„Dom otwarty” (The Open House, 2018)

Wiecie, że uwielbiam thrillery. Kiedy więc zobaczyłam zwiastun styczniowej nowości Netflixa – „Domu otwartego” – taki niepokojący i intrygujący, z miejsca dodałam go sobie do mojej stale aktualizowanej listy filmów „do obejrzenia w najbliższym czasie”. Wkrótce nadarzyła się ku temu idealna okazja.

Film opowiada o rodzinie Wallace’ów, a dokładniej o Naomi (Piercey Dalton) i jej nastoletnim synu Loganie (Dylan Minnette = Alex z „Nie oddychaj”), którzy po tragicznej śmierci ojca chłopaka, stojąc w obliczu coraz większych problemów finansowych, przenoszą się do domu letniskowego należącego do siostry Naomi, w którym to mają pozostać dopóty, dopóki na powrót staną na nogi. Jedyną dla nich niedogodnością jest to, iż dom ten wystawiony został na sprzedaż i co jakiś czas odbywać się w nim ma akcja pod nazwą „Dom otwarty”, podczas której Naomi i Logan mają na kilka godzin go opuścić, by umożliwić potencjalnym nabywcom dokładne obejrzenie ich domu.

Po jednej z tego typu akcji w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Rodzinę dręczą głuche telefony, przedmioty nagle znikają i pojawiają się w zupełnie innych miejscach, mają miejsce dziwne awarie, zaś z piwnicy dochodzić zaczynają zagadkowe dźwięki… Zamiast tak potrzebnego spokoju po stracie bliskiej osoby, w życie Naomi i Logana wkrada się coraz większy strach oraz niepokój. Wkrótce przyjdzie im stanąć oko w oko z tym, co tak naprawdę dzieje się w ich domu…

Powiem tak – film ten miał szansę być naprawdę dobrym kinem grozy, gdyż były ku temu całkiem niezłe warunki: miejsce rozgrywającej się historii (dom położony głęboko w lesie), dobrze zagrane postaci oraz przestroga, którą widz miał wziąć do siebie po obejrzeniu filmu. Niestety jego twórcy zawalili na całej linii tworząc maksymalnie sztampowy, przewidywalny twór wykorzystujący banalne do bólu elementy mające na celu wzrost odczuwanego przez widza napięcia (bezskutecznie oczywiście), którego zakończenie zamiast wbić widza w fotel i zostawić go z rozdziabem pyska, pozostawia po sobie jedynie niesmak i poczucie straconego czasu. Mało tego! Dam głowę, że większość osób, które obejrzą „Dom otwarty” nawet go nie zrozumie i szukać będzie wyjaśnienia na tematycznych forach, choćby na Filmwebie. A to już zupełnie świadczy o całkowitej porażce tego obrazu.

Po co było maglować temat ćwiczeń Logana w biegu na czas, skoro i tak do niczego mu się one tak naprawdę nie przydają, kiedy jest ku temu potrzeba? Na cóż było wplatanie do historii wątku dotyczącego sąsiadki (Patricia Bethune), skoro i tak odegrała ona jedynie epizodyczną i praktycznie nic nie wnoszącą do historii rolę? A zachowanie bohaterów w obliczu zagrożenia? Co najmniej śmieszne…

Podsumowując – jeśli zastanawiacie się, czy warto obejrzeć tak „ładnie” promowany przez Netflixa „Dom otwarty”… dajcie sobie z nim spokój. Lepiej poświęćcie czas, potrzebny na obejrzenie go, na jakiś inny, bardziej tego godny tytuł. Ten, w ramach zemsty, możecie jedynie polecić komuś, kto zalazł wam za skórę. Sobie jednak nie róbcie tej krzywdy i nie oglądajcie go. Dobrze wam radzę.

„Dom otwarty”

Tytuł oryginalny: The Open House / Rok produkcji: 2018 / Produkcja: USA / Dystrybutor: Netflix / Gatunek: thriller / Czas: 94 min / Reżyseria: Matt Angel, Suzanne Coote / Scenariusz: Matt Angel, Suzanne Coote / Obsada: Dylan Minnette, Piercey Dalton, Patricia Bethune, Sharif Atkins, Aaron Abrams, Edward Olson, Katie Walder, Paul Rae

0Shares