Recenzja: „Battle Royale” – Koushun Takami

Pamiętam jak dziś swój zachwyt „Igrzyskami śmierci” – trylogią pióra Suzanne Collins, która całkiem szybko doczekała się kultowej już i nadal popularnej ekranizacji z Jennifer Lawrence w roli głównej. Dziś – będąc po lekturze niedawno wydanej przez wydawnictwo Vesper powieści autorstwa Kouskuna Takamiego pt. „Battle Royale” w tłumaczeniu Urszuli Knap – zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno amerykańska pisarka zasługuje na tak wysokie uznanie z mojej strony… czy najzwyczajniej w świecie nie popełniła… plagiatu… Wszak pierwszy tom jej powieści ukazał się w 2008 roku, podczas gdy dzieło Takamiego, do którego w/w trylogia jest pod wieloma względami bardzo podobna, do rąk czytelników trafiło niemal… dekadę wcześniej.

Historia opisana na kartach „Battle Royale” zabiera czytelnika do Republiki Wielkiej Azji Wschodniej, a dokładniej do momentu, w którym grupa gimnazjalistów zostaje uprowadzona podczas wycieczki na nieznaną wyspę, gdyż została zakwalifikowana, aby wziąć udział w corocznym, rządowym programie mającym wysokie i strategiczne znaczenie dla funkcjonowania całego kraju oraz zapewnienia jego mieszkańcom lepszej przyszłości. Nie ma możliwości sprzeciwu ani odmówienia udziału w programie bez groźby natychmiastowej śmierci. Dodatkowo do szyi każdego z uczniów przymocowana zostaje specjalna obroża zawierająca ładunek wybuchowy.

Celem programu jest wyłonienie jednego zwycięzcy, a dokładniej osoby, która na sam koniec pozostanie… przy życiu. Uczestnicy programu mają bowiem tylko jedno zadanie – dysponując dostarczonym im – losowym – uzbrojeniem zabijać pozostałych kolegów i koleżanki z klasy, nim ci zrobią to pierwsi.

Brzmi znajomo? A jakże! Przecież dokładnie na tym samym polegały przecież coroczne, organizowane przez władzę Igrzyska Śmierci w powieści Suzanne Collins, podczas których młodzi ludzie (trybuci) zmuszeni byli walczyć pomiędzy sobą na śmierć i życie na specjalnie przygotowanych arenach dopóty, dopóki tylko jedno z nich nie pozostało żywe. Jednakże na tym podobieństwa pomiędzy obiema powieściami się niestety nie kończą, bowiem wspomnieć należy w tym miejscu również m.in. o losowej broni trafiającej w ręce każdego z uczestników „gry”, ich wysłaniu do miejsca, w którym całość ma się rozegrać, czy też bezsilności rodzin zmuszonych pogodzić się z faktem, iż nagle może już nigdy więcej nie zobaczyć swojego – często jedynego dziecka żywego. Ale i to nie koniec! W „Igrzyskach Śmierci” uczestnicy gry w równych odstępach czasu byli informowani przez prowadzących program o tym, kto od ostatniego ogłoszenia pożegnał się z życiem. Podobnie rzecz ma się w przypadku „Battle Royale”. Sama Collins, zapytana o kwestię możliwego plagiatu, stwierdziła, że nigdy wcześniej (przed rozpoczęciem pisania własnej historii) nie słyszała o dziele japońskiego pisarza i dziennikarza, Koushuna Takamiego. Jak dla mnie jednak, tych podobieństw – i to znaczących dla fabuły – jest stosunkowo zbyt wiele jak na zwykły przypadek…

Tym, co jednak różni obie pozycje, jest sposób prowadzenia samej historii. W trylogii Collins była to narracja głównej bohaterki – Katniss Everdeen, której poczynania czytelnik śledził krok po kroku. W „Battle Royale” nie ma jednego głównego bohatera – chociaż niektóre z postaci zdecydowanie wysuwają się na pierwszy plan, jednakże tylko ze względu na to, iż pozostają one przy życiu wystarczająco długo, aby móc dokładniej śledzić ich losy. Tak naprawdę – w mniejszym bądź większym stopniu – „poznajemy” tu każdego z ponad czterdzieściorga uczestników programu będąc świadkami tego, jak sobie radzą, w jaki sposób giną, bądź o czym marzyli i kim byli, nim zmuszeni zostali do wzięcia udziału w rozgrywce, w której ceną stało się ich własne życie. Muszę przyznać, że ta drobiazgowość – to rozbijanie na każdego z osobna – nie do końca odpowiadało mi podczas lektury, gdyż wprowadzało zbyt dużo szczegółów i niepotrzebnych nikomu do szczęścia informacji, znacząco spowalniając akcję, jak i sztucznie wydłużając całą historię. Jedyne, co przychodzi mi do głowy jako powód zastosowania czegoś takiego, to to, iż być może autor chciał w ten sposób pokazać czytelnikowi, że każdy z uczniów był – choć czasem uważał, że już nie – po prostu nadal dzieckiem, które miało swoje marzenia i lęki; które planowało swoją przyszłość, która nagle została im brutalnie odebrana przez okrutny system, jakim rządził się ich kraj.

Mimo tego, że samą historię czytało mi się całkiem szybko, boleśnie odczułam jednak skutki wielogodzinnych posiedzeń z książką w ręku. Swoje waży (blisko 800 stron i twarda oprawa), przez co po odkładaniu jej na bok nie czułam nadgarstka i ramienia. Auć… Tego typu wydanie odpada więc dla kogoś, kto lubi zabrać ze sobą lekturę gdzieś w plener, aby poczytać np. w drodze do pracy czy gdziekolwiek indziej. Za duża, za ciężka, po prostu niewygodna. Spokojnie można byłoby ją podzielić na dwa tomy wydane jednocześnie, a różnica w obcowaniu z nimi byłaby z pewnością znacząca.

„Battle Royale” Koushuna Takamiego nie jest z pewnością lekturą dla każdego (chociażby ze względu na wspomnianą wcześniej szczegółowość dotyczącą również sposobu żegnania się z życiem kolejnych uczestników programu), niemniej wartą tego, aby poznać ją bliżej. To przerażająca w swym przekazie historia, która w nader prosty, aczkolwiek brutalny sposób – gdyż za pomocą kolejno bezsensownie ginących dzieci – ukazuje, do czego doprowadzić może bierne poddawanie się autorytarnemu ustrojowi, w którym jednostka wraz z całkowicie podporządkowanym mu rządem jest w stanie całkowicie zniewolić i zastraszyć podległe mu społeczeństwo. To również powieść o tym, do czego tak naprawdę w obliczu śmiertelnego zagrożenia zdolny jest człowiek i która stawia przed czytelnikiem pytanie: czy byłbyś gotów zabić, aby samemu móc pozostać przy życiu?

Cytaty z książki

„Na końcu oczywiście zostaje dwójka. Jeden na jednego, tu dopiero jest walka na poważnie. (…) pytasz, co z tymi, którzy na co dzień są kumplami? No, co na początku ze sobą współpracują. Ale na końcu muszą walczyć ze sobą. Taka jest zasada.”

„Większość z nich w milczeniu skinęła głowami, rozpaczliwie usiłując przypomnieć sobie twarze swoich dzieci, których już więcej mieli nie zobaczyć.”

„Wszyscy walczyli o jedno krzesło, które oznaczało przeżycie. Tak, to była najokrutniejsza w historii gra w gorące krzesła.”

„(…) boję się pozostałych. Przecież… dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nic o nich nie wiem. Jakimi są naprawdę ludźmi. Przecież… nie mogę zajrzeć w ich serce.”

„W tej grze każdy ma raczej krótki lont.”

„Więc ja myślę, że w rzeczywistości nie ma ludzi, którzy tak naprawdę chcieliby kogoś zabić. Może próbują walczyć, bo się boją, bo myślą, że ten drugi nastaje na ich życie. No i jeśli będą tkwić w tym myśleniu, to mogą sami zaatakować, nawet jeśli druga strona wcale nie będzie miała takiego zamiaru.”

„(…) ktoś, o kim zawsze się myślało, że jest dobry, w takiej krytycznej sytuacji może kompletnie stracić głowę.”

„Wujek kiedyś mi powiedział, że śmiech to ważny czynnik budujący harmonię i że być może poza nim nie mamy innej drogi ucieczki.”

„To jest faszyzm, któremu się udało. Widział kto kiedy coś równie nikczemnego? I tak właśnie było – ten kraj był szalony. Nie chodziło tylko o tę jebaną grę; każdy, kogo przyłapano na zachowaniu uznanym za antyrządowe, był eliminowany. Władza nie wybaczała, nawet jeśli zarzut był fałszywy. Dlatego wszyscy drżeli przed karzącym ramieniem i byli jej całkowicie posłuszni, żyli tylko drobnym szczęściem dnia codziennego.”


 

Tytuł oryginalny: Battle Royale
Tłumaczenie: Urszula Knap
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2021
Oprawa: twarda
Ilustracje: Maciej Kamuda
Liczba stron: 772
ISBN: 978-83-7731-362-6


 

1Shares