Kiedy byłam małą dziewczynką, lubiłam pomagać w kuchni mojej mamie. Pamiętam doskonale książkę, która stała pośród innych zawierających różnego typu przepisy na jednej z kuchennych półek. Była to „Kuchnia pełna cudów” Marii Terlikowskiej, wydanie z 1977 roku. Zapadła mi ona w pamięci, gdyż z jej pomocą tworzyłam wraz z moją mamą popisowe (w oczach dziecka) dania dla reszty członków naszej rodziny. Kiedy kilka lat później, po przeprowadzce, chciałam ponownie sięgnąć po tę książkę, by przypomnieć sobie te wszystkie szczęśliwe chwile spędzone wspólnie w kuchni, okazało się, że zniknęła… Dosłownie zapadła się pod ziemię.
Dziś mam własną rodzinę. Sama jestem mamą i chętnie spędzam czas z własną córką w kuchni, powoli wtajemniczając ją w kulinarne arkana. Możecie się więc tylko domyślać, jaka była moja radość, kiedy dowiedziałam się, że w tym roku do księgarń trafi uwspółcześnione edytorsko wznowienie tej kultowej jak dla mnie książki! Nie było mocnych – „Kuchnia pełna cudów” po tylu latach na nowo musiała zagościć w moim domu.
Jeśli do tej pory nie słyszeliście o tym tytule, to wiedzieć musicie, iż jej bohaterami są Kowalscy: mama Dorota, tata Jan, ich dzieci Justyna i Tomek, a także kot Barnaba – bo o nim zapomnieć nie można. To właśnie oni zabierają nas do swojej kuchni, pozornie wydawać by się mogło, że zupełnie zwyczajnej, ot takiej, jaką spotkać można w większości domów. Jednak to właśnie w niej dzieją się tytułowe cuda! A wszystkie za sprawą dobrych chęci, odrobiny cierpliwości i całej masy wyobraźni drzemiącej w domownikach.
Kiedy dziś zbliżają się czyjeś imieniny, albo Dzień Matki, większość z nas po prostu idzie do sklepu, by kupić jakiś upominek. Ale nie Kowalscy! Oni stawiają na własnoręcznie przygotowane z tej okazji potrawy, które cieszą ich o wiele bardziej, niż gotowy prezent. Jeśli o mnie chodzi, to bez dwóch zdań większą radość sprawia mi przygotowana samodzielnie przez moją córkę niespodzianka, niż po prostu coś gotowego, przyniesionego ze sklepu. Wiem bowiem, że się starała i to, co przygotowała, robiła z miłością, specjalnie dla mnie. Tak samo jest właśnie z Kowalskimi. Czuć ich wzajemną miłość oraz poszanowanie okazywane każdemu z członków ich rodziny.
A co takiego smakowitego przygotowują Kowalscy w swojej kuchni? Przepisy na jakie potrawy znajdziecie w „Kuchni pełnej cudów”? Wierzcie lub nie, ale jest w czym wybierać! Nietrujące muchomory, bałwanki na słodko i słono, twarogowe myszki, zimowe słoneczniki, krokodyl na schudnięcie czy cud nad cudy z truskawkami to zaledwie część tego, co będą mogły przygotować wasze dzieci w kuchni – czasem tylko z niewielką waszą pomocą. Dodatkowym ułatwieniem dla nich będą ciepłe i sympatyczne ilustracje wykonane przez Ewę Salamon.
Książka ta pełna jest wartości dydaktycznych – dzieci same przygotowują posiłki, sprzątają, opiekują się domowym pupilem, myją ręce przed przygotowywaniem posiłków. To wszystko sprawia, że jest pozycją mądrą, taką, z jaką warto zaznajomić własne dziecko. Z kolei z uwagi na to, iż Maria Terlikowska posługuje się językiem potocznym, zrozumiałym dla dzieci w wieku szkolnym, książka ta będzie idealna również do samodzielnego czytania.
Ponowna lektura „Kuchni pełnej cudów” Terlikowskiej była dla mnie cudowną, sentymentalną podróżą do czasów mego dzieciństwa. Pokażcie swoim dzieciom, jak fajnie można wspólnie spędzić czas we własnej kuchni wyczarowując proste i smakowite posiłki. Dlatego też gorąco zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł. Naprawdę warto!
Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Axis Mundi
Rok wydania: 2017, na podstawie wydania z 1977 roku
Oprawa: miękka
Ilustracje: Ewa Salamon
Liczba stron: 112
ISBN: 978-83-64980-45-9