Recenzja: „Bez filtra” – Małgorzata Stasiak

Przyznaję: jestem okładkową sroką. Co poradzę… tak już mam 🙂 Głównie z tego powodu skusiłam się na lekturę debiutanckiej powieści Małgorzaty Stasiak pt. „Bez filtra”, która pod koniec czerwca trafiła do księgarń nakładem wydawnictwa Mięta. Ten uroczy psiak w okularkach całkowicie mnie kupił ❤️

A historia? Jest opowieścią o dojrzałej kobiecie – Aldonie, instagramowej influencerce, która z biegiem lat całkowicie pogubiła się w tym, co w jej życiu powinno być najważniejsze. Co tam rodzina… potrzeby dzieci… marudzenie męża… Grunt, żeby cyferki się zgadzały, obserwujących przybywało, a kolejne współprace napływały, dając Aldonie poczucie finansowej satysfakcji oraz bezpiecznej przyszłości.

„Jedyne, czego oczekiwała od rodziny, to okazjonalny uśmiech do kamerki. Czy to naprawdę tak wiele?”

Niestety życie to nie bajka i pewnego dnia bańka, w której dotychczas żyła kobieta, pęka z chwilą, w której jej mąż nieoczekiwanie oznajmia, że ma tego wszystkiego dość i musi natychmiast się wyprowadzić. W ślad za nim idzie również Lena, ich nastoletnia córka, a Aldona zostaje w domu jedynie z synem, który i tak ma wszystko gdzieś (byleby nie chodził głodny) oraz z psem, którym od teraz musi zająć się „na pełen etat”.

„Życie, którym żyła jeszcze wczoraj po południu wsiadło na rollercoaster, przyspieszyło, zrobiło fikołka, wywróciło jej flaki na lewą stronę i rankiem dostało skrętu kiszek. Najgorsze jednak było to, że zapowiadała się dłuższa przejażdżka.”

Mówią, że gorzej być nie może… a jednak! Przypadkowo zjedzone ciastko z domieszką czegoś, czego z całą pewnością nie powinno być w zwyczajnych ciastkach, sprawia, że Aldona nie tylko traci wypracowane przez lata wizerunek, współprace oraz kolejnych obserwujących… ale przede wszystkim ląduje przed sądem, który – w ramach zasłużonej kary – wyznacza jej wielogodzinne prace społeczne. Czy będą one dla niej szansą na obiektywne spojrzenie na swoje dotychczasowe życie i staną się początkiem zmian w niej samej? Czy… wręcz przeciwnie?

„(…) stara Aldi. Z oczekiwaniem wyrazów uznania, poklasku i pokłonów za wszystko, cokolwiek mówi i robi. Żądna zachwytów, peanów na swoją cześć. (…) „Kompletnie się pogubiła. Nie wiedziała, gdzie leży granica między miłością rodzicielską a opresją, między seksem a czułością, między wyczuciem a przekraczaniem granic, między zdrowym żarciem z wyboru a instagramową pozą.”

Historię ukazaną na kartach powieści śledzimy z dwóch perspektyw – Aldony oraz jej męża, w trzecioosobowej narracji. To, co spotykało i co przydarzać się będzie głównej bohaterce w miarę rozwoju wypadków, jest niczym innym jak konsekwencją tego, w jaki sposób żyła oraz jakim wartościom hołdowała odkąd zaczęła prowadzić swój blog. Egoizm, konsumpcjonizm, wybujałe ego, nieliczenie się ze zdaniem innych osób, bagatelizowanie intelektu i niewiara w możliwości drugiego człowieka, uważanie swojej osoby za wyrocznię dosłownie w każdym temacie, nieumiejętność przyjmowania jakiejkolwiek krytyki w stosunku do własnej osoby. „Jej poglądy i zasady były trwałe jak spróchniała stodoła.” – zmienne w zależności od sytuacji i tego, co w danej chwili pomogłoby jej się wypromować.

Oj długo można by było wymieniać negatywne cechy głównej bohaterki. Czy dziwnym więc będzie stwierdzenie, że jej osoba nie zdołała wzbudzić we mnie żadnych cieplejszych uczuć? Nawet wówczas, gdy Aldona rozpoczęła zasądzone jej prace społeczne i spojrzała na otaczający ją świat i samą siebie nieco innymi oczami, nie pojawiła się w stosunku do niej nawet nikła nić sympatii z mojej strony. Czemu? Bo… kompletnie nie kupiłam tej jej całej metamorfozy, zwłaszcza że w każdym z zasądzonych jej przez sąd miejsc odbywania kary raz za razem, absolutnie nie przemęczając się w żaden sposób (bo i cóż ona tam niby takiego robiła?), nie dość, że wychodziła na gwiazdę, to jeszcze wszystko jej się (a jakże…) udawało, bo (oczywiście…) wszyscy byli skorzy do niesienia jej pomocy.

Może chociaż pozostali bohaterowie ratują tę historię, spytacie? No cóż… nie. Są doprawdy nijacy (może jedynie poza córką, która czasem potrafi pokazać charakterek i, jak się z czasem okaże, skrywa przed matką niezły sekret) i sztuczni, a mąż Aldony to już kompletna porażka. Tak irracjonalnego i nielogicznego w zachowaniu męskiego bohatera dawno już nie spotkałam w literaturze.

Domyślam się, że debiutująca tą powieścią w literackim świecie autorka pisząc tę historię i kreśląc główną bohaterkę taką a nie inną chciała pokazać czytelnikom, jak łatwo można zagubić się w dzisiejszym świecie, w którym liczą się lajki i statystyki, a więc wartości, które w żadnym wypadku nie powinny być wyznacznikiem „dobrego życia” ani tym bardziej celem, któremu podporządkowywać powinniśmy naszą codzienność, relacje z innymi, zwłaszcza bliskimi nam ludźmi oraz naszą motywację do działania. Niestety do mnie ta powieść nie trafiła i to nie tylko z powodów, o których pisałam powyżej, ale też z uwagi na występujący w niej wulgaryzm (w odniesieniu do rozwijającej się erotycznej relacji Aldony z jej sieciowym adoratorem) oraz drętwe czy niejednokrotnie wręcz wymuszone dialogi prowadzone językiem na siłę starającym się dopasować do danej osoby czy sytuacji, które wzbudzały we mnie jedynie irytację. Nie lubię być krytyczna w stosunku do przeczytanej książki, jednak kiedy ta zamiast dostarczyć mi oczekiwanej po niej rozrywki jedynie zmęczy mnie podczas lektury, nie mam niestety innego wyjścia.


Doceniasz mój wkład w promowanie czytelnictwa?  Możesz mnie wspierać ?


Tytuł: Bez filtra
Autor: Małgorzata Stasiak
Wydawnictwo: Mięta
Rok wydania: 26/06/2024
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-68005-32-5
Gatunek: obyczajowe, romans

Opisywana książka jest egzemplarzem recenzenckim (barter).
Wydawnictwo nie miało wpływu na moją ocenę i treść recenzji.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Mięta.

Pamiętaj: #czytajlegalnie !
⏬ książkę kupisz np. tu ⏬


1Shares