Przeglądając ofertę Showmax w poszukiwaniu jakiegoś interesującego serialu, który mogłabym zacząć oglądać, zupełnym przypadkiem natrafiłam na tytuł „Z pamiętnika położnej” w reżyserii Heidi Thomas, który podobno w Wielkiej Brytanii pobił wszelkie rekordy oglądalności, a o którym ja – mówiąc szczerze – nigdy dotąd nie słyszałam. Postanowiłam więc zaryzykować i obejrzeć choć jeden odcinek, by przekonać się, czy to coś dla mnie…
Na jednym odcinku się nie skończyło! Obejrzałam ich od razu kilka, zupełnie przepadając w historii opowiadanej przez Jenny Lee – główną bohaterkę serialu. W międzyczasie zorientowałam się, iż serial ten powstał na podstawie wspomnień Jennifer Worth, brytyjskiej pisarski i pianistki, która przez ponad dwadzieścia lat pracowała jako położna, i która to później spisała je w czterech tomach – „Call the Midwife”, „Shadows of the Workhouse”, „Farewell to the East End” oraz „In the Midst of Life”. W 2014 roku nakładem wydawnictwa Literackiego, w tłumaczeniu Marty Kisiel-Małeckiej do księgarń trafił pierwszy z nich, zatytułowany „Zawołajcie położną”.
Już na wstępie czytelnik powiadomiony zostaje o tym, iż jest to: „Prawdziwa historia z londyńskiego East Endu lat pięćdziesiątych XX wieku.” Jennifer Worth opowiada o okresie swojego życia, kiedy to trafiła na praktykę pielęgniarską do Domu Nonnata – ośrodka sióstr anglikańskich zapewniającego opiekę medyczną i położniczą mieszkańcom East Endu – robotniczej dzielnicy Londynu. Lata 50-te XX wieku to czasy, w których jeszcze nie znano pigułki antykoncepcyjnej, więc położne z Domu Nonnata miały stale pełne ręce roboty.
Jennifer Worth w niesamowity wręcz sposób opowiada nie tylko o różnych przypadkach pacjentek, którym pomogła w przyjściu na świat ich dzieci, ale też o mieszkańcach i pracownikach Domu Nonnata oraz wszystkich osobach, które w tym czasie przekroczyły jego próg. Moje serce niezaprzeczalnie skradła wiekowa mieszkanka Domu Nonnata – siostra Monica Joan, a zwłaszcza jej…
„Błyskotliwy dowcip i mądrość (…), jej umysłowe akrobacje, przeskoki od chrześcijaństwa do kosmologii, astrologii czy mitologii, wyrażonych poezją i prozą oraz wymieszanych w umyśle balansującym na krawędzi rozpadu (…).”
… co razem wzięte uczyniło z niej postać nietuzinkową, której nie sposób zapomnieć. Jeśli zaś mowa o przypadkach pacjentów, z którymi zetknęła się podczas swej praktyki pani Worth, to najbardziej przejmującą i przerażającą jak dla mnie historią była ta dotycząca pani Jenkins – wzbudzającej strach i obrzydzenie u osób, które się z nią stykały, a w rzeczywistości kobiety, która w swoim życiu zbyt wiele przeszła i stanowczo za dużo wycierpiała.
Autorka bardzo obrazowo i rzeczowo opisuje warunki socjalne mieszkańców East Endu – to jak wyglądała ich codzienność, z jakimi trudnościami musieli mierzyć się każdego dnia, jak trudno było zapewnić godziwe warunki życia rodzinie w miejscu, które pozbawione było wszelkich udogodnień, które dla nas w dzisiejszych czasach są czymś oczywistym (np ciepła woda czy ubikacja w domu), a dla tamtych ludzi były istnym luksusem.
„Często w wiekowych budynkach był zaledwie jeden kran i jeden wychodek na osiem do dwunastu rodzin. Czasem w jednym lub dwóch pokojach gnieździła się dziesięcioosobowa lub jeszcze liczniejsza rodzina. Ludzie żyli tak przez całe pokolenia.”
Sporo miejsca poświęca też samej mentalności ludzi zamieszkujących East End. Stąd też dowiadujemy się m.in tego, jaki mieli oni stosunek do własnych dzieci, osób starszych, położnych, cudzoziemców; że bywali niewiarygodnie snobistyczni i wyczuleni na różnice klasowe oraz że
„W tamtych czasach żaden szanujący się mężczyzna z East Endu nie zniżyłby się do tak zwanych babskich zajęć. Większość za nic w świecie nie zebrałaby ze stołu brudnego talerza czy kubka, nie podnieśliby nawet własnych brudnych skarpetek z podłogi.”
Nie zapomina też o mrocznej stronie East Endu – szerzącej się prostytucji, wyzysku robotników czy rosnącej przestępczości.
Same opisy porodów – przez brak dostępu do medycznego sprzętu oraz różnego rodzaju medykamentów znanych nam obecnie – potrafią wywołać ciarki na skórze, kiedy się o nich czyta. Tym bardziej więc należy się godna podziwu pochwała dla położnych, które potrafiły w takich warunkach przyjmować na świat dzieci i robiły wszystko, by zapewnić jak najlepszą opiekę przed- i poporodową dla swoich pacjentów. Zresztą sama autorka podkreśla to w słowach:
„Dlaczego położne nie są w oczach ludzi bohaterkami, jak na to zasługują? Powinny być wychwalane przez wszystkich pod niebiosa. Nie sposób zmierzyć odpowiedzialności, jaka spoczywa na ich barkach, ich umiejętności i wiedza nie mają sobie równych.”
„Zawołajcie położną” Jennifer Worth to po prostu niesamowita książka. Pełna emocji, wzruszeń, cudownych postaci i humoru, ale też tragizmu, bólu i cierpienia… Bezapelacyjnie jedna z lepszych książek, jakie miałam do tej pory okazję przeczytać. Na wskroś prawdziwa i zapadająca głęboko w sercu i pamięci. Gorąco ją wam polecam! Sama tymczasem mam ogromną nadzieję, że wydawnictwo Literackie wyda kolejne części wspomnień pani Worth. Z pewnością po nie sięgnę i wierzę, że nie tylko ja, ale cała rzesza innych czytelników, którzy mieli już okazję zapoznać się z tym tytułem i z utęsknieniem wyglądają na kontynuację.
Moja ocena: 6/6
Tytuł oryginalny: Call the Midwife
Tłumaczenie: Marta Kisiel-Małecka
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2014
Seria/Cykl: Call the Midwife, tom 1
Oprawa: e-book
Liczba stron: 428
ISBN: 978-83-08-05632-5
Książka do kupienia na stronie księgarni