„Splątanie” – Maciej Lewandowski

Nie ocenia się książki po okładce, jednakże w wypadku „Spątania” Macieja Lewandowskiego była ona jednym z głównych czynników, które sprawiły, że postanowiłam po nią sięgnąć. Będąca dziełem Dariusza Kocurka, którego prace fascynują mnie i które z uznaniem podziwiam już od jakiegoś czasu na jego facebookowym profilu, nie pozostawiła mnie obojętną na bijący od niej mrok i jakąś nienazwaną tajemnicę, którą za wszelką cenę chciałam zgłębić.

Drugim elementem, który przykuł mą uwagę do tej powieści, były zamieszczone na okładce słowa Rafała Orkana, rodzimego pisarza, twórcy fantastyki oraz scenarzysty gier wideo, zgodnie z którymi „we Wrocławiu Lewandowskiego, na zapomnianym skrawku pogańskiej ziemi, spotkali się Masterton z Lovecraftem, aby roztoczyć przed nami detektywistyczną opowieść”. Mastertona uwielbiam. Jest on jednym z mych ulubionych pisarzy grozy – o czym świadczyć może zbiór ponad czterdziestu powieści jego autorstwa stojących na mych półkach. Z Samotnikiem z Providence dopiero bliżej się zapoznaję, w czym pomaga mi „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” będąca pięknie wydanym, obszernym zbiorem dokładnie wyselekcjonowanych opowiadań, która to niedawno trafiła do mej biblioteczki. Podoba mi się to, co dotąd w nich znalazłam, dlatego też nie powinno dziwić, iż połączenie nazwisk Masterton i Lovecraft zwróciło mą uwagę na „Splątanie” Lewandowskiego – autora publikującego swe historie m.in w „Grabarzu Polskim”, „Magazynie Fantastycznym”, „Nowej Fantastyce” czy kwartalniku „Brama”, o którym (zupełnie szczerze i z bólem przyznaję) do tej pory nie słyszałam i dla którego „Splątanie” jest powieściowym debiutem.

Głównymi bohaterami dzieła Lewandowskiego są dwaj policjanci tworzący nietypowy duet. Z jednej strony mamy Sławomira Bauera, homoseksualnego komisarza policji, człowieka doświadczonego i niedającego sobie w kaszę dmuchać. Z drugiej – Jakuba Kempnera, niedawno zdegradowanego funkcjonariusza stołecznej policji, typowego psa na baby i stanowczo zbyt często zaglądającego do kielicha, który nawet skacowany łamie stereotyp niedokształconego śledczego z bożej łaski i nadania potrafiąc świetnie wykonywać swoją robotę. Wydawałoby się że połączenie dwóch zupełnie różnych światów prowadzić może jedynie do chaosu i że za nic w świecie nie może być mowy o stworzeniu prężnie działającego zespołu. Lewandowski udowadnia jednak, iż jest to możliwe i czyni to tak dobrze, że losy obu policjantów śledzi się z żywym zainteresowaniem.

Na barki policji spadają nagle dwie naglące sprawy. Jedną z nich jest uchwycenie osoby bądź grupy osób odpowiedzialnych za brutalne okaleczanie zwierząt znajdowanych w ostatnim czasie na ulicach Wrocławia. Drugą rozwiązanie zagadki serii samookaleczeń i samobójstw, które choć nieprawdopodobne i momentami trudne do ogarnięcia rozumem zdają się wykluczać udział osób trzecich. Mimo twardych dowodów, a nawet naocznych świadków Kempnerowi coś w tych okrutnych aktach nie pasuje i postanawia drążyć. Wkrótce on oraz Bauer przekonują się, że Wrocław skrywa tajemnice, o których dotąd nie mieli pojęcia.

„Każde miasto ma dzielnice, w których cywilizacja to przychodząca i odchodząca niedogodność, a człowieczeństwo to okazjonalne dziwactwo. Czasem jedna ulica, czasem kilka obok siebie, tworzą miejsce, gdzie koniec wszystkiego traci swojską nazwę. Każde miasto ma dzielnicę, gdzie żyją dzikie stwory.”

Powieść Lewandowskiego to nie tylko thriller, jak informuje nas jej okładka. To również mieszanka rasowego kryminału z elementami grozy oraz okultyzmu. Wszystko to razem wzięte tworzy całkiem zjadliwą całość, zaś sposób poprowadzenia fabuły sprawia, że doprawdy ciężko jest się oderwać od tej książki.

Jej lektura przypomina o pierwotnych lękach, jaskiniowych atawizmach, zapomnianym przez wieki strachu przed ciemnością, który kazał się kulić człowiekowi w blasku ogniska, by mógł poczuć się względnie bezpiecznym. Uświadamia, że „w ciemności można sobie zrobić krzywdę…”.

Dlatego też biorąc tę książkę do ręki miejcie w zanadrzu choć jedną latarkę. Nigdy bowiem nie wiadomo, co kryją cienie…

Moja ocena: 5/6

Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2016
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 440
ISBN: 978-83-7835-471-0

Videograf

30Shares