Na początek może małe wyjaśnienie odnośnie tego, czym właściwie są wiśnie Maraschino:
„Maraschino cherries narodziły się najprawdopodobniej w północnych Włoszech lub Jugosławii, gdzie lokalną odmianę wiśni Marasca zalewano likierem. Z jednego z tych krajów zaczęto eksportować je do Stanów gdzie używano ich, początkowo w gastronomii a później również jako elementu dekoracyjnego w miksologii. W międzyczasie zaczęły powstawać podróbki stosujące przeróżne metody konserwacji, jak i inne odmiany wiśni, ale rzadko zawierające likier. Dlatego też w 1912 roku Departament Rolnictwa USA zdefiniował maraschino cherries jako wiśnie Marasca zakonserwowane w likierze maraschino. Stwierdził również, że sztucznie barwione i słodzone wiśnie odmiany Royal Anne muszą być nazywane „Imitacją Maraschino Cherries”. Po wprowadzeniu Prohibicji wiśnie konserwowane w cukrze zaczęły wypierać, znikający z półek bo zawierający alkohol produkt oryginalny. W tym mniej więcej czasie profesor Ernest H. Wiegand z Uniwersytetu w OMaraschino cherriesregonie opracował metodę, którą stosuje się w konserwacji wisienek koktajlowych po dzień dzisiejszy. Po uchyleniu Prohibicji oryginalne maraschino cherries już nigdy nie wróciły do swojej świetności. Przypieczętowała to Amerykańska Agencja do Spraw Żywności i Leków, która zdefiniowała maraschino cherries jako wiśnie, które zostały zabarwione na czerwono, impregnowane w syropie cukrowym i doprawione smakiem olejku z gorzkich migdałów lub podobnym. Tak też marna imitacja stała się oryginałem.” (źródło)
Do czego zmierzam? Wstęp ten był mi potrzebny do tego, aby móc Wam bardziej przybliżyć temat herbatki, która niedawno do mnie dotarła dzięki uprzejmości sklepu Skworcu. Nosi ona bowiem nazwę „Wiśnia Maraschino”. Teraz już wiecie, skąd się wzięła tytułowa odmiana wiśni, skąd pochodzi jej nazwa i jak mniej więcej powinna smakować. W skład mieszanki wchodzą następujące składniki: czarna herbata Cejlon, kawałeczki wiśni, kawałki róży oraz aromat. Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa tej herbaty. Uwielbiam wiśnie, to jedne z moich ulubionych owoców, a odmiana Maraschino była mi dotąd nieznana. Po otwarciu opakowania z mieszanką mój czuły na zapachy nos został zaatakowany silną wiśniową wonią. Z miejsca nabiegła mi ślinka i nie mogłam doczekać się momentu, aż skosztuję naparu. Zaparzacz w ruch, na stół dwie szklaneczki, łyżeczka i cukier. Tak przygotowana przystąpiłam do dzieła. Kiedy woda zawrzała w czajniku, odczekałam chwilę, żeby jej temperatura spadła o te kilka stopni (zgodnie z tym, co napisano na opakowaniu, by zalewać wodą o temp nie przekraczającej 95 stopni). Nalałam wody do zaparzacza i odczekałam 3 minutki. W tym czasie herbatka pięknie się zabarwiła na brązowo. W powietrzu wisiała delikatna nutka wiśni. Rach ciach i przelałam gotowy napar do szklanek. Popijając gorzką herbatkę czuć, ale baaardzooo delikatnie, wiśniowy posmak. Niestety jak dla mnie stanowczo zbyt słabo. Mój mąż zawsze się dosładza, a ja ostatnio zaczęłam również dosypywać jedną łyżeczkę sypkiej słodkości. I cóż rzec mogę. Herbatka dobra i przyjemna w smaku, ale za diabła wiśniowa. Zabijcie mnie, ale ja tych wiśni po posłodzeniu już w ogóle nie wyczułam. Jeśli spojrzycie poniżej, to zauważycie, przy lekturze jakiej powieści kosztowałam po raz pierwszy tej herbatki. Recenzję książki, którą z całego serducha Wam polecam, znajdziecie pod tym adresem. A tymczasem odsyłam Was na sam dół, poniżej zdjęć, gdzie znajdziecie jeszcze ciekawy przepis 🙂
Domowej roboty wiśnie Maraschino
Składniki:
1 kilogram wiśni
Laska cynamonu
50ml świeżego soku cytrynowego
130ml wody
70 gramów cukru
50ml syropu migdałowego
100ml brandy
100ml likieru maraschino (np. Luxardo Maraschino)
Przygotowanie:
W dużym garnku zmieszaj wodę, cukier, sok cytrynowy i cynamon. Doprowadź do wrzenia a następnie gotuj na małym ogniu. Dodaj, przepłukane wcześniej, wiśnie i gotuj (ciągle na małym ogniu) przez kilka minut, od czasu do czasu mieszając. W moim przypadku to było około 6/8 minut. Wyciągnij cynamon a następnie dodaj brandy i likier i trzymaj na gazie przez następne 3/5 minut. Zdejmij z gazu, dodaj syrop migdałowy i zostaw na kilka godzin aż ochłonie. Wiśnie umieść w słoiku i zalej likierem, który wytworzył się w trakcie gotowania. Wszystko to odstaw do lodówki na minimum dwa tygodnie.
A później pozostaje już tylko delektowanie się wisienkami.
(Przepis na wisienki Maraschino pochodzi stąd.)