„Płonący świat” – Isaac Marion

„(…) nie jestem normalnym człowiekiem (…) Jestem odgrzanym trupem.”

Choć R powrócił z martwych, nie do końca jest jednak Żywy. Nadal zachodzą zmiany w jego organizmie, a on sam z każdym dniem walczy o to, by znaleźć dla siebie miejsce w społeczności, w której żyje Julie. Nie jest to jednak takie proste, jakby się mogło wydawać. Nieufność, często też wrogość, z którymi spotyka się ze strony Żywych raz po raz wprawiają go w zakłopotanie, ale też powodują, że odczuwa niedopasowanie w każdej warstwie tego, kim i czym jest.

Do tego dochodzi świadomość, że aby w pełni zasłużyć na miano Żywego, będzie musiał przypomnieć sobie swoją przeszłość – to, kim był, nim stał się Martwy. A tego nie chce. Obawia się bowiem, co też może odnaleźć w mrocznych zakamarkach swego umysłu. I łapie się na tym, że tęskni za swoją bezmyślnością i czasami, kiedy wszystko było takie „(…) proste i słodkie. Tylko ja, moja porwana dziewczyna i mózg jej chłopaka w mojej kieszeni.”

Swoje zmagania o człowieczeństwo R będzie musiał już wkrótce połączyć z walką o przetrwanie. W ich świecie pojawi się bowiem kolejne zagrożenie i to o wiele gorsze, niż hordy zombie pałętające się po Ziemi. Coś, od czego zależeć będzie nie tylko przyszłość R, Julie i reszty ich znajomych, ale wszystkich Żywych oraz Martwych…

Co będzie miało wówczas największe znaczenie? Jak będzie można dokonywać jakichkolwiek wyborów, gdy tak wiele zależeć będzie od tak niewielu? I czy R pozwoli sobie na to, by otworzyć szczelnie zamknięte drzwi własnej pamięci, aby odkryć prawdę o samym sobie? A jeśli tak… to co takiego odkryje?

„Płonący świat” Isaaca Mariona, będący kontynuacją „Ciepłych ciał” (II wyd. pt „Wiecznie żywy”), zabiera czytelnika do świata, który – tak jak w tytule powieści – płonie. I to zarówno w przenośni, jak i w rzeczywistości. Ogień trawi pozostałości po dawnym życiu ludzi – ich domy, całe miasta, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza i chaos. Płoną też serca naszych bohaterów, i to zarówno z miłości, jak i nienawiści skierowanej ku nowemu wrogowi. To już nie jest tylko słodko-gorzki romans osadzony w świecie opanowanym przez Martwych opowiadający historię nietuzinkowego zombie zakochanego w śmiertelnej dziewczynie. Pojawia się tu o wiele więcej elementów dramatu, ale też samej akcji, tajemnic oraz niebezpieczeństw czyhających na bohaterów.

Ta część dostarcza wielu odpowiedzi na pytania, które zadawaliśmy sobie podczas lektury poprzedniego tomu. Dowiadujemy się więcej chociażby o genezie samego zniszczenia, które dotknęło świat, ale przede wszystkim o głównych bohaterach. Jesteśmy też świadkami przemian, które stopniowo zachodzą w każdym z nich. Autor ukazał ich wewnętrzny świat, a zwłaszcza walki, które nieustannie się w nim toczą. Sam R zresztą w którymś momencie o tym wspomina:

„Nasi przyjaciele nie mają pojęcia, ile toczy się w nas walk. Nie słyszą naszego milczącego krzyku.”

Pojawiają się też nowe postaci, które odgrywają nie małą rolę w całej historii. Mamy też w końcu sposobność śledzenia myśli i czynionych obserwacji przez tajemnicze istoty o zbiorowej świadomości, które poznajemy jako „MY”, a których narracja przeplata się z tą prowadzoną przez R. Ich obecność mocno intryguje, ale też budzi kolejne pytania – kim bądź czym są, czego chcą i co będzie dalej?

Jeśli chodzi o samo wydanie powieści, Wydawca zadbał o to, by jej oprawa graficzna pasowała do poprzedniej części – „Wiecznie żywego”. Czerwony front i tył z białymi obramówkami oraz biały grzbiet prezentują się naprawdę dobrze, nie rażą poczucia estetyki. Wewnątrz każdy rozdział – podobnie jak w pierwszym tomie – rozpoczyna się od niewielkiej grafiki. Tym razem nie są to jednak fragmenty ludzkiego ciała, a bardziej elementy związane z tym, o czym za chwilę przeczytamy.

Przyczepić się muszę jednak do korekty. W tekście, jak dla mnie, pojawia się stanowczo za dużo błędów. W większości są to zwykłe literówki (np str. 42: „Sześć raz postrzałowych i strzaskana szczęka” czy str. 204 „Co mu tutaj robimy?”), ale są też i inne ( str. 241 „Julie patrzy ponad mną w okno (…)” czy str. 428 „(…) idzie do na tyły, do sypialni”). Jestem uczulona na wszelkiego typu wpadki w tekście. Nie potrafię przymykać na nie oczu i zaznaczam je z uporem maniaka.

Pomijając jednak powyższe, „Płonący świat” naprawdę mi się podobał. Dobrze się go czytało, historia wciągnęła mnie od pierwszych stron i przyznać muszę, że nie mogę doczekać się zwieńczenia tej historii. Gdzieś bowiem rzuciło mi się w oczy, że to ma być trylogia. Ile w tym prawdy? Z czasem się przekonamy 🙂 Tymczasem, jeśli czytaliście poprzedni tom i przypadł wam on do gustu, zachęcam do sięgnięcia po „Płonący świat”, który powinien się wam spodobać jeszcze bardziej niż jego poprzednia część. A jeśli nadal nie mieliście okazji poznać się z Nie Całkiem Żywym R, to czym prędzej nadróbcie zaległości. Rzadko bowiem mamy okazję czytać historię opowiedzianą z punktu widzenia samego zombie. A ta z całą pewnością jest warta waszej uwagi 🙂

Moja ocena: 5/6

Tytuł oryginalny: The Burning World
Tłumaczenie: Martyna Plisenko
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Seria/Cykl: Wiecznie żywy, tom 2
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-7674-653-1


1Shares