Kiedy nieco ponad dwa miesiące temu sięgałam po „Collide”, debiutancką powieść Gail McHugh, nie spodziewałam się, że zaserwuje mi ona taką huśtawkę emocji podczas jej lektury. Określiłam to wówczas mianem uczuciowego rollercoastera, bo tak też w rzeczywistości było – raz się śmiałam, innym razem me serce pękało łącząc się w bólu przeżywanym przez głównych bohaterów. Dotarłszy do zakończenia książki miałam ochotę zamordować autorkę za to, że urwała historię w TAKIM momencie. No bo jak tak można? Niecierpliwie więc wyglądałam momentu, w którym w me ręce trafi kontynuacja. Chciałam w końcu dowiedzieć się, jak potoczą się losy Emily i Gavina, których bardzo polubiłam i których związkowi z całych sił kibicowałam. W końcu stało się! Zaczęłam czytać „Pulse” i po raz kolejny przepadłam!
Po ostatnich wydarzeniach do Emily dociera, że Dillon jest zupełnie innym człowiekiem niż sądziła i że to nie z nim pragnie spędzić resztę swego życia. Uzmysławia sobie, że popełniłaby największy z możliwych błędów, gdyby to z nim związała swoją przyszłość. Jej serce należy przecież do Gavina. Skradł je w chwili, w której po raz pierwszy go zobaczyła. Niestety konsekwencje zerwania z narzeczonym są dla dziewczyny bardzo nieprzyjemne…
Nieświadomy niczego Gavin, pewny, że kobieta jego życia wyszła za innego, postanawia wyjechać, uciec jak najdalej, by zapomnieć o ukochanej i uśmierzyć ból rozrywający jego serce na drobne kawałeczki.
„Jesteś kolorami na moim płótnie, światłem rozświetlającym mrok, powietrzem w płucach.”
Tymczasem Emily za wszelką cenę pragnie odzyskać miłość swojego życia. Tylko czy zdąży dotrzeć na czas do Gavina nim ten, całkowicie pogrążony we własnym ponurym świecie, doprowadzi do autodestrukcji?
„Przyszłość była niewiadomą, lecz los tak czy inaczej zaprowadzi ich do miejsca, w którym mają się znaleźć.”
Los… Bywa przewrotny, czasami okrutny. Potrafi z człowieka zakpić śmiejąc mu się prosto w twarz. Dla Gavina i Emily również przygotował kilka niespodzianek. Zwłaszcza jedną, która spadnie na nich niczym grom z jasnego nieba…
WOW! Co za emocje! „Collide” przy „Pulse” się nie umywa! Porównując te dwie książki zmuszona jestem zmienić zdanie odnośnie owego uczuciowego rollercoastera, jakim określiłam część pierwszą. Nie kochani. „Collide” to ledwie górska kolejka, niziutka i powolna, z wagonikami dla maluchów, które radośnie piszczą na delikatnych wzniesieniach machając łapkami do rodziców stojących gdzieś z boku i pstrykających zdjęcia swoim pociechom. To „Pulse” jest emocjonalnym rollercoasterem i to takim przez wielkie R! Co też tu się wyprawia! Emocje, emocje i jeszcze raz emocje! I śmiech. I wypieki na twarzy. I przyspieszone bicie serca. I brak tchu. I skoki ciśnienia. I strach. I ból. I nienawiść…
Autorka stworzyła po prostu historię, od której trudno się oderwać Chwytającą za serducho i rozpierniczającą system. Opowiadającą o potędze prawdziwej miłości. O trudnych międzyludzkich relacjach. O dręczących nas wewnętrznych demonach, które zatruwają nie tylko nasze serca, ale i duszę. O poczuciu winy i rozprawianiu się z bolesną przeszłością. O więzach rodzinnych, które tak wiele wnoszą w życie człowieka. O przyjaźni jaką potrafią darzyć się ludzie. O tym, co tak naprawdę ważne jest w naszym życiu i o co powinniśmy walczyć ze wszystkich sił. O dostrzeganiu okruchów szczęścia, które trzeba łapać każdego dnia i z których należy się cieszyć.
Nieczęsto się zdarza, by kontynuacje były lepsze od swych poprzedniczek. Przeważnie są gorsze, albo w najlepszym wypadku na równym poziomie. Ale nie tutaj! „Pulse” jest jeszcze lepsza niż „Collide”. Brawo i jeszcze raz brawo dla Gail McHugh. Czy aby na pewno ta pani pierwszą częścią debiutowała, a ta jest jej drugą książką na koncie? Po prostu wierzyć się nie chce…
Moja ocena: 6/6
Tytuł oryginalny: Pulse
Tłumaczenie: Ewa Skorska
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: premiera 7.10.2015
Dylogia: Collide, tom 2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
ISBN: 978-83-287-0052-9