Recenzja: „Martwy sad” – Mieczysław Gorzka

Po niezbyt udanym pierwszym spotkaniu z twórczością Maxa Czornyja („Grzech”), postanowiłam dać szansę kolejnemu rodzimemu autorowi piszącemu m.in. kryminały, z którym do tej pory nie miałam do czynienia. Mój wybór padł na pochodzącego ze Środy Śląskiej Mieczysława Gorzkę i jego powieść „Martwy sad” będącą pierwszym tomem trylogii, której głównym bohaterem jest komisarz Marcin Zakrzewski.

Historia rozpoczyna się we Wrocławiu, w którym pewnej nocy, na jednym z osiedli, odnalezione zostają okaleczone w brutalny sposób kobiece zwłoki. Podczas rutynowych działań na miejscu zbrodni Zakrzewski natyka się na tego, który dopuścił się morderstwa. Zabójcy co prawda udaje się zbiec, jednak wcześniej z jego ust padają słowa, które w Marcinie budzą echa dalekiej przeszłości oraz wydarzeń, które na zawsze odmieniły życie jego bliskich.

„Widziałem, jak diabeł chodzi tu na palcach.”

Te same słowa Zakrzewski usłyszał od swojego brata Ryśka na krótko przed tym, nim ten został porwany i wszelki ślad po nim zaginął. Skąd zabójca je znał? Marcin postanawia powrócić do sprawy sprzed trzydziestu lat, wierząc, iż teraz – mając do dyspozycji obecne możliwości systemu i technologii – będzie wstanie posunąć do przodu zamknięte niegdyś śledztwo i przede wszystkim odkryć, co tak naprawdę spotkało jego bliźniaka.

Tylko czy jest on gotów poznać prawdę?

Zakrzewski szybko odkrywa, że zaginięcie Ryśka nie było jedynym, do którego doszło w miejscowości, z której pochodzi. Przez dziesiątki lat, w niewyjaśnionych okolicznościach, we wsi oraz w jej okolicach ginęli kolejni chłopcy. Nigdy nie odnaleziono ciała żadnego z nich…

Podążając śladami przeszłości i próbując poskładać w jedną całość rozsypane fragmenty układanki, Marcin nieświadomie zaczyna wpadać w zastawioną na siebie misternie utkaną pułapkę. Już wkrótce nie tylko przyjdzie mu się zmierzyć z człowiekiem, który zdaje się wiedzieć o nim dosłownie wszystko, ale też walczyć o życie własne oraz wszystkich osób, które w jakikolwiek sposób są mu bliskie…

Takie kryminały to ja lubię! Autor nie tylko zadbał o to, aby cały wątek kryminalny był spójny oraz przemyślany, a bohaterowie występujący w jego powieści – zarówno ci pierwszo jak i drugoplanowi – dobrze wykreowani i budzący w czytelniku różnorodne emocje, ale przede wszystkim o to, by odpowiednio stopniować napięcie oraz zapewnić czytelnikowi zakończenie, którego trudno jest się domyślić. Do tego dochodzą retrospekcje z życia głównego bohatera, które nie tylko w interesujący sposób wzbogacają jego historię i dają nam go lepiej poznać, ale też rzucają coraz więcej światła na wydarzenia z przeszłości oraz te, które mają miejsce w teraźniejszości.

Powieść wciąga już od pierwszych stron i nie pozwala nudzić się czytelnikowi do samego jej końca. Czyta się ją jednym tchem. Zakończenie zaś sprawia, że z miejsca nabiera się ochoty, aby sięgnąć po kolejny tom tej naprawdę interesująco zapowiadającej się (pewne wątki pozostały bowiem w zawieszeniu i ciekawość zżera mnie, jak też dalej się one rozwiną) i dobrze napisanej trylogii kryminalnej. Jeśli kolejne części są równie dobre – biorę w ciemno!

Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że inspiracją dla autora do napisania powieści był utwór „W chorym sadzie” Piotra Roguckiego i zespołu Coma, który sprawił, iż zapragnął on odkryć, kto był diabłem przemierzającym ten sad i dlaczego ten był martwy.


Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2019
Seria/Cykl: Cienie przeszłości, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 416
ISBN: 978-83-80742277

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
Książka dostępna jest w szerokiej ofercie Legimi


a jeśli chcesz mieć ją na półce, zawsze możesz ją kupić

1Shares