116. "Między niebem a ziemią" – James F. Twyman

Tytuł oryginalny: The Barn Dance
Tłumaczenie: Ewa Androsiuk – Kotarska
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2011
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 224
ISBN: 978-83-62476-13-8

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, co czeka nas po śmierci? Co dzieje się z osobami, które odchodzą z tego świata? Czy tracimy je na zawsze? A może prawdą jest, że kiedyś ponownie się spotkamy w niebie i odtąd będziemy już razem po wieczność? Jestem pewna, że każdy człowiek na jakimś etapie swojego życia stawia sobie tego typu pytania i bezskutecznie szuka na nie odpowiedzi. Autor powieści „Między niebem a ziemią” nie stanowi w tym wypadku żadnego wyjątku. Los dotkliwie go skrzywdził i zmusił do zadania sobie pytania – co dalej? Czy śmierć ukochanej osoby stanowi koniec miłości, która połączyła oboje? Niniejsza powieść stanowi niejako odpowiedź na pytania stawiane przez ludzkość – co dzieje się z nami po naszej śmierci. Pan Twyman utrzymuje, że wszystko to, co opisał w swym dziele, jest oparte na faktach. I choć trudno w to uwierzyć wydarzyło się naprawdę.

Historię Jamesa poznajemy dzięki narracji pierwszoosobowej. Poznajemy go blisko cztery lata po wydarzeniu, które na zawsze odmieniło jego życie. Trzy i pół roku temu stracił żonę, z którą od wielu lat żył w separacji, a którą mimo to kochał całym sercem. Dlatego też nigdy nie zgodził się na rozwód mając nadzieję, że pewnego dnia będą ponownie razem. Niestety los chciał, że nie dane mu było tego doczekać, mimo że wszystko szło w dobrym kierunku ku spełnieniu jego marzenia. Któregoś listopadowego wieczoru jego żona Linda została napadnięta we własnym domu i brutalnie zamordowana. Wydarzenie to potwornie wstrząsnęło Jamesem oraz ich dorosłą już córką, Angelą. Krótko po śmierci żony, James wraz z córką i jej przyjaciółką jechali samochodem. W okolicach Lakeview cudem uniknęli śmierci. Auto wpadło w poślizg i prawie runęło na dno urwiska. Po blisko czterech latach od tamtego wydarzenia, Jamesa nadal nawiedzają sny o niedoszłym wypadku. Czuje przemożną chęć, aby ponownie stanąć nad urwiskiem, nad którym prawie stracił życie. Jest pewien, że podróż w to miejsce przyniesie mu odpowiedzi na dręczące go pytania i położy kres jego męczarniom. Tylko czy aby na pewno? Po dotarciu do celu, James zauważa w dole samochód do złudzenia podobny do tego, którym jechali owego feralnego dnia. Postanawia to zbadać i schodzi na dno urwiska. Szybko zapada zmierzch, a on nie potrafi odnaleźć drogi powrotnej do swego samochodu. Wówczas spotyka tajemniczego Richarda. Mężczyzna zaprowadza go do dziwnej stodoły w samym środku lasu. Jest ona pełna ludzi, wśród których James zauważa Lindę… Co to za miejsce? Kim jest właściwie napotkany w lesie mężczyzna? Jak to możliwe, że autor spotkał swą nieżyjącą żonę całą i zdrową? Czy to dlatego tak bardzo ciągnęło go nad urwisko? Czy tak właśnie miało być?

„Jesteśmy gdzieś pomiędzy niebem a ziemią… (…) To prawda (…) Ale jednocześnie nieprawda… bo to by oznaczało, że ziemia i niebo to dwa różne miejsca, a tak nie jest…” [1]

„Między niebem a ziemią” z pewnością nie jest historią, jakich wiele. Sama prędzej czegoś podobnego nigdy nie czytałam. Z pewnością jest to dzieło, które można uznać za ponadczasowe. Czy to dziś, czy za pięćdziesiąt lat, wydźwięk tej książki będzie taki sam i tak samo będzie wpływała na swoich czytelników. Niesie ona ważne przesłanie, które nie jednej osobie pomoże zrozumieć, co tak na prawdę liczy się w życiu, dlaczego warto walczyć o naszą przyszłość i na co powinniśmy zwracać szczególną uwagę. Historia opisana przez autora rozgrywa się w ciągu zaledwie trzech dni, a właściwie nocy, podczas których odwiedza on stodołę, gdzie doświadcza czegoś, co na zawsze odmieni jego spojrzenie na życie i pomoże pogodzić mu się z wieloma faktami, które cieniem kładły się na jego życiu. Tylko trzy dni, podczas których wydarzy się tak wiele. Nie jest to prosta historyjka, którą może wymyślić byle kto. Jest przepełniona różnorodnymi emocjami, od nienawiści do czystej miłości. Nie znajdziemy tu żadnej akcji, wartkich dialogów i niczego, na co można natknąć się w innych powieściach. W tej książce chodzi głównie o to, aby w pełni zrozumieć to, co poprzez nią chciał nam przekazać autor.

„Chodzi o to, że nikt nigdzie nie jest martwy. Nie istnieje taki stan jak „śmierć”. Możesz tego nie rozumieć, dopóki tu nie trafisz, ale tak jest. Nic nigdy tak naprawdę nie umiera” [2]

Jeśli ktoś z Was chciałby dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi panu Twymanowi, zgłębić wiedzę o tym, co jest najważniejsze w naszym życiu, zastanowić się nad sensem naszego istnienia, to gorąco polecam lekturę „Między niebem a ziemią”. Mam nadzieję, że dzieło to wywrze na Was takie samo wrażenie, jak to się stało w moim wypadku. Jestem pewna, że na długo zapamiętam historię miłości Jamesa i Lindy, która połączyła ich nawet po śmierci kobiety.

[1] „Między niebem a ziemią”, James F. Twyman, wyd. Illuminatio, tłum. Ewa Androsiuk – Kotarska, 2011, s. 105
[2] Tamże, s. 88

Moja ocena: 5/6
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu

0Shares