Recenzja: „Odyseja kota imieniem Homer” – Gwen Cooper

„(…) ta książka jest nie tylko dla takich szaleńców jak ja, ale również dla tych innych, którzy porzucili wiarę w cuda i bohaterów dnia codziennego; dla miłośników kotów i tych, którzy uważają się za ich zajadłych przeciwników; dla tych, którzy słowa „normalny” i „idealny” traktują jako synonimy, i tych, którzy wiedzą, że mały krok w bok od utartego szlaku wzbogaca czasem całe życie.” – Gwen Cooper

Czy jestem w którejś z tych grup? Nie jestem szalona, ani też nie uważam, aby normalność równoznaczna była z ideałem. Z całą pewnością nie należę do miłośników, ani też do zajadłych przeciwników kotów. Lubię je, o czym świadczyć może to, że sama mam w domu kota i to już od dwunastu lat. Co prawda nie ma lekko, gdyż żyje pod jednym dachem z dwoma psami, jednak na swój sposób cała trójka potrafi się pomiędzy sobą dogadać. Może zatem porzuciłam wiarę w cuda i bohaterów dnia codziennego? Nie, tego też nie mogłabym powiedzieć o sobie. Zgodzę się jednak z ostatnim stwierdzeniem – że niejednokrotnie małe odstępstwo od tego, czym dotąd się kierowaliśmy i w jaki sposób funkcjonowaliśmy może być zaczątkiem czegoś innego, dobrego, co sprawi, że nasze życie już nigdy nie będzie takie jak wcześniej.

A do skłoniło mnie w ogóle do sięgnięcia po książkę Gwen Cooper? Zaintrygowała mnie po prostu historia niewidomego kota. Zaciekawiło mnie to, jaki on był i co też takiego wydarzyło się w jego życiu (a jak się z czasem okazało, było tego całkiem sporo), że któregoś dnia autorka postanowiła napisać o nim całą książkę. Miałam jednak obawy – bo to nie jest powieść, a więc gatunek, po który najczęściej sięgam. Zastanawiałam się, czy to, w jaki sposób została opowiedziana historia Homera (w taki bardziej pamiętnikarski, w którym staramy się w sposób chronologiczny zapisać kolejne dzieje opisywanej postaci), będzie dla mnie odpowiednia i czy zainteresuje mnie on na tyle, że nie porzucę w międzyczasie lektury nie dobrnąwszy do jej końca. Nie powiem, początki nie były łatwe. Jednakże kiedy już przywykłam do formy opowieści oraz jej tempa, czytanie o losach Homera stało się dla mnie czystą przyjemnością, a on sam urósł w mych oczach do rangi prawdziwego bohatera oraz niezwykle wytrwałego w dążeniu do celu futrzastego stworzenia, z którego z czystym sumieniem powinno się brać przykład.

Historia życia tego wyjątkowego kota udowadnia, że niczego ani nikogo nie można oceniać z góry, ani tym bardziej żyć głęboko w nas zakorzenionymi stereotypami, bo rzeczywistość może nas niejednokrotnie niesamowicie zaskoczyć. Uczy, że nawet kiedy wydaje się nam, że nie widzimy drogi wyjścia z naszych kłopotów, to jeszcze nie oznacza, że ona w ogóle nie istnieje. Udowadnia, że miłość jest naprawdę ślepa (w każdym tego słowa znaczeniu) i absolutnie nie ma ona nic wspólnego z czyimś wyglądem. Stanowi też najlepszy przykład na to, że czasem, aby zdobyć coś, czego naprawdę pragniemy, po prostu trzeba zaryzykować i wykonać skok w nieznane.

Jest w tej historii wiele szczęśliwych oraz zabawnych chwil, ale są też te bardziej bolesne, niepozbawione cierpienia. I płynie z niej ważne przesłanie – że nie ważne, jak bardzo staralibyśmy się kogoś chronić przed złem całego świata, to nie damy rady uchronić go przed życiem. Dlatego też tak ważne jest, aby zrozumieć, że każdy dzień spędzony razem z tymi, których kochamy i którzy są dla nas ważni, to dobry dzień, wart zapamiętania i docenienia.

Na koniec dodam już tylko, iż książka ta została wydana w tłumaczeniu Anny Bańkowskiej, tej samej, która obecnie na nowo tłumaczy serię o Ani z Zielonego Wzgórza, która w nowej odsłonie całkowicie skradła me serce. Nie jest nowa książka, gdyż po raz pierwszy ukazała się na naszym rynku przed czternastu laty nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Przyznam jednak z absolutną szczerością, jako okładkowa sroka, że nowa oprawa graficzna od wyd. Nowa Baśń podoba mi się o wiele bardziej niż poprzednie wydanie. Wnętrze zaś skrywa opowieść o stworzeniu, które po prostu powinniście poznać bliżej. Dajcie się oczarować Homerowi tak, jak ja się dałam ❤️


Doceniasz mój wkład w promowanie czytelnictwa?  Możesz mnie wspierać ?


 

Tytuł: Odyseja kota imieniem Homer
Autor: Gwen Cooper
Tytuł oryginalny: Homer’s Odyssey
Tłumaczenie: Anna Bańkowska
Wydawnictwo: Nowa Baśń
Rok wydania: 2 lipiec 2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 312
ISBN: 978-83-8203-315-1

 

Opisywana książka jest egzemplarzem recenzenckim (barter).
Wydawnictwo nie miało wpływu na moją ocenę i treść recenzji.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Nowa Baśń.

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
⏬ książkę kupisz np. tu ⏬


1Shares