Historia zabiera nas pod koniec lat 50-tych XIX wieku, do Anglii, skąd z portu w mieście Hull ma niebawem wyruszyć w daleką podróż na północ „Ochotnik” – statek wielorybniczy pod sterami kapitana Brownlee’a. Do załogi dołącza Patrick Sumner – Irlandczyk, były lekarz wojskowy, którego przeszłość owiana jest tajemnicą. W trakcie rejsu nie ma on jednak zbyt wiele do roboty, ot czasem musi jedynie opatrzyć czyjeś skaleczenie, albo dać komuś leki na problemy żołądkowe.
Wszystko zmienia się w dniu, w którym w jego kajucie zjawia się jeden z chłopców okrętowych z obrażeniami wskazującymi na sodomię… Chcąc znaleźć sprawcę tegoż ohydnego czynu, Sumner odkrywa prawdziwe oblicza niektórych członków załogi, a także staje twarzą w twarz z prawdziwą bestią w ludzkiej skórze – harpunnikiem Henrym Drax’em.
A kiedy wyjdzie na jaw prawdziwy cel ich wyprawy, rozpocznie się walka o przetrwanie…
„Na Wodach Północy” – autorstwa Iana McGuire’a, finalisty Booker Prize 2016 – jest powieścią brutalną i częstokroć obrzydliwą, pod każdym względem. Opowiedziana w niej historia ukazuje w sposób dosadny barbarzyński żywot harpunników – ich dzikość oraz bezwzględność w stosunku do zwierząt, na które polują, a także ich brutalne, powodowane popędami zachowanie względem innych członków załogi. Ian McGuire zabiera nas do świata rządzonego przez mężczyzn, dla których liczą się jedynie alkohol, dziwki, karczemne burdy i uzyskany zysk z połowów. Wulgarny język oraz zaspokajanie własnych namiętności i potrzeb w ich świecie jest czymś zupełnie normalnym. Przy czym musicie być przygotowani na to, że jeśli chodzić będzie o te natury fizjologicznej, to nie otrzymacie ich w łagodnej, skrótowej wersji, a przeczytacie o nich w najdrobniejszych, najbardziej ohydnych szczegółach.
„Na Wodach Północy” jest powieścią… rasistowską i seksistowską, z naciskiem na męski szowinizm. Kobiety traktowane są tu z góry, przedmiotowo i właściwie służą tylko do jednego… zaspokojenia męskich chuci.
„(…) opowiada o okrutnych walkach na noże, których był świadkiem, i o szkaradnych kobietach z Lerwick, które wyruchał. – Chrystusie, niemożebnie jebało jej z pizdy – mówi – Musielibyście tam być, żeby w to, kurwa, uwierzyć.”
O innych narodach, poza Anglikami, mówi się źle lub wcale. Polaczki i Serbowie to dziwne narody, Eskimosi są zacofanymi cywilizacyjnie prostakami i poganami, zaś Irlandczycy (Patrick Sumner) nadają się tylko do jednego…
„- Uważacie, że mam we krwi wielorybnictwo?
– Harówkę – wyjaśnia Cavendish – Każdy Irlandczyk jest w głębi duszy robotnikiem. To jego prawdziwe powołanie. (…)
– A mnie zastanawia, panie Cavendish, co jest prawdziwym powołaniem Anglika? – ripostuje – Tuczenie się na cudzej pracy być może?
– Jedni rodzą się do roboty, inni – by się bogacić – odpowiada Cavensdish”
Jeśli chodzi o bohaterów łatwo można się domyślić, że największy nacisk został położony tu na kreację Sumnera i Draxa, dwojga mężczyzn wywodzących się z zupełnie różnych światów i wyznających absolutnie odmienne wartości. Pierwszy z nich dźwiga bagaż doświadczeń oraz wstyd po wydarzeniach, do których doszło podczas jego służby w Delhi. Nie potrafiąc zapomnieć ucieka w narkotyczny świat za sprawą laudanum. Podczas rejsu chce jedynie odpocząć, zniknąć, by dopiero później na powrót powrócić do życia. Dla niego załoganci są:
„(…) jedynie ciałami: nogami, rękami, torsami, głowami. Jego uwagę zaprząta wyłącznie ich forma cielesna. Na resztę – ich postawy moralne, ich dusze – pozostaje niezmiennie obojętny. (…) Jest konsyliarzem, nie księdzem, sędzią czy małżonkiem.”
Z kolei Drax jest typem spod ciemnej gwiazdy, takim, któremu lepiej nie wchodzić w drogę, ani nigdy nie odwracać się do niego plecami, by nie skończyć z wbitym w nie nożem. Podąża za własnymi popędami, wewnętrznym zewem, nie wyznając przy tym żadnych wyższych wartości.
„Nie planuje takich rzeczy. Po prostu działa, a każda czynność pozostaje odrębna i kompletna sama w sobie – ruchanie, zabijanie, sranie, jedzenie. Mogą zachodzić w najdowolniejszej kolejności. Żadna nie jest ważniejsza ani lepsza od innych.”
Być może w czasach, w których osadzona jest cała historia, tego typu zachowanie oraz zbrodnie popełniane przez jednego człowieka mogły wydawać się czymś niewyobrażalnym. Jeśli jednak chodzi o mnie, jego poczynania nie robiły na mnie większego wrażenia. Ot zwykły bandzior, któremu jakimś cudem dotąd udało się uniknąć karzącej ręki sprawiedliwości. Z kolei Sumner zdał mi się typowym mięczakiem, który podkulił ogon i uciekł jak najdalej od własnej przeszłości oraz życia, kiedy coś w nim poszło nie tak. Co prawda w wyniku zdarzeń mających miejsce podczas rejsu i późniejszych przechodzi on zauważalną przemianę, jednakże nie na tyle, by zdołał zyskać moją sympatię.
Jedyne, co tak naprawdę w powieści mi się podobało, to opisy przyrody – zarazem jej piękno i majestat oraz okrucieństwo i porażająca siła. Czuć wyraźnie igiełki lodu atakujące skórę podczas bytności bohaterów na powietrzu, a także chaos i przerażenie, kiedy nieoczekiwanie nad spokojne wody nadciąga nieokiełznany sztorm. Tylko i wyłącznie dla tych opisów przyrody warto sięgnąć po tę powieść.
Poza nimi „Na Wodach Północy” po prostu nużą… a wspomniany rasizm, seksizm, wulgaryzm językowy i ten dotyczący zachowań występujących w powieści postaci działają jedynie na jej minus i stanowią powód tego, że nie jestem w stanie polecić wam tej książki. Zdaję sobie sprawę z tego, że znajduję się w tej chwili w mniejszości, gdyż zewsząd atakują mnie pozytywne opinie dotyczące dzieła McGuire’a. Zapewne ten mój mały głos krytyki w morzu tylu przychylnych słów na jej temat na niewiele się zda… ale cóż… powtórzę się: nie polecam.
Moja ocena: 3/6
Tytuł oryginalny: The North Water
Tłumaczenie: Bartosz Kurowski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 336
ISBN: 978-83-8097-115-8