„Piter” – Szymun Wroczek

Kiedy przed pięcioma laty sięgnęłam po powieść Glukhovsky’ego pt „Metro 2033”, nie wiedziałam jeszcze, że będzie ona początkiem mojej wieloletniej przygody z Uniwersum Metro 2033 – serią, w której pisarze z całego świata osadzają swe postapokaliptyczne historie w rzeczywistości stworzonej prędzej przez Glukhovsky’ego. Przez ten czas przemierzałam nie tylko moskiewskie tunele metra, ale też zawędrowałam m.in do Petersburga (trylogia Andrieja Diakowa – „Do światła”, „W mrok”, „Za horyzont”), Włoch („Korzenie niebios” Tulio Avoledo), Niemczech („Dziedzictwo przodków” Suren Cormudian), a nawet na nasze rodzime terytoria („Dzielnica obiecana” Piotr Majka, „Otchłań” Robert Szmidt). Odbyłam w sumie piętnaście mniej lub bardziej ekscytujących podróży, w których przemierzałam świat po Katastrofie, a niedawno wyruszyłam w kolejną – do rzeczywistości wykreowanej przez Szymuna Wroczka (pseudonim literacki) na kartach jego powieści „Piter”.

„To jest to miasto. Wrak jego przegniły…”

Historia zabiera nas do dawnego Leningradu, obecnie Sankt Petersburga, przez wszystkich nazywanego po prostu Piterem. A właściwie do tuneli metra pod miastem, gdyż ono tak naprawdę już nie istnieje. W niczym nie przypomina bowiem tego sprzed Katastrofy. Zamiast ludzi zamieszkują je przerażające stworzenia powstałe w wyniku promieniowania obecnego na powierzchni. Psy Pawłowa, Konduktorzy, Głodni Żołnierze, Blokadniki, latające stworzy przypominające pterodaktyle… to tylko część nowego ekosystemu, w którym dla człowieka nie ma już miejsca.

„My przy tym poziomie radiacji zdychamy, dostajemy raka, pokrywamy się wrzodami, broczymy krwią ze wszystkich możliwych otworów ciała, tracimy odporność i wzrok, a one, te stwory, przeciwnie – parzą się i rozmnażają.”

Dlatego też ludzie żyją w tunelach metra, gnieżdżą się jak szczury, wegetując, czekając na lepsze czasy, które być może nigdy nie nadejdą.

„Jeśli nie szukasz przygód, przygody znajdą cię same.”

Jednym z nich jest Iwan Mierkułow – doświadczony digger, dowódca zwiadowców. Poznajemy go w przededniu jego wesela, podczas samotnego wypadu po prezent ślubny dla swej wybranki. Gdy wraca, nagle okazuje się, że żadnego wesela nie będzie, gdyż wpierw trzeba zająć się problemem, od którego zależy nie tylko przyszłość, ale wręcz życie mieszkańców jego stacji. Skradziono bowiem agregat prądotwóczy, dzięki któremu możliwa była nie tylko produkcja jedzenia, ale przede wszystkim utrzymywanie światła. A wiadomo, że…

„Człowiek może obejść się bez wielu rzeczy – bez jedzenia, bez wody – ale bez światła po prostu kładzie się i czeka na śmierć, jakby ciemności wysysały z niego ostatnie siły.”

Podejrzenie pada na frakcję zwaną Chodnikami, ze stacji Majakowskiej. Żeby ich pokonać potrzebni będą jednak sojusznicy, a co za tym idzie konieczne będzie przywrócenie Aliansu. Wojna wydaje się być bowiem nieuchronna.

„Zło (…) powinno być ukarane. Sprawiedliwość może być kulawa, głupia, ale powinna być. Tak uważam. Chodniki powinni zapłacić za to, co zrobili.”

Niebawem jednak okazuje się, że cała ta sprawa ma drugie dno, a Iwan – wbrew sobie – znalazł się w samym centrum wydarzeń, które doprowadzą do rzeczy strasznych, których konsekwencji nikt nie był w stanie przewidzieć…

Plusy i minusy, czyli o tym, czy warto sięgnąć po tę powieść

  • Dużym plusem dzieła Wroczka jest kreacja jego bohaterów – zarówno głównego (Iwana) jak i pozostałych, których spotyka on na swojej drodze. Wszystko zostało tu dopracowane w najmniejszym szczególe. Każda z postaci została obdarzona przez autora indywidualnymi cechami tak wyglądu, jak i charakteru, a także motywacją ukierunkowującą ich kolejne działania. Do tego autor postawił na różnorodność. Mamy tu nie tylko często spotykanych w tego typu powieściach diggerów (czyt. stalkerów) czy przedstawicieli władzy (generał Memow), ale też przedstawicieli nauki (profesor Wodianik), mniejszości rasowych (czarnoskóry Jura, zwany Mandelą) jak i skrajnych ugrupowań (skinhead Uberfuhrer).
  • Na korzyść działa również rzeczywistość, w której osadzona została opowiedziana cała historia – zarówno dotycząca świata zewnętrznego, tego na powierzchni ziemi, ale przede wszystkim znajdującego się w podziemiach petersburskiego metra. Wydawać by się mogło, że metro jak metro – podziemne tunele i stacja za stacją, mniej lub bardziej zniszczona. Ale nie u Wroczka! Tu w zasadzie każda stacja rządzi się własnymi prawami, jak też typem zamieszkujących ją ludzi. Cyganie, Anioły, podejrzewani o bycie nieludźmi Weganie, Naukowcy, Ślepcy, mieszkający na wodzie… to tylko część wielobarwnego podziemnego świata stworzonego przez autora, którego zakątki przemierzamy u boku diggera Iwana.
  • Kolejną zaletą powieści jest jej wydźwięk moralny. Autor nie boi się stawiać trudnych pytań, odzierać człowieka z jego głupoty i słabostek, zapuszczać się do ludzkiego umysłu i zastanawiać się nad naszym człowieczeństwem, tym, jacy byliśmy i nadal jesteśmy, mimo katastrofalnych skutków, które przyniosły ludzkie działania.
  • Mimo iż powieść ta liczy sobie 600 stron, czyta się ją doprawdy bardzo szybko. Lekkie pióro i styl autora, dość wartka akcja oraz interesujące jej zwroty, a także niedługie rozdziały sprawiają, że kolejne stronice przelatują między palcami dosłownie nie wiadomo kiedy i nim człowiek się zorientuje, już dociera do końca opowieści.
  • Za minus uznać można w dziele Wroczka jedynie to, iż momentami historia skacze z teraźniejszości do przeszłości i z powrotem, co prowadzić może do lekkiej dezorientacji czytelnika, który nie nawykły jest do tego typu zabiegów.

Podsumowując – warto!

Ja bynajmniej w żadnym razie nie żałuję, że sięgnęłam po „Pitera” Szymuna Wroczka. Zresztą musiałam nadrobić zaległości, z uwagi na to, że na mej półce czeka już kolejna powieść autora – „Piter. Wojna” stanowiąca początek nowego Uniwersum Metro 2035, w którym to nadejdzie w końcu czas, by wyjść z labiryntów metra i na powrót stać się władcą świata, który przez własne ambicje i rządzę władzy, na własne życzenie utracono. Przyznam, że nie mogę doczekać się chwili, w której rozpocznę lekturę w/w dzieła. Tymczasem wam gorąco polecam pierwszego „Pitera”. Jeśli dotąd się z nim nie zapoznaliście, nadróbcie zaległości. Bo naprawdę warto.

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: Питер
Tłumaczenie: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2011
Seria: Uniwersum Metro 2033
Cykl: Piter. Podziemny Blues, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 600
ISBN: 978-83-614-28-46-6


100Shares