„Uniesienie” – Stephen King

„Czas jest niewidzialny. W przeciwieństwie do wagi.”

Jeszcze do niedawna 42-letni Scott Carey omijał wagę szerokim łukiem. Dokładnie wiedział, że waży o wiele więcej niż powinien – widział przecież własne odbicie w lustrze, a także wystający nad spodniami kałdun. Nie chciał jednak wiedzieć, jak bardzo jest z nim źle. Kiedy zdecydował się w końcu stanąć na wadze, zauważył, że coś jest nie tak z wynikiem, który się na niej pojawił…

Od tej pory Scott zaczął ważyć się codziennie, by z każdym kolejnym dniem popadać w coraz to większe zdziwienie. Tracił na wadze, każdego dnia tyle samo, i nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, gdyby nie fakt, że zmianie nie ulegał jego wygląd fizyczny, z waga pokazywała ten sam wynik niezależnie od tego, co miał na sobie i przy sobie. Ważył tyle samo nagi, co obciążony monetami ukrytymi w kieszeniach grubej kurtki.

Szukając pomocy w wyjaśnieniu tej dziwnej sytuacji, Scott zgłasza się do swojego dawnego, obecnie przebywającego już na emeryturze, lekarza – Boba Ellisa. który na wieść o tym, co dzieje się ze Scottem, załamuje ręce. Z medycznego, jak i czysto logicznego punktu widzenia coś takiego jest po prostu… niemożliwe, a wręcz wykraczające poza ludzkie pojęcie. Radzi mu, by zgłosił się do szpitala, jednak Scott nie chce stać się królikiem doświadczalnym. Woli zaczekać i przekonać się, co dalej z nim będzie – czy nadal będzie tracił na wadze, a jeśli tak, to co się z nim stanie, gdy nadejdzie Dzień Zero, gdy utraci ją zupełnie.

„Bał się – tylko głupiec by się nie bał – ale był również ciekawy. I coś jeszcze. Szczęśliwy? (…) Z pewnością czuł się jakoś wyróżniony.”

Niecodzienna sytuacja, w jakiej się znalazł, pozwala mu dostrzec rzeczy, które do tej pory jakoś umykały jego uwadze. Jedną z nich jest zaściankowość i nietolerancja społeczna panujące w jego miasteczku – Castle Rock – związane z lesbijskim małżeństwem prowadzącym tutejszą restaurację. Choć Scott nie utrzymywał dotąd z kobietami przyjacielskich stosunków (ale z innego powodu, niż ich orientacja seksualna), postanawia, że tak dłużej być nie może. Nie godzi się na to, by traktowano je w ten sposób tylko dlatego, że ich sposób życia odbiega od norm uznawanych przez konserwatywnych mieszkańców miasteczka, o zbyt ciasnych umysłach, za zdrowe i do przyjęcia. Chce im pomóc. Tylko czy da radę coś zmienić? I czy w ogóle zdąży cokolwiek zrobić, nim nadejdzie Dzień Zero?

„Uniesienie” Stephena Kinga, które do księgarń trafiło w listopadzie tego roku, trudno nazwać w ogóle powieścią. Z uwagi na jej objętość (nieco ponad 170 stron), krój czcionki, wielkość marginesów, przerywniki w tekście w postaci ilustracji będących dziełem Marka Geyera, czy też fakt, że sporo w tej książce jest pustych stron oddzielających kolejne jej części oraz rozdziały, zdecydowanie bliżej jest jej do noweli niż do pełnowartościowej powieści. Gdyby bowiem opowiedzianą na jej kartach historię wydano w standardowy sposób, spotykany w większości typowych powieści, wówczas liczyłaby sobie ona – bo ja wiem – może ze 100 stron? Czyli w sam raz dla krótkiego utworu literackiego, jakim jest nowela. Sama pochłonęłam tę książkę w jakieś 2 godziny – a nie czytam zbyt szybko 🙂

Za nowelą przemawia również fakt, iż nie ma tu zbyt wielu bohaterów. Prócz Scotta mamy tak naprawdę jeszcze tylko doktora Ellisa oraz Deirdre McComb wraz z Missy Donaldson (w/w lesbijskie małżeństwo). Cała reszta wspomnianych w historii osób pojawia się na krótko, stanowiąc jedynie tło dla całej tej historii. Warto jednak wspomnieć o tym, iż – choć oszczędnie – to jednak autor zadbał o odpowiednie przedstawienie swoich postaci. Deirdre jest charakterna i walczy o swoje, zaś Missy bardziej spokojna i ugodowa. Ellis to typowy doktor – ciekawy, dociekliwy, żądny wiedzy. A Scott? Od samego początku wzbudził moją sympatię. Podobało mi się jego podejście do sytuacji, w której nagle się znalazł, a także to, jak stanął w obronie obu kobiet dotkniętych społecznym ostracyzmem.

Nie zabrakło też i napięcia, które trzyma czytelnika w swych objęciach od samego początku historii, aż do jej końca. Bo co się stanie ze Scottem? Czy naprawdę straci całą swoją wagę? A jeśli tak, to co wtedy? Po drodze nie braknie emocji – złości odczuwanej w stosunku do mieszkańców miasteczka, współczucia – zarówno dla Scotta jak i Deirdre oraz jej żony, wzruszeń – gdy nadchodzą Święta, a także na sam koniec. Czy tylko ja wówczas uroniłam łzy?

Jeśli miałabym krótko podsumować, o czym jest „Uniesienie” Stephena Kinga, to – poza oczywiście umożliwieniem czytelnikowi oderwania się na krótki czas od szarej rzeczywistości i daniem mu lekkiego umoralniającego prztyczka w nos – jest ono przede wszystkim historią o przekraczaniu własnych ograniczeń, osiąganiu czegoś więcej niż dotychczas, a także tym, jak ważne jest to, by umieć pogodzić się z nieuniknionym. Czy warto po nie sięgnąć? Jeśli jesteś fanem twórczości Kinga… czy muszę kończyć? Jeśli jednak do tej pory nie miałeś styczności z jego dziełami, wówczas wstrzymaj się z lekturą „Uniesienia”, gdyż mógłbyś go po prostu nie docenić i tym samym nie dać kolejnej szansy jego autorowi.

Tytuł oryginalny: Elevation
Tłumaczenie: Danuta Górska
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2018, wyd. II
Seria/Cykl: Castle Rock
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilustracje: Mark Geyer
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-8125-422-9

Inne powieści autora na moim blogu:

„Bastion” / „Śpiące królewny” / „TO” / „Wielki Marsz” / „Rose Madder”

1Shares