„Zabawa w chowanego” – Jack Ketchum

Wyobraźcie sobie stary dom położony na uboczu, daleko od ludzkich zabudowań, mający w swym sąsiedztwie jedynie lasy i zarośla. Dom, o którym od lat krążą przeróżne historie i plotki, gdyż niegdyś w jego murach doszło do wydarzenia, o którym długo mieszkańcy Dead River i okolic nie mogli zapomnieć. Czy wiedząc o tym, przekroczylibyście jego próg?

„Dom był czarny, smoliście czarny, a że nie było za nim nic poza morzem, wydawał się stać na krawędzi nicości. Jakby wyznaczał granicę końca czegoś. Dom na skraju świata.”

Dla Dana i jego trojga nowych przyjaciół – Casey, Kimberly i Stevena – to miała być tylko zabawa. Niewinna gra w chowanego w opuszczonym domu. Bo przecież każdy lubi od czasu do czasu poczuć niewinny smak ryzyka, nieprawdaż? Udowodnić sobie i innym, że się nie boi, bądź po prostu zyskać punkty w oczach dziewczyny, na której nam zależy…

„Żadnych latarek. Nocą. Sami. Miejsce, którego nie znamy i gdzie żadne z nas jeszcze nie było.”

Niestety to, co miało dostarczyć im rozrywki, szybko zamieniło się w istny koszmar i walkę o przetrwanie.

„Zabawa w chowanego” Jacka Ketchuma (a właściwie Dallasa Mayra) nie była moim pierwszym spotkaniem z twórczością tego autora. Po doskonałej „Dziewczynie z sąsiedztwa” – historii, która mocno pobudziła moją wyobraźnię i na długo zapadła w mej pamięci, wiedziałam już, że będę chciała przeczytać wszystko, co tylko wyszło i jeszcze wyjdzie spod pióra tego faceta. Dlatego też niebawem sięgnęłam po jego „Potomstwo”, a następnie „Kobietę” i „Jedyne dziecko” , z każdą kolejną książką utwierdzając się w tym, że nie myliłam sę, że jego dzieła warte są uwagi i poświęconego im czasu.

„Zabawa w chowanego” rozkręca się powoli. Niemal przez połowę książki nie dzieje się nic, od czego włoski na skórze stawałyby dęba, a nam szybciej przyspieszał oddech. Zamiast tego przyglądamy się, jak z każdym dniem pogłębia się przyjaźń pomiędzy głównym bohaterem (narratorem powieści), a jego trojgiem nowych znajomych – studentów, tak bardzo różniących się od niego samego, łaknących rozrywek i zastrzyków adrenaliny w tym nudnym, sennym, niczym nie wyróżniającym się miasteczku, do którego przyjechali na wakacje. Przyjaźń, ale i coś więcej, gdyż pomiędzy Danem a jedną z dziewczyn rozwija się coś o wiele głębszego od zwykłej przyjaźni.

Ketchum powoli buduje klimat, stopniuje napięcie, krok po kroku przygotowuje grunt pod to, co dopiero ma nadejść i co z całą pewnością przemówi do wyobraźni czytelnika. Nie sili się przy tym na wymyślanie iście fantastycznych historii, nie mogących rozegrać się w rzeczywistości. Wręcz przeciwnie. Skupia się na ludzkich postawach i zachowaniach, pokazując, co z człowiekiem, jego poczuciem moralności i jestestwa czyni strach.

Dobra kreacja bohaterów to kolejny plus tej powieści. Nadanie im indywidualnych cech osobowości, ukazanie łączącej ich więzi, czyni ich bardziej prawdziwymi, realnymi, zaś ich losy bardziej przekonującymi. Największą uwagę Ketchum skupił jednak na Danym i tej, która zawróciła mu w głowie. To właśnie jej natura, nieuznawanie zasad, a także mroczna przeszłość mają nieodzowny wpływ na chłopaka oraz konsekwencje dokonywanych przez resztę jej towarzyszy wyborów.

Niestety jest coś, na co nie mogę i nie chcę przymykać oka. Uczulona jestem na wszelkiego typu błędy w tekście, czy to zwykłe literówki, czy też te bardziej poważne. Krew mnie zalewa, a w kieszeni nóż się otwiera, kiedy natrafiam na coś takiego podczas lektury. Czytając „Zabawę w chowanego” zaczęłam się w pewnym momencie ostro zastanawiać nad tym, czy ta książka w ogóle przeszła jakąkolwiek korektę (choć widnieją na początku nazwiska osób za to odpowiedzialnych) – tak dużo błędów wyłapałam. Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie, by zrozumieć, o co mi chodzi.

Jakby tego było mało, to błąd pojawia się nawet na tylnej okładce, w rekomendacji Jakuba Ćwieka…

Dla mnie tego typu niedociągnięcia są po prostu NIEDOPUSZCZALNE!! I żeby to był jednostkowy przypadek, to pal licho, może i bym przemilczała. Ale w książkach tego wydawnictwa nagminnie pojawia się ten problem – na co już zresztą niejednokrotnie zwracałam uwagę przy okazji recenzowania książek przez nie wydanych, które miałam okazję przeczytać. Niestety to tej pory nic z tym, jak widzę, nie zrobiono…

„Zabawa w chowanego” choć nie niesie z sobą tak dużego ładunku emocjonalnego i poczucia grozy, co wspomniana prędzej „Dziewczyna z sąsiedztwa”, czy równie dobre „Jedyne dziecko”, to i tak warta jest uwagi czytelnika. Napisana lekkim piórem, bez udziwnień i zbytniego owijania w bawełnę, czyta się szybko i pozostawia czytelnika całkiem usatysfakcjonowanego z lektury. Zadowoli zarówno tych złaknionych społeczno-obyczajowych kwestii, rysu psychologicznego, jak i bardziej krwawych momentów, przy których żołądek wywrócić się może do góry nogami, jeśli nie jest się zbytnio odpornym na tego typu rzeczy. Mnie się podobało, może – jak to mówią – dupy nie urywa, ale przyjemnie spędziłam czas z tą książką.

Moja ocena: 4/6

Tytuł orygonalny: Hide & Seek
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 244
ISBN: 978-83-65568-46-5

Książka do kupienia na stronie księgarni

0Shares