Recenzja: „Nikt ci nie uwierzy” – Magdalena Knedler

„Kogo będą słuchać? Mnie czy ciebie? Jak ci się wydaje? Kogo się słucha na tym świecie, dorosłych ludzi czy małe dziewczynki? Mężczyzn czy kobiety? Rozejrzyj się i powiedz.”

Po najnowszą powieść Magdaleny Knedler sięgnęłam dosłownie przez przypadek. Przeglądając Instagram natrafiłam na jednym ze zdjęć na jej okładkę oraz zarys fabuły, który zaintrygował mnie na tyle, że postanowiłam sprawdzić, czy tytuł ten dostępny jest może na Legimi. Niedługo potem rozpoczęłam lekturę.

Książka ta to połączenie tragicznych wydarzeń, do których doszło na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku z literacką fikcją stworzoną na potrzeby powstania opowieści, po którą będą mogli sięgnąć później czytelnicy, aby móc przeczytać historię dwóch młodych dziewcząt, których życie zakończone zostało przedwcześnie przez ludzką chciwość oraz chęć posiadania władzy.

Dorothea Rohrbeck – siedząca – źródło zdjęcia

Szesnastoletnia Dörte oraz jej niespełna trzynastoletnia kuzynka Ursel mimo młodego wieku zdążyły boleśnie odczuć, czym jest życie w świecie, w którym rządzą mężczyźni oraz głęboko zakorzenione stereotypy, przez które kobiety nie miały praktycznie prawa głosu ani też możliwości samodzielnego decydowania o własnym życiu.

„Niektórzy myślą, że nam… że można nam wszystko narzucić, że można nam odebrać naszą własność, bo nie umiemy się z nią obchodzić, bo nie mamy odpowiednich predyspozycji, odpowiednich umiejętności, odpowiedniego mózgu. I my się z tym godzimy, bo tak robiono z nami zawsze, przez całe stulecia.”

Dörte mimo iż po śmierci swego ojca stała się jedyną dziedziczką ogromnej fortuny, to jednak – z uwagi na swą płeć oraz wiek – nie miała swobodnego dostępu do własnych pieniędzy. O każdy grosz potrzebny do utrzymania zarówno jej, domu jak i służby musi prosić mężczyznę wyznaczonego do rozporządzania jej majątkiem dopóty, dopóki sama nie osiągnie pełnoletności. Nie wie jednak, iż już niebawem przyjdzie jej się zmierzyć z kimś, kto w obecnej sytuacji widzi dla siebie szansę na poprawę własnego statusu oraz na przejęcie całkowitej kontroli nad jej życiem.

Urszula Shade – źródło zdjęcia

Tym kimś jest Peter Grupen, ojczym jej kuzynki Ursel, która na własnej skórze przekonała się, że pod jego uśmiechem oraz gładkimi słówkami, którymi potrafi oczarować i zjednywać sobie kolejnych ludzi wokół siebie, kryje się tak naprawdę potwór w ludzkiej skórze, Zmora zatruwająca każdą jej myśl i sprawiająca, że jej życie stało się jednym wielkim koszmarem, z którego – mimo prób – nie potrafi się wybudzić. Bo nawet jeśli komuś powiedziałaby prawdę, to przecież i tak nikt by jej nie uwierzył… Nie w świecie, w którym rządzą mężczyźni i w którym kobiety powinny być im posłuszne…

„(…) mówiłaś, że wysysa z ciebie życie kawałek po kawałku, a jednak ci go całkiem nie odbiera. I że jeśli kogoś dopada Zmora, to ten ktoś najpierw usiłuje się bronić, wierzga, płacze, jęczy, poci się, ale w końcu zastyga w bezruchu, jak sparaliżowany, i daje się jej nasycić (…) Zmora i tak zrobi to, co chce, i tak dostanie od ciebie to, czego potrzebuje (…).”

Od samego początku wiadomo, że dojdzie do tragedii – dzięki dokumentom sądowym pochodzącym z przesłuchań, a także wycinkom prasowym, które pojawiają się w postaci przerywników pomiędzy kolejnymi rozdziałami powieści. Nie zmienia to jednak faktu, iż z zapartym tchem czyta się kolejne stronice książki, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę do niej doprowadziło. Autorka ożywiła na kartach swej powieści obie zamordowane dziewczynki, aby własnymi słowami, w pierwszoosobowej narracji, krok po kroku opowiedziały o tym, co je wówczas spotkało. I choć relacja ta w dużej części stanowi literacką fikcję – bo przecież Dörte i Ursel od dawna nie żyją – to jednak opiera się ona na autentycznych wydarzeniach, które zostały udokumentowane podczas przeprowadzonego wówczas śledztwa, a także na relacjach pochodzących od osób pozostających z ofiarami w bliższym bądź dalszym związku.

„Lęk i poczucie osaczenia stały się z czasem tak przytłaczające, że zagłuszyły (…) wszystko inne.”

Dzięki temu, że mamy w powieści do czynienia z narracją pierwszoosobową, dokładnie widzimy, jak w obu głównych bohaterkach stopniowo narasta uczucie niepokoju, aż w końcu jego sidła stają się tak ciasne, że nie tylko obie zaczynają dusić się we własnej skórze, ale też odczuwają paraliżującą obawę o to, co przyniesie jutrzejszy dzień.

„(…) już dłużej nie mogę, bo nie jestem w stanie zdjąć z siebie własnej skóry, a czuję się oblepiona czymś okropnym, ciężkim i cuchnącym. Mogłam ją poprosić o pomoc, ale stałam dalej na drodze i płakałam, i chciałam do mamy: „Mamo, mamusiu – powtarzałam cicho – proszę, pomóż mi.”

Faktem pozostaje, że obie dziewczyny spotkało naprawdę coś okropnego. Jednak dla mnie najbardziej przejmujące i wstrząsające było to, co stało się udziałem młodszej z nich – Ursel.

„Musisz jednak zrozumieć, że jeśli coś się dzieje w domu z twoimi dziećmi, to ty po prostu wiesz, bo trudno, żebyś nie wiedziała. Lubię ją usprawiedliwiać i myśleć, że może jednak była ślepa, ale niestety ta teoria budzi spore wątpliwości. Skoro więc mama wiedziała, wiedziała o Zmorze, to nie mogę już kochać jej tak samo jak dawniej.”

Sama jestem mamą, do tego dziewczynki w tym samym wieku co Ursel, dlatego też to jej opowieść była dla mnie o wiele bardziej bolesna. Strasznie czytało mi się o tym, co znieść zmuszone było to dziecko i że znikąd nie mogła znaleźć pomocy. Bezsilność i samotność Ursel, dziewczynki żyjącej w świecie, w którym nie miała najmniejszych szans, aby się obronić, była po prostu przerażająca i dotkliwie przejmująca. Najgorsze jest jednak to, iż mimo tego, że od tamtych wydarzeń minęło sto lat, to nadal zdarzają się przypadki, gdzie za zamkniętymi drzwiami dzieje się dzieciom równie wielka krzywda jak ta, której doświadczyła swego czasu młodsza z bohaterek powieści Magdaleny Knedler.

„Nikt ci nie uwierzy” to powieść, po którą powinien sięgnąć absolutnie każdy czytelnik pragnący przeczytać historię, która na długo pozostanie w jego sercu oraz pamięci. Jest to bowiem opowieść, która na maleńkie strzępy rozdziera ludzką duszę i po której trudno jest się pozbierać oraz przejść do porządku dziennego. Dawno już nie czytałam tak dobrze napisanej historii, pełnej wrażliwości oraz empatii. Była ona dla mnie pierwszym spotkaniem z twórczością autorki. Wiem już jednak, że nie ostatnim!


Wydawnictwo: Mando
Rok wydania: luty 2021
Oprawa: twarda
Liczba stron: 384
ISBN: 978-83-277-1854-9

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
Książka dostępna jest w szerokiej ofercie Legimi


a jeśli chcesz mieć ją na półce, zawsze możesz ją kupić

0Shares