Wydał on już kilka książek m.in dylogię „Karaibska krucjata”, na którą składają się „Płonący Union Jack” i „La Tumba de los Piratas”. Związany z wydawnictwem Fabryka Słów, których nakładem na naszym rynku pojawiła się książka „Ragnarok 1940”. Sama dotąd nie miałam okazji zapoznać się z jego dziełami, jednakże czytałam na ich temat pochlebne recenzje. Tymczasem los chciał, że w mych rękach znalazła się książka jego autorstwa skierowana do młodszych czytelników, a dokładniej takich w wieku przedszkolnym, bądź wczesnoszkolnym. Jako mama dziewczynki mieszczącej się w tym przedziale wiekowym chciałam sprawdzić, czy zdoła ona zainteresować moje dziecko. Bo czy ktoś gdzieś powiedział, że o przygodach wikingów mogą czytać jedynie chłopcy?
Co mi się najbardziej spodobało w tej książce? Prostota z jaką jest opowiedziana ta historia. Nie ma tu nic skomplikowanego, co mogłoby utrudnić małemu czytelnikowi przyjemność z obcowania z tą lekturą. Wszystko napisane jest w pełni zrozumiale, wyraziście, barwnie i bardzo interesująco. Gwarantuję Wam, że Wasze dziecko nie będzie się nudzić, kiedy Wy będziecie czytać im tę książkę. Tu przygoda goni przygodę i ciągle pojawia się coś zaskakującego, co dane jest przeżyć naszym bohaterom. Ilustracje zamieszczone w środku nie odwracają w żaden sposób uwagi dziecka od czytanej mu historii. Wykonane w odcieniach czerni i bieli stanowią idealne tło dla opowieści, wtapiają się w nią i tylko aby uzupełniają. Bardzo mi się to spodobało, gdyż czasem spotykam się w książkach dla dzieci z obrazkami dosłownie atakującymi nasze dzieci paletą kolorów, wręcz agresywną w swym wykonaniu, co skutecznie dekoncentruje małego czytelnika. Dlatego cieszę się, że tu nie popełniono tego karygodnego błędu.
„Przygody Tappiego z Szepczącego Lasu” powinny spodobać się nie jednemu dziecku. Ciekawa, pełna przeróżnych fantastycznych stworzeń historia, którą warto poczytać wraz z naszymi pociechami. Jako mama powiem krótko: polecam.
Moja ocena: 5/6
Za książkę bardzo dziękuję
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
„Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę”