„Fałszywy pocałunek” – Mary E. Pearson

Kiedy na szali znajdują się z jednej strony odwieczna tradycja i polityczny sojusz zapewniające bezpieczeństwo mieszkańcom dwóch królestw, z drugiej zaś chęć pozostania sobą, decydowania o własnym losie i przyszłym szczęściu, wybór nie jest wcale taki prosty i oczywisty. Każda bowiem podjęta decyzja, odnośnie drogi, którą się podąży, pociągnie za sobą poważne konsekwencje. A wybrać trzeba… I to szybko.

Księżniczka Arabella (choć woli, by się do niej zwracać Lia), Pierwsza Córka Domu Morrigham, wybiera siebie. Dlatego też ucieka w dniu własnego ślubu z księciem z Królestwa Dalbreak, którego nigdy na oczy nie widziała, mając u swego boku swą służącą, a zarazem wierną przyjaciółkę Pauline.

Udaje im się dotrzeć do niewielkiej wsi, w której rozpoczynają zupełnie nowe życie, niczym nie przypominające tego, jakie dotąd wiodły. Nie wiedzą jednak, że ich tropem podążyło dwóch mężczyzn – niedoszły pan młody oraz zabójca, który zawsze wykonuje powierzone mu zadanie. Kiedy jednak obaj poznają bliżej Lię, przekonują się, że nie jest ona taka, jak ją sobie wyobrażali. A przez to cele, z jakimi obaj przybyli do wioski, stają się o wiele trudniejsze do wykonania…

Tymczasem Lia stopniowo odkrywa, że nie tylko ona skrywa tajemnice, ale też dociera do niej coś, czego zupełnie się nie spodziewała, że się zakochuje…

Wkrótce jednak przekona się, że nie da się przekreślić swojego dotychczasowego życia i uciec od tego, kim naprawdę się jest. Los zmusi ją bowiem do dokonania kolejnej poważnej decyzji, od której ponownie na szali stanie jest przyszłość i wolność, której tak bardzo pragnęła.

„Fałszywy pocałunek” Mary E. Pearson jest pierwszym tomem trylogii „Kroniki Ocalałych”, który na naszym rynku ukazał się nakładem wydawnictwa Initium, w przekładzie Emilii Skowrońskiej, dzięki której książkę tę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Nie wiem, jak wygląda to w wersji oryginalnej, ale tu lekkość języka sprawia, że kolejne strony powieści pochłaniałam w niesamowitym wręcz tempie.

Oczywiście to nie tylko zasługa tego, jak książka została napisana, ale przede wszystkim samej historii, która wciągnęła mnie od pierwszych stron. Co prawda trójkąty miłosne i dylematy głównej bohaterki dotyczące jej sercowych rozterek są już „nieco” oklepanym tematem, jednakże na plus tej powieści przemawia cała otoczka, to, czego tak naprawdę dotyczy ta historia i co jest w niej ważne. A tu chodzi przecież o odwieczne tradycje, którymi przesiąknięta jest ta powieść, a także o to, co jest ważniejsze – obowiązek i lojalność względem własnego królestwa (bądź plemienia) i jego mieszkańców, czy własne szczęście i możliwość decydowania o własnym losie.

Kolejny plus tej powieści jest taki, że przez większość czasu nie miałam pojęcia, który z mężczyzn podążających tropem Lii jest księciem, a który zabójcą. Wszystko przez zabieg autorki polegający na manipulowaniu narracją, wskazywaniu osoby, która w danym momencie się wypowiada. Pod rozdziałami znajdujemy tylko krótką informację: Kaden, Rafe, Książę bądź Zabójca. I sami musimy dojść do tego, który z nich jest kim. Oczywiście później się tego dowiadujemy, jednakże praktycznie do momentu, w którym autorka odkrywa przed nami prawdę, nie jesteśmy jej świadomi.

Główna bohaterka również zasługuje na uwagę. Być może trochę i nużące są te jej rozterki miłosne, ale moim zdaniem do wybaczenia. Wszak jest ona młodą dziewczyną, od dawna wychowywaną pod ścisłym nadzorem, która nie miała możliwości poznać, czym jest prawdziwe życie, a tym bardziej jak wygląda miłość i jej odcienie. To, co mi się w niej podobało, to fakt, że autorka nie wykreowała kapryśnej księżniczki zadzierającej nosa, zależnej od innych, ale kogoś, kto potrafi sam o sobie stanowić, osobę zdolną do poświęceń, pełną empatii. A przy tym niezwykłą, wszak – jako Pierwsza Córka Morrighanu – posiada przecież dar, o którym ona sama, a przy okazji i my, krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej odkrywając przy tym kolejne, głęboko skrywane tajemnice.

Zastrzeżenie (choć może nie do końca jest to właściwe słowo) mam jedynie do okładki tej powieści. Nie jest ona zła. Naprawdę mi się podoba. Bardziej jednak przemawia do mnie wersja oryginalna. Jest w niej jakaś tajemnica i mrok, a przez to, że nie ukazano twarzy widniejącej na niej dziewczyny, sami możemy postanowić, jak wygląda główna bohaterka, bez sugerowania się wizerunkiem z okładki.

Zakończenie powieści jest z kolei takie, jakie lubię najbardziej – mocne i nieprzewidywalne, sprawiające, że ma się ochotę natychmiast sięgnąć po kolejny tom, by dowiedzieć się, jak potoczą się losy bohaterów. A tego niestety jeszcze nie ma… Ciekawe, jak długo przyjdzie nam czekać na jego premierę? I czy wytrzymam do tego czasu w niewiedzy!

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: The Kiss of Deception
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: premiera 3.08.2017
Seria/Cykl: Kroniki Ocalałych, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 544
ISBN: 978-83-62577-54-5


69Shares