Doprawdy trudno mi uwierzyć, iż minęły blisko dwa lata odkąd ostatni raz gościłam w świecie wykreowanym przez fantastyczną wyobraźnię jednej z naszych rodzimych autorek, która w swym zakręceniu chyba nie ma równych – tj Martę Kisiel. W końcu jednak dane mi było powrócić do domu (który co prawda nie był już Lichotką, a zupełnie innym domiszczem, niemniej jednak nie mniej niezwykłym i wyjątkowym, bowiem zamieszkałym zarówno przez kogosiów jak i przeróżniastych cosiów – z czego tych drugich było tam zdecydowanie więcej) i przeżyć kolejną zwariowaną przygodę.
Tym razem opowieść dotyczy jednego z kogosiów – uosobionego przez Bożydara Antoniego Jekiełłka, nazywanego przez niektórych Niebożątkiem, a przez większość po prostu Bożkiem. Ów chłopiec jest tak samo wyjątkowy jak i dom, w którym zamieszkuje – choć nie do końca zdaje on sobie sprawę ze swojej niezwykłości. Od maleńkości otoczony matczyną opieką, a także troską pozostałych mieszkańców domu (największą ze strony pewnego pucułowatego anioła uczulonego na własne pierze i chadzającego w różowych bamboszkach), wzrastał bezpieczny i szczęśliwy, nie martwiąc się zupełnie tym, co przynieść może przyszłość.
Jednakże czy dom, rodzina, poczucie bezpieczeństwa i miłość są wszystkim, czego potrzeba dziecku? Wujek chłopca jest innego zdania. Uważa, iż nadszedł już czas, by Bożek wyszedł do ludzi, poznał rówieśników oraz świat czekający na niego tuż obok, za ogrodzeniem bezpiecznego domu.
Tylko co się stanie, gdy odezwie się Przypadłość Bożka? Jeśli znów mu się Przydarzy i co gorsza… przy ludziach? Czy jego Tajemnica będzie bezpieczna?
„Małe Licho i tajemnica Niebożątka” Marty Kisiel to powieść, której głównym odbiorcą – z założenia – ma być młodszy czytelnik. Nie oznacza to jednak, iż sięgnąć po nią nie mogą i starsi odbiorcy. Zdecydowanie przypadnie ona do gustu zwłaszcza tym, którzy mają za sobą lekturę „Dożywocia” oraz „Siły niższej”, gdyż na kartach „Małego Licha i tajemnic Niebożątka” znajdą nie tylko nawiązania do tamtych historii, ale przede wszystkim będą mieli okazję spotkać się raz jeszcze z bohaterami, którzy zdążyli podbić ich serca. Bo czyż nie tęskniliście np za przeuroczym aniołkiem z celofanowymi włosami, ogarniętym manią sprzątania, albo też Krakersem dbającym o to, by mieszkańcy domu mieli pod ręką zawsze coś pysznego do przekąszenia? Nie brakowało wam nietuzinkowego Turu – z natury wikinga, stolarza z pasji, niańki z przypadku, wiecznie strugającego wariata? Nie wiem, jak wy, ale ja tęskniłam za nimi strasznie – i nie tylko nimi, ale wszystkimi zwykłymi i niezwykłymi rezydentami domu, który stał od lat na skraju pewnego miasta, lecz o którym mało kto wiedział, a nawet jeśli wiedział, to szybko o nim zapominał. Dlatego też cieszę się, iż w oczekiwaniu na „Oczy uroczne” (trzeci tom cyklu „Dożywocie”) mogłam choć na chwilę spotkać się z nimi raz jeszcze i móc potowarzyszyć im w kolejnej, zwariowanej przygodzie.
Jako powieść dla dzieci „Małe Licho i tajemnica Niebożątka” rządzi się swoimi prawami. Głównym bohaterem jest tu kilkuletni chłopiec, dzięki czemu młodym czytelnikom o wiele łatwiej będzie postawić się na jego miejscu i zrozumieć jego problemy oraz targające nim emocje. Książka napisana została prostym, przystępnym językiem, zaś użyta w niej czcionka jest odpowiednio duża – jak to w książkach dla dzieci – dzięki czemu jej lektura nie sprawi małemu odbiorcy żadnych trudności. Nie zabrakło też ilustracji (dzieło Pauliny Wyrt) – całostronicowych, utrzymanych w odcieniach szarości, nie tylko dobrze oddających to, o czym w danej chwili traktuje historia, ale sprawiających też, iż jest ona jeszcze bardziej interesująca.
Najważniejsze są tu jednak poruszane tematy i przesłanie płynące z całej opowieści. Bo choć „Małe Licho i tajemnica Niebożątka” bez dwóch zdań jest opowieścią fantastyczną, pozwalającą przeżyć ciekawą przygodę, to przede wszystkim jest to historia o dorastaniu – o nieuniknionych zmianach, które zachodzą w życiu każdego z nas – zarówno dziecka jak i jego opiekunów, gdy to pierwsze powoli żegna się z beztroskim dzieciństwem, a ci drudzy muszą pozwolić mu popełniać błędy, stanąć z boku i patrzeć, jak radzi sobie samo. Jest to też opowieść o tym, co jest najważniejsze dla każdego dziecka – o prawdziwej przyjaźni, bezgranicznej miłości, poczuciu bezpieczeństwa i potrzebie uwagi, bycia zauważonym przez innych. A przesłanie? Jest proste – być sobą, choćby i było się dziwnym, i odstającym od reszty towarzystwa. Bo jak w pewnym momencie podsumowuje to Konrad, a z którego słowami całkowicie się zgadzam:
„Świat byłby niepełny, gdyby żyli na nim sami zwyczajni ludzie. Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umielibyśmy żyć. Ale to dziwni wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów… albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.”
Dlatego też życzę wam oraz sobie tego, by nasz świat był pełen najdziwniejszych ludzi – bo bez nich byłoby po prostu nudno. Tymczasem zachęcam was gorąco do sięgnięcia po „Małe Licho i tajemnicę Niebożątka”. I nie ważne, ile macie lat i czy prędzej sięgaliście już po książki Marty Kisiel – to książka dla was! Pełna humoru, cudownych i niezapomnianych postaci oraz płynących z jej kart mądrości na temat naszego życia i nas samych.
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2018
Oprawa: twarda
Ilustracje: Paulina Wyrt
Liczba stron: 208
ISBN: 978-83-280-5221-5
Grupa wiekowa: 8+
„Małe Licho i tajemnicę Niebożątka” kupisz w księgarni:
Tytuł ten znajdziesz w dziale Nowości
inne powieści Marty Kisiel:
♥ „Nomen Omen” ♥ „Dożywocie” ♥ „Siła niższa”