"W kajdankach namiętności" – Piotr Kołodziejczak [recenzja, 191]


Wydawnictwo: Borgis
Rok wydania: 2013
Oprawa: miękka
Ilość stron: 232
ISBN: 978-83-62993-06-2

Justyna i Karol tworzą z pozoru szczęśliwe małżeństwo. Jednak oboje wiedzą, że coraz bardziej się od siebie oddalają. Ona podejrzewa go o zdradę i dlatego też za namową swej wieloletniej przyjaciółki, a zarazem koleżanki z pracy, postanawia się zemścić na niewiernym małżonku odwzajemniając mu się tym samym. Poznaje Bartka. Jednak zamiast pojedynczego skoku w bok jej znajomość z kochankiem zaczyna się gwałtownie rozwijać. Oboje ulegają coraz większej namiętności, a młoda kobieta jest pewna, że wreszcie znalazła miłość swojego życia.
Tymczasem w pobliżu ich miejsca zamieszkania, w dzielnicy Parkowej, dzieje się coś niepokojącego. Oto pojawił się tajemniczy seryjny morderca. Napada on na kolejne osoby, które dołączają do łańcuszka jego ofiar. Miejscowa policja wydaje się być bezsilna. Nie ma żadnych poszlak, poza jedną jedyną – każda osoba ginie w ten sam sposób, od uderzenia w głowę. Nie ma jednak żadnych świadków, dosłownie nikogo, kto by coś widział, albo słyszał. Jak w takim razie pochwycić zabójcę? I jaki wpływ na losy Justyny i jej najbliższego otoczenia będzie miało pojawienie się owego mordercy?

Piotr Kołodziejczak określa swoją książkę mianem kryminału miłosnego. Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Jak nazwa wskazuje powinien być to w głównej mierze kryminał, w który został wpleciony wątek miłosny. W moim odczuciu jest wręcz odwrotnie. Mocno zostały nakreślone relacje damsko – męskie, natomiast wątek kryminalny został niejako potraktowany po macoszemu. Od czasu do czasu w historię wplatają się rozdzialiki przybliżające nieco kolejną ofiarę oraz moment, w którym została ona zaatakowana przez mordercę. Po przedstawieniu danego zabójstwa, jak gdyby nigdy nic śledzimy dalsze losy głównych bohaterów, by znów za jakiś czas dokonano kolejnego morderstwa, po którym ponownie powrócimy na główne tory historii. Poznajemy zatem bliżej Justynę. Dowiadujemy się, jak krok po kroku rozwija się jej namiętny związek z Bartkiem. Przybliżona zostaje nam również osoba Ireny, najbliższej przyjaciółki głównej bohaterki, za sprawą której młoda kobieta poznała swojego kochanka. Oprócz wspomnianych kobiet autor przedstawia nam również nieco bliżej sylwetkę śledczego prowadzącego sprawę seryjnych zabójstw, inspektora Kolskiego. O ile dokładniejsze informacje na temat Justyny, jako głównej bohaterki, uważam za jak najbardziej na miejscu, o tyle szczegóły z życia Ireny czy Kolskiego można by było sobie spokojnie podarować. Jedyne co tak naprawdę zasługuje w tej powieści na miano kryminału to tak naprawdę końcówka powieści. Wyjaśnia ona wiele niejasności, które mogą się pojawić u czytelnika w trakcie lektury, oraz odsłania prawdziwą intrygę, dogłębnie przemyślaną, skrupulatnie przeprowadzoną i prowadzącą do niespodziewanego zakończenia.

W powieści znajdziemy wiele odniesień do poprzednich książek pana Kołodziejczaka. Wtrącenia na ich temat zawierają się m.in. w przytaczanych fragmentach pasujących jak ulał do toczących się w danym momencie wydarzeń. Czytając omawiane dzieło odniosłam wrażenie, że pan Kołodziejczak wykreował sam siebie jako ulubionego autora głównej bohaterki jego najnowszej powieści. Co by się nie działo, Justyna za każdym razem potrafiła odnaleźć analogię do którejś z uprzednio wydanych pozycji pisarza. Nie miałam okazji czytać poprzednich książek autora, ale sądząc po zamieszczonych fragmentach niektóre z nich mogłyby mi się spodobać. Co niektóre bywały doprawdy zabawne.

W zamieszczonym na tylnej okładce opisie książki znajdujemy taką informację: „W kajdankach namiętności” to powieść obfitująca w nagłe zwroty akcji, ukazująca przy okazji całą złożoność relacji damsko – męskich, ale też pełna humoru, którego nie powstydziłby się Mel Brooks i Woody Allen. I cóż mogę powiedzieć. Odnośnie tych relacji damsko – męskich mogę się zgodzić z autorem powieści. Faktycznie zostały one ukazane dość szczegółowo. Jeśli jednak miałabym stwierdzić, że mamy tu do czynienia z nagłymi zwrotami akcji, to zapytałabym się: w którym momencie? Jedynym takim miejscem jest wspomniana końcówka, gdzie wszystko przewraca się o 180 stopni doprowadzając do nieoczekiwanego zakończenia. Tak, tutaj jest jak najbardziej nagły zwrot akcji. Ale prędzej? Raczej nie. Akcja toczy się miarowo. Stopniowo poznajemy Justynę oraz jej otoczenie. Przyglądamy się ich życiu. Kolejne morderstwa stanowią jakby przerywniki dla prowadzonej historii. Tutaj za nic nie uraczymy zwrotów akcji, a przynajmniej ja takowych nie odnalazłam. Humorystyczne sceny występują, o tak. Jak chociażby wspomniane fragmenty z innych powieści pisarza, czy też np pewien dziennik prowadzony przez jedną z ofiar zabójcy. Gdy będziecie go czytać, wierzcie mi, będziecie się śmiać.

„W kajdankach namiętności” to powieść, która pokazuje nam do czego tak naprawdę może doprowadzić miłość. Przedstawia zarówno jej dobre strony, jak i brzemienne w skutki wybory, za które zmuszeni jesteśmy ponieść odpowiedzialność. Jest to dobra historia obyczajowa połączona z romansem, do której wpleciony został wątek kryminalny, doprawiający całość szczyptą pieprzyku. Czyta się dobrze, szybko. Sama pochłonęłam książkę w kilka godzin popołudniowych. Jak usiadłam, tak nie odeszłam, dopóki nie dotarłam do samego końca. Jest to dowód na to, że książka Kołodziejczaka jest jak najbardziej strawna. Dobre czytadło na jeden wieczór, które dostarczy czytelnikowi rozrywki. A czasem przecież tego nam potrzeba, nieprawdaż?

Moja ocena: 4/6
Za książkę dziękuję wortalowi
na którym również pojawiła się powyższa recenzja

0Shares