Jedni uwielbiają powieści Stephena Kinga, inni Deana Koontza, a ja od lat mam słabość do twórczości Grahama Mastertona. Od zawsze był moim ulubionym autorem powieści grozy. Jawną oznaką mej miłości jest fakt, że na mych półkach dumnie stoi ponad czterdzieści książek jego autorstwa i nadal dochodzą kolejne. Niedawno do mego zbioru dołączył „Anioł Jessiki”.
Jest to opowieść o czternastoletniej Jessice, która niedawno straciła oboje rodziców w wypadku samochodowym. Poza bolesnymi wspomnieniami dziewczynka otrzymała po nim „pamiątkę” w postaci trwałego kalectwa. Z powodu swej ułomności zmagać się musi z ciągłymi zaczepkami i wyśmiewaniem ze strony grupki uczniów. Ci pewnego dnia przesadzają i doprowadzają do wypadku, w wyniku którego Jessica traci przytomność. Kiedy ją odzyskuje, zaczyna słyszeć tajemnicze głosy należące najprawdopodobniej do dzieci, które błagają ją, by przyszła im z pomocą nim będzie za późno na ratunek.
Tak trafia do dziwnego i fascynującego, ale też niezwykle niebezpiecznego świata, gdzie prawdziwe jest to, co zwykle uważamy za nierealne i trudne do wytłumaczenia. Czy zdąży wykonać swe zadanie, nim nadejdzie Ostateczna Ciemność, która pochłonie ten świat, a w raz z nim wszystko i wszystkich, którzy w nim żyją?
Mając za sobą wiele historii autorstwa Grahama Mastertona stwierdzić muszę, że ta opowiedziana w „Aniele Jessiki” należy niestety do jednych z najsłabszych w jego dorobku, jakie dane mi było dotąd przeczytać.
Sam pomysł na fabułę był naprawdę ciekawy. Alternatywny świat znajdujący się tuż za tapetą w sypialni dziewczynki, w którym ożywione zostały wszelkie mary straszące nas tuż po zapadnięciu zmroku plus ważne zadanie do wykonania, są nie tylko interesujące, ale przede wszystkim intrygujące. Trzeba przyznać, że autor wykazał się prawdziwą wyobraźnią powołując do życia wszystkie te Koty-Cienie, Drewniane Wilki o podwójnych pyskach, Szaty i inne stworzenia, które wraz z główną bohaterką spotykamy po drugiej stronie. To samo tyczy się odwiedzanych przez nią miejsc – las z kapeluszy, dom luster, Namalowane Jezioro czy dziwna pustynia, na której natrafić można na pojedyncze drzwi przenoszące wędrowców z powrotem do realnego świata.
Niestety zabrakło mi prawdziwego poczucia grozy, odczuwalnego napięcia towarzyszącego scenom, w których Jessica staje w obliczu grożącego jej niebezpieczeństwa ze strony wszystkich tych dziecięcych koszmarów, które w tym świecie są realne jak nigdzie indziej. Może na dziecku wywarłyby one wrażenie, jednakże powieść ta jest przecież skierowana do starszego odbiorcy – wszak to podobno horror, a te z założenia powinny straszyć. Tu niestety tego nie doświadczymy.
Zabrakło mi też porządnej kreacji głównej bohaterki. Bo co o niej wiemy? Ma czternaście lat, straciła rodziców, mieszka z dziadkami, uwielbia świat wróżek i elfów. I na dobrą sprawę to by było na tyle. Jak dla mnie stanowczo za mało. Do tego dochodzi fakt, że mając za sobą tak traumatyczne przeżycia, powinna być bardziej dojrzała. Tymczasem ona nadal śni na jawie marząc o wróżkach i elfach. Wielokrotnie postępuje dziecinnie i irracjonalnie, co jeszcze bardziej dyskredytowało ją w moich oczach.
Gdyby autor poświęcił więcej uwagi na zbudowanie odpowiedniego napięcia oraz lepiej wykreował tytułową bohaterkę, wówczas z czystym sumieniem mogłabym wam polecić lekturę tej powieści. A tak uznać ją muszę niestety za mocno przeciętną pozycję i sięgnięcie po nią zalecę jedynie miłośnikom twórczości Mastertona, którzy z sentymentu do jego pióra i tak pewnie zdecydowaliby się na zapoznanie się z tą książką.
Moja ocena: 3/6
Tytuł oryginalny: Jessica’s Angel
Tłumaczenie: Piotr Hermanowski
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2015
Oprawa: miękka
Liczba stron: 208
ISBN: 978-83-7885-582-8
Wyzwanie: „Czytam Fantastykę III”