Nowa urzekająca historia Mistrzyni Lekkiego Pióra
Premiera: wrzesień 2021
Wygląda na to, że życie Anki Jaworskiej zbliża się do zakrętu. A właściwie związek, jej pierwsza miłość, ta najważniejsza i – jak dotąd myślała – aż po grób. By uciec od czarnych myśli (choć bez entuzjazmu) sięga po napisaną przez babcię książkę-pamiętnik. Babcię, której przez zawirowania rodzinne właściwie nie zna. I ta historia, najwspanialsza opowieść o wielkiej miłości, wcale nie pierwszej, odmieni jej życie, a także kilku innych osób.
Ach, jak niezwykle romantyczna jest ta opowieść! Premiera nowej powieści Krystyny Mirek Pierwsza miłość już 1. września. Dostępna będzie również jako ebook i audiobook.
„Piszę o miłości, bo to wielka siła. A także fundament, na którym można zbudować każde marzenie” – deklaruje Krystyna Mirek w jednym z wywiadów i konsekwentnie realizuje tę romantyczną misję. Swoimi książkami motywuje czytelniczki, by pozostały wierne swoim największym pragnieniom i nie ustawały w walce o miłość.
***
Anka naprawdę ma dosyć zachowania Jacka, który wcale nie przypomina już mężczyzny, którego pokochała i z którym planowała spędzić życie. Zachowuje się jak gbur, mimo, że ona wciąż się stara… I przy każdej próbie rozmowy odwraca kota ogonem, zrzucając na nią odpowiedzialność za swoje zachowanie. Na szczęście ma Klaudię, z którą łączy ją głęboka przyjaźń od czasu, gdy przyjechały do Warszawy na studia. I książkę. Książkę, którą matka kazała jej przeczytać. Napisaną przez babcię, która porzuciła swoją córkę w dzieciństwie dla… miłości.
– Przeczytaj to – nakazała matka, przesuwając kopertę w jej stronę. – Zaczęłam przeglądać, nawet lekko napisane, współczesnym językiem, więc dobrze się czyta. Ja nie mam na to siły. Ty masz jej więcej – zawyrokowała. – Układa ci się. Fajny chłopak, niebanalna uroda, dobra praca, perspektywy… – wyliczała, a Anka czuła, że jeśli tego natychmiast nie przerwie, po prostu się rozpłacze. Czemu osoby pozornie najbliższe w ogóle się nie rozumieją? Mama była ślepa na jej problemy. Całkowicie.
– Daj to – powiedziała, biorąc do ręki maszynopis. Nie chciała przeciągać dyskusji. – Przeczytam i powiem ci, co o tym sądzę.
Historia rodzinna spisana przez babcię okazuje się najwspanialszą i niezwykle wciągającą opowieścią o miłości w czasach, w których dobrze wychowane panny wiedziały, kiedy należy się odzywać, a kiedy nie, a o ich życiu w całości decydowali najpierw rodzice, a potem mężowie (w przypadku braku męża mogła to być również bratowa). Dwudziestosześcioletnia Rozalia stała się – bez swojego udziału – bohaterką skandalu, co oznacza dla niej zero szans na zamążpójście, a także szary koniec w hierarchii rodzinnej. Stara się pogodzić z myślą, że spędzi życie usługując bratu i bratowej (z którą układa jej się delikatnie mówiąc nie najlepiej), coś w jej duszy buntuje się przed rezygnacją z marzeń. I wtedy okazuje się, że dziedzic pobliskiego majątku szuka żony, a ona postanawia postawić wszystko na jedną kartę. Nawet, jeśli plotki o nim są prawdziwe. Czy znajdzie sojusznika, który jej pomoże?
– Chcą ożenić Andrzeja Brzozowskiego. Słyszałaś? – Ojciec rodziny spokojnie zagaił rozmowę.
Pani Salomea odłożyła na spodek trzymaną w dłoniach filiżankę, po czym spojrzała na męża. Cieszyła się każdego dnia, że ma go obok. Wciąż jej się podobał ten wysoki pięćdziesięciolatek o skroniach tak srebrnych, jakby ciągle na nie padało światło księżyca. Starzał się, a jednak na jego widok czuła ten sam dreszcz, jak za pierwszym razem. Nigdy by się oczywiście do tego nie przyznała. Za żadne skarby świata. Była przecież szanowaną kobietą.
– Czas im się kończy – odparła równie spokojnym tonem. Nie mieli córki na wydaniu, temat więc, choć bardzo ciekawy, ich osobiście nie dotyczył. Uśmiechnęła się. – Muszą wypełnić testament – powiedziała. – Bez dziedzica przepadnie największe nawet nazwisko – dodała, po czym spojrzała z dumą na siedzących obok trzech dorodnych wnuków. Jej nieśmiały syn spisał się pod tym względem doskonale.
Synowa momentalnie poczerwieniała z zadowolenia. Ładna, pulchna brunetka wciskała nieco zbyt obfite kształty w sukienki, które ten nadmiar dobra ledwo były w stanie objąć. Ale nikt nie śmiał jej tego powiedzieć. Teresa była w tym domu ważną osobą. Od momentu, gdy po raz pierwszy szczęśliwie zaszła w ciążę, wydawała na świat wyłącznie zdrowych, ładnych chłopców. Podkreślała to na każdym kroku.
– Ja urodziłam trzech – oznajmiła z taką dumą, jakby osobiście wymyśliła cały proces przekazywania życia. – Najpierw Jakubka, potem Marka, a na koniec Jacusia – wytłumaczyła, choć domownicy doskonale sobie z tego zdawali sprawę. Spojrzała z czułością na najmłodszego.
Wiemy – Rozalia przełknęła to słowo i popiła głogową herbatą. Nie warto było się sprzeczać. Babcia mawiała, że ten napar jest dobry na serce. Może dzięki niemu będzie lżej? Niestety nie pomógł. Dziś Rozalia w sposób szczególny odczuwała swoją sytuację. Widziała wszystko to, co na dobre straciła.
– Są wspaniali – rozpędzała się dalej Teresa, patrząc z dumą na trzy ciemnowłose główki synów.
– Ciekawe kogo wybiorą? – Pani Górecka, która na pamięć znała przechwałki synowej, przerwała jej pospiesznie, po czym znów spojrzała na męża. Wolała rozmowę o problemach sąsiadów niż myślenie o troskach z własnego domu.
– Nie wiem – odparł pan Karol. – Ludzie gadają, że wcale nie chodzi tu o prawdziwe małżeństwo. Nawet nie o dziedzica – dodał ciszej, w końcu przy stole siedziała panna, nie miało znaczenia, jak bardzo już dorosła. – To ma być tylko dla formalności, żeby przedłużyć prawo posiadania, jak sobie życzył świętej pamięci dziedzic Brzozowski. W rzeczywistości przecież majątek ma już swoją panią. Hrabina Olska siedzi u brata cały czas, o własnym mężu nawet nie myśli.
– Ja tam bym bez problemu panu Brzozowskiemu urodziła syna – powiedziała nietaktownie Teresa, nie bacząc na obecność niezamężnej bratowej, a także własnego męża. Poprawiła cisnący ją w talii pasek, po czym zadumała się nad tą opcją. – Mieszkałabym sobie we dworze, ścinała kwiaty, ludzie by mi się kłaniali. – Spojrzała z urazą na teściów, jakby chciała im dać do zrozumienia, że za mało od nich uzyskała w zamian za dokonanie tak wielkiego czynu, jakim było sprowadzenie na świat aż trzech wnuków.
– Większość kobiet potrafi urodzić dziecko! – Rozalia jednak nie wytrzymała. Jej serce biło mocno, jak po wytężonej pracy. Nie była w stanie opanować zdenerwowania. – U naszych sąsiadów jest siedmioro, a w każdej chłopskiej chałupie też chmara dzieciaków. To żadna sztuka.
– A jednak niektórzy nawet jednego dziecka nie mają! – odparowała szybko Teresa, spoglądając na nią zimno. – I mieć nie będą.
Rozalia przełknęła łzy. Po co się odzywała? Przecież łatwo było przewidzieć, jak to się skończy. Nie miała po swojej stronie żadnych argumentów. A ostatnie, czego teraz potrzebowała, to drażnić bratową. Swoją przyszłą opiekunkę, która po śmierci rodziców z łaski będzie udostępniać starej pannie posiłek oraz miejsce przy stole…
Autorka nie bez powodu nazywana jest Mistrzynią Lekkiego Pióra. W Pierwszej miłości snuje wyjątkowo romantyczną, wręcz magiczną opowieść, w której przeszłość przeplata się z współczesnością. Czego mogą nauczyć się o miłości współczesne kobiety od swoich przodkiń? Czy wolność i udogodnienia dzisiejszego świata ułatwiają zrozumienie miłości, czy wprost przeciwnie? Jedno jest pewne, tak sto lat temu, jak i dziś łatwo zbłądzić w miłości, ale o tę prawdziwą wato walczyć. I naprawdę żal rozstawać się z bohaterami książki. Obie historie – i ta tocząca się dawno temu w starym dworze, i ta współczesna, warszawska POWINNY MIEĆ DALSZY CIĄG.
Krystyna Mirek – pisarka, autorka książek obyczajowych, mama czwórki dzieci (trzech dorastających córek i jednego małego synka). Napisała ponad dwadzieścia powieści obyczajowych. Jest absolwentką polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Pisze książki obyczajowe mocno osadzone w realiach życia. Porusza w nich współczesne problemy, ale każda z nich niesie pozytywne przesłanie, by walczyć o miłość, rodzinę i marzenia.