„Strach jest obecny, czai się jak stary znajomy, kryje się w zakamarkach umysłu. Skrada się niczym morderca, jak zwyrodnialec. Wokół niego wiruje mgła, gęsta jak smoła i tak samo czarna. Przez chwilę trudno mu oddychać, a potem już oddychanie przestaje być ważne. Pozostaje tylko strach.”
„Skradzione morderstwo” to drugi tom serii kryminalnej pt „Sprawy inspektora McLeana”. Jej autorem jest James Oswald, w którego dorobku literackim znalazła się też m.in seria fantastyczna zainspirowana folklorem i językiem Walii traktująca o przygodach młodego smoka imieniem Benfro.
Przed kilkoma laty inspektorowi edynburskiej policji Anthony’emu McLeanowi udało się schwytać mordercę dziesięciu kobiet (w tym jego narzeczonej) – Donalda Andersona, który z uwagi na okoliczności popełnionych przez niego zbrodni zyskał przydomek Gwiazdkowy Zabójca. A teraz Anderson nie żyje. Został zamordowany przez jednego ze współwięźniów.
Mimo upływu tylu lat od śmierci Kirsty, Tony nadal nie może pogodzić się ze stratą ukochanej. Idzie więc na pogrzeb Andersona, aby na własne oczy przekonać się, że to już koniec, że morderca kobiety, z którą chciał spędzić resztę życia, naprawdę odszedł.
Tymczasem odnalezione zostaje ciało młodej kobiety, a jakiś czas później kolejne. Modus operandi jest niepokojąco podobny do tego tego, jak działał Gwiazdkowy Zabójca. Ale przecież ten nie żyje. Czyżby więc znalazł się jego naśladowca?
Jakby tego było mało Edynburgiem wstrząsa fala pożarów. Są one o tyle nietypowe, że przedstawiciele odpowiednich służb nie są w stanie wytłumaczyć, w jaki sposób dochodzi do zapłonu i jak to się dzieje, że ogień w tak ekspresowym tempie wszystko pochłania.
Rozpoczyna się żmudne śledztwo, które jest o tyle trudne, że z jednej strony McLean ma do czynienia z upierdliwym, wiecznie szukającym dziury w całym nadinspektorem Duguidem (zwanym za jego plecami Dagwoodem) oraz z naciskami z góry żądającymi jak najszybszych wyników, by uciszyć media oraz uspokoić mieszkańców Edynburga.
Trzeba przyznać Oswaldowi, że oddał w ręce czytelników historię, która wciąga już od pierwszych stron. Nie dość, że ciężko się od niej oderwać, to na dodatek trudno przewidzieć jej zakończenie. Autor umiejętnie wodzi nas za nos. Podrzuca jakieś tropy, za moment czyni zwrot w akcji i pokazuje nam język. Przy czym nie ma w tym żadnego chaosu. Każdy z wątków poruszonych w powieści toczy się swoim tempem, wszystkie jednak wzajemnie się uzupełniają i zazębiają, tworząc jedną spójną całość. Wszystko jest tu bowiem dobrze przemyślane i dopracowane w najdrobniejszym szczególe. A to się chwali.
Anthony McLean jest z gatunku śledczych, których lubię najbardziej. To doświadczony detektyw, o otwartym umyśle, który nie stroni od niekonwencjonalnych rozwiązań. Jest inteligentny i spostrzegawczy. Nie daje sobie w kaszę dmuchać i kiedy trzeba, postawi się przełożonym. Jest uparty, dociekliwy i jeśli raz postawi sobie coś za cel, zrobi wszystko, by go osiągnąć. Ma przy tym wysokie poczucie sprawiedliwości i wrażliwy jest na krzywdę słabszych. Potrafi też oddzielić sprawy zawodowe od osobistych. Miewa słabsze chwile – wszak jest tylko człowiekiem – jednak nie załamuje się i nie ustaje w wysiłkach, by doprowadzić prowadzone przez niego sprawy do końca.
Podobnie jak to miało miejsce w pierwszej części („Z przyczyn naturalnych”), tak i tutaj nie mamy do czynienia jedynie ze świetnie skrojonym kryminałem. Pojawiają się bowiem elementy nadprzyrodzone, jak chociażby wspomniane prędzej, niedające się racjonalnie wytłumaczyć, podpalenia w mieście, a także owiana tajemnicą „Księga dusz”, która to podobno zmusiła Donalda Andersona do tego, by odbierał życie młodym kobietom. Czynią one powieść jeszcze ciekawszą i bardziej intrygującą, nadają jej szczególnego klimatu i pewnej tajemniczości.
„Jedną z tych ksiąg jest Liber animorum (…) „Księga dusz” (…) Niektórzy powiadają, że sam diabeł podyktował tę księgę pewnemu mnichowi; inni, że skopiowano w niej słowa zapisane krwią na ścianach wielkiej krypty pod świątynią Salomona. Jakkolwiek przedstawia się prawda, jest to księga straszliwa. (…) waży na szali duszę człowieka. Jeśli okaże się, że dusza jest ułomna, to księga tę duszę zabiera. A z każdą nową ułomną duszą księga staje się coraz mroczniejsza, potężniejsza i coraz bardziej bezlitosna.”
Z tego co się orientuję za granicą wydano już cztery powieści z serii o inspektorze McLeanie. Mam gorącą nadzieję, że i u nas w niedalekiej przyszłości dostępne będą kolejne części – „Hangman’s Song” oraz „Dead men’s bones”. Ja biorę je w ciemno, a jeśli wy, tak samo jak ja, lubicie doskonale rozpisane historie, pełne tajemnic i niedopowiedzeń, z nieprzewidywalnymi zakończeniami, ze świetnym, charyzmatycznym, złożonym głównym bohaterem, to również sięgniecie po książki z tej serii. Naprawdę gorąco polecam!
Moja ocena: 5/6
Tytuł oryginalny: Book of Souls
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Rok wydania: 2015
Seria: Sprawy inspektora McLeana, tom 2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 388
ISBN: 978-83-7686-390-0