Czytałam gdzieś, że do stylu pisania Bilskiego trzeba się przyzwyczaić i że jeśli już się nam to uda, to reszta lektury nie będzie sprawiała żadnych kłopotów. I wiecie co? Tak jest faktycznie. Ale co takiego jest w nim dziwnego? Otóż to, że czytając ma się wrażenie, jakby obserwowało się wszystkie wydarzenia z boku – niczym Ebenezer Scrooge podążający za jednym z duchów wigilijnych świąt, który pokazuje mu to, co się u danego bohatera w danym momencie dzieje i jakie to będzie miało następstwa.
„Nikomu nawet przez myśl nie przechodzi, że za kilkanaście godzin, w miejscu, które nawet na dokładnej mapie trudno znaleźć, tam, gdzie las wydaje się zamykać w swych trzeszczących objęciach liche domki i parę ulic, rozpęta się prawdziwe piekło, o którym później długo jeszcze będzie się mówić.”
Rzecz dzieje się w niewielkim, sennym miasteczku, takim, w którym każdy o każdym wszystko wie, zwłaszcza za sprawą pewnego wścibskiego dziennikarza, który dążąc do celu idzie po przysłowiowych trupach, za nic mając dumę własną, zasady moralności oraz prawdomówność.
Żona jednego z miejscowych przedsiębiorców popełnia samobójstwo. Dość nietypowe – gdyż podrzyna sobie gardło. Nie ma dowodów na to, by ktoś jej w tym dopomógł. Śmierć kobiety nie daje jednak spokoju Magdzie, dziennikarce lokalnej gazety znanej z tego, że nie boi się pisać prawdy, w poszukiwaniu której wlezie do każdej dziury, za wszelką cenę, byle tylko dopiąć swego. Zwraca się więc o pomoc do Łukasza Magiery, byłego policjanta, którego do dziś w miasteczku uważa się za bohatera i który to przed laty przeżył podobną tragedię. Jednak ten nie jest przekonany do hipotezy Magdy, że mają do czynienia z morderstwem a nie samobójstwem. Kiedy jednak znaleziona zostaje z poderżniętym gardłem żona burmistrza, Magiera zaczyna rozumieć, że szalona teoria Magdy może okazać się przerażającą prawdą, a tym samym że mają do czynienia z seryjnym zabójcą…
„Sprawiedliwość bywa wolniejsza od żółwia, ale w końcu dochodzi do mety.”
Podobnie jest z historią opowiedzianą w powieści. Niespieszna akcja nabiera tempa dopiero pod koniec historii. Nie znaczy to jednak, że książka jest nudna. Bo tak nie jest. Z ciekawością śledzi się poczynania bohaterów (dla mnie najciekawsze to te dotyczące Mirosława Kierepki – owego upierdliwego dziennikarzyny), kolejno odkrywane przez nich fakty, by dotrzeć w końcu do zakończenia, które totalnie zaskakuje. Przyznam szczerze, że nie takiego finału opowieści się spodziewałam. Brawa więc dla autora, który potrafił sprawić mi nie lada niespodziankę.
Mówi się, że nie ocenia się książki po okładce. Jednak w tym wypadku warto zrobić wyjątek i zerknąć uważniej na graficzną oprawę powieści, która jest naprawdę mroczna, tajemnicza, klimatyczna. Jej autorem jest Darek Kocurek, którego prace ostatnimi czasy coraz częściej widać na księgarskich półkach – np okładkach dzieł Kinga wznawianych od jakiegoś czasu przez wydawnictwo Albatros.
Podsumowując „Zła krew” to w ciekawy sposób opowiedziana historia o winie i karze, z dobrą kreacją bohaterów i niespieszną akcją, której zakończenie co prawda nie wbija w fotel, ale z całą pewnością jest zaskakujące. Książka jest naprawdę niezła, jeśli więc lubicie sięgać po tego typu opowieści, to warto zapoznać się z dziełem Bilskiego.
Moja ocena: 4/6
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2016
Oprawa: miękka
Liczba stron: 272
ISBN: 978-83-7835-469-7