Recenzja: „Rabusie kontra zombie” (Cockneys vs Zombies, 2012)

Zacznijmy może od tego, że uwielbiam filmy o zombie. Nawet jeśli z zarysu fabuły dany film wydawałby się niesamowicie głupi i nie wart mojej uwagi, to i tak z ciekawości (chorej?) go obejrzę. Mój mąż nie potrafi tego zrozumieć, ale dzielnie znosi te moje lekkie odchyły od normy i twardo zasiada u mego boku, by wraz ze mną obejrzeć wybraną przeze mnie pozycję. A że w większości przypadków niedługo potem zasypia… No cóż, nie komentujmy.

Tym razem mój wybór padł na „Rabusiów kontra zombie”. Premiera filmu miała miejsce w 2012 roku. Jest to produkcja brytyjska, w reżyserii Matthiasa Hoenego. Po tytule łatwo się domyślić, że jest mamy do czynienia z połączeniem horroru i komedii, w tym wypadku czarnej.

Ale o czym właściwie jest ten film? Otóż mamy dwójkę braci, Andy’ego (Harry Treadaway) i Terry’ego (Rasmus Hardiker) Macguire’ów. Ich dziadek (Alan Ford) prowadzi dom spokojnej starości, któremu niestety grozi zamknięcie i rozbiórka. Aby temu zapobiec, Andy i Terry wpadają na szalony pomysł – obrabują bank, by zdobyć potrzebne pieniądze. Dołącza do nich ich kuzynka Katy, niezbyt rozgarnięty kolega Davey oraz Mickey, któremu daleko do normalności. W trakcie napadu dzieje się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć – na ulice Londynu wkraczają hordy zombie. Bracia Macguire obawiając się o życie swojego dziadka postanawiają wyruszyć do domu starców z odsieczą…

W swoim życiu widziałam naprawdę bardzo dużo filmów z gatunku horroru, czarnej komedii, ich misz-maszu itd itd, i choć „Rabusie kontra zombie” w żadnym wypadku nie są wybitnym filmem, ba! nawet bardzo dobrym, ani dobrym, to mimo wszystko całkiem przyjemnie spędziłam czas podczas oglądania go. Oczywiście mój mąż zasnął niedługo po tym, jak go włączyliśmy. Ale to akurat było do przewidzenia… Prawdą jest, że w filmie tym nie uświadczymy dobrej gry aktorskiej, ciekawych efektów specjalnych i jakiejś przemyślanej, wartej uwagi fabuły, za to jest całe mnóstwo humoru. Nie jeden raz uśmiechnęłam się pod nosem, a nawet zaśmiałam w głos w trakcie seansu. Świetny był zwłaszcza moment, w którym 83-letni dziadek ucieka przed zombie posiłkując się chodzikiem (jak spojrzycie na zdjęcie nad wpisem, to tam go widać, jak również w załączonym poniżej trailerze). Jego koledzy i koleżanki dopingują go przez okienko, a on idzie… i idzie… i idzie… a ten zombie tam jęczy mu za plecami. Ogólnie rzecz biorąc aktorzy – seniorzy w tym filmie dają radę, nie jednego młodego by przeskoczyli. Pistolet maszynowy w ręku i jazda rozpierducha na ulicy. Krew się leje, zombie padają jeden po drugim, wszędzie walają się fragmenty zmasakrowanych ciał. Jedna wielka apokalipsa w wykonaniu kilkorga młodych ludzi i grupki staruszków.

Ubawiłam się przy tym filmie. Naśmiałam. Zrelaksowałam. Nie, nie będę Wam polecać obejrzenia go, bo wiem, że praktycznie nie jest tego wart i wielu z Was miałoby poczucie straconego czasu. To tylko ja jestem taka dziwna, że oglądam tego typu produkcje. Daleko mi do normalności…

Moja ocena: 3/6

Tytuł oryginalny: Cockneys vs Zombies
Gatunek: horror, czarna komedia
Czas: 88 min
Produkcja: Wielka Brytania
Premiera: 23 sierpnia 2012
Reżyseria: Matthias Hoene
Scenariusz: James Moran, Lucas Roche
Muzyka: Jody Jenkins

0Shares