„Nie ma takich miejsc na świecie, w których nie może zalęgnąć się zło.”
Kuźnia… niewielkie miasteczko na południu Polski, położone niedaleko Raciborza, otoczone niemal ze wszystkich stron lasami. To właśnie tu zaledwie przed sześcioma miesiącami rozegrał się prawdziwy koszmar, w wyniku którego śmierć poniosło kilka osób. Mordercę, któremu nadano pseudonim „Brzytwooki”, udało się co prawda schwytać i wydawało się, że mieszkańcy miasteczka w końcu będą mogli odetchnąć i powoli zapomnieć o tym, co tu się wydarzyło.
Nikt jednak nie przewidział tego, że to był dopiero początek… I że już niebawem ożyją stare legendy oraz podania…
Przypadkowe znalezisko na skraju lasu z upiorną zawartością, uruchamia lawinę zdarzeń, na które nikt już nie będzie mógł mieć wpływu, a które na stałe zapiszą się w pamięci mieszkańców miasteczka jako najstraszniejsze w jego dziejach.
Fragment dziecięcego ciała… Upiorny wierszyk…
Intuicja podpowiada Łukaszowi Magierze, emerytowanemu policjantowi, że to nie koniec, a zaledwie zapowiedź tego, co ich czeka. Kiedy bez śladu znika dwójka dzieci razem z matką, jest pewien, że miał rację. Tylko dlaczego burmistrz miasta na spółkę z komendantem miejscowej policji próbują zrobić wszystko, aby ukręcić sprawie łeb? I jaki w tym interes ma reporter lokalnej gazety, Mirosław Kierepka – „mistrz pióra” i manipulacji słowem, marzący o współpracy z wielkimi ogólnokrajowymi dziennikami?
Prowadząc własne śledztwo, mając do pomocy pracującą na własny rachunek dziennikarkę, Magiera już wkrótce będzie zmuszony znaleźć odpowiedź na to, czy za ostatnimi wydarzeniami stoi jakiś psychopata, czy też mają one związek z przekazywaną w miasteczku z pokolenia na pokolenie historią o złu czyhającym w otaczającym je lesie….
I tyle słowem (może nieco przydługiego) wstępu, który – mam nadzieję – już zdołał was zainteresować najnowszym dziełem Bilskiego. Teraz przejdźmy od razu do małego sprostowania. Błędem jest traktowanie „Sezonu na śmierć” jako kolejny tom serii „Podróże ze śmiercią”. Zarówno ten tytuł, jak i poprzednia jego część – „Zła krew” do niej bowiem nie należą, a stanowią zupełnie odrębne pozycje wydawnicze. Piszę o tym, gdyż nawet szanujący się portal czytelniczy jak LC podaje błędną informację, podczas gdy sam autor wspomina o tym w komentarzu pozostawionym na stronie wydawnictwa Znak.
„Sezon na śmierć” jest bardzo podobny pod względem prowadzenia fabuły do poprzedniej części – „Złej krwi”. Zarówno tam jak i tutaj odnosi się wrażenie, jakby obserwowało się wszystkie wydarzenia z boku – niczym Ebenezer Scrooge podążający za jednym z duchów wigilijnych świąt, który pokazuje mu to, co się u danego bohatera w danym momencie dzieje i jaki ma to wpływ na kolejno następujące po sobie wypadki.
A dzieje się i to całkiem sporo. Bacznie przyglądamy się poczynaniom nie tylko głównego bohatera – Łukasza Magiery oraz pomagającej mu dziennikarki, ale też innych mieszkańców miasteczka, na czele z burmistrzem Mazgułem, komisarzem Krupą oraz zapadającym w pamięci Kierepką, który po wydarzeniach z poprzedniej części stał się niejako niewolnikiem człowieka mówiącego o sobie, iż jest burmistrzem na wyciągnięcie ręki, a który w rzeczywistości jest pamiętliwą, emocjonalną, impulsywną, poniżającą ludzi szują traktującą Kuźnię jak własne podwórko, nad którym dzierży absolutną władzę. Po drodze odkrywamy kolejne elementy układanki, tajemnice poszczególnych postaci, by na koniec dotrzeć do w pełni satysfakcjonującego zakończenia dającego nadzieję, że być może powrócimy jeszcze do tego, pozornie wydawałoby się, sennego miasteczka.
Co mi się podoba u Bilskiego? Nie ciągnie historii na siłę. Nie rozpisuje się nadmiernie, aby zwiększyć objętość swojej książki (jak co poniektórzy autorzy…). Jest wszystko tak, jak być powinno. Akcja nie pędzi u niego na łeb na szyję, dając czytelnikowi możliwość spokojnego śledzenia wypadków. Z kolei opowiedziana przez niego historia wciąga już od pierwszych stron, a kolejne podrozdziały kończą się w taki sposób, że nie ma innego wyjścia, jak tylko czytać dalej. Potrafi też w ciekawy sposób wykreować swoich bohaterów, zderzając ze sobą ludzi momentami o skrajnie różnych osobowościach oraz motywacjach. Łatwo można się zatem domyślić, że taki zabieg prowadzi do tego, iż ich wzajemne relacje pełne są różnorodnych emocji mających odbicie w późniejszych wypadkach.
Jednak „Sezon na śmierć” nie jest jedynie rasowym thrillerem, który usatysfakcjonuje miłośników gatunku. Ucieszą się również ci, którzy lubią, kiedy w powieści poruszane są kwestie społeczno-obyczajowe, związane z naszą codzienną, szarą rzeczywistością. Przemoc w rodzinie, niedostateczna opieka społeczna, brak szacunku względem osób starszych, nieodpowiedzialne rodzicielstwo, korupcja w policji, machlojki na szczeblach władzy czy kłamliwa prasa – to wszystko tu jest i stanowi na plus najnowszego dzieła Bilskiego.
Powtórzę się, ale nie ma innego wyjścia. Podobno nie ocenia się książki po okładce, jednak w tym wypadku warto zrobić wyjątek i zerknąć uważniej na graficzną oprawę powieści, która jest naprawdę mroczna, tajemnicza, klimatyczna. Jej autorem jest niezrównany Darek Kocurek, którego prace ostatnimi czasy coraz częściej widać na księgarskich półkach i które to za każdym razem bardzo mi się podobają.
Na tylnej okładce „Sezonu na śmierć” znajdziecie m.in logo mojego bloga. I nie znalazło się tam ono przypadkiem. Mam bowiem przyjemność patronować medialnie temu tytułowi. Dlatego też gorąco was zachęcam do zapoznania się z nim, bo wierzcie mi – jest tego wart. Wpierw oczywiście, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, sięgnijcie po poprzednią część – „Złą krew”, bo – wiadomo – dziwnie byłoby zaczynać od końca 😉
Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 26.04.2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 296
ISBN: 978-83-7835-510-6