„Hej, dzieci, jeśli chcecie
Zobaczyć Smerfów las
Przed ekran dziś zapraszam was!
Więc telewizor włączcie
Dźwięk podkręćcie i usiądźcie
Zaczynamy nowy film!”
Pamiętacie to? Ja do dziś z sentymentem wspominam te chwile wyczekiwania na co niedzielną dobranockę o godzinie 19:00, kiedy to TVP 1 puszczała kolejny odcinek serialu animowanego pt „Smerfy”. Dzisiejsze dzieciaki mają łatwiej. Bajkę tę można znaleźć w ramówce wielu dziecięcych stacji telewizyjnych. Ba! Są nawet filmy pełnometrażowe! W księgarniach zaś można nabyć książki i komiksy o przygodach tych małych, sympatycznych, niebieskich stworzeń, które do życia pod koniec 1958 roku powołał belgijski rysownik komiksowy Pierre Culliford używający pseudonimu Peyo. Przykładem tych ostatnich jest m.in seria „Przygody smerfów”, która na naszym rynku ukazuje się nakładem wydawnictwa Egmont i w ramach której niedawno trafił do księgarń numer pt „Latający smerf”.
Znajdziemy w nim w sumie pięć smerfnych przygód – tytułowego „Latającego smerfa”, a także opowiadania pt „Łakomstwo smerfów”, „Smerf w masce”, „Szczeniak u smerfów” oraz „Żarty Zgrywusa”. Smerfy wzbiją się zatem w powietrze, przekonają się, do czego doprowadzić może zjedzenie czegoś niewiadomego pochodzenia, będą próbowały odkryć tożsamość smerfa skrywającego swe oblicze za maską i powód, dlaczego obrzuca niektórych z nich talerzami z tartą; spróbują dowiedzieć się, jaką tajemnicę kryje medalion zawieszony na psiej szyi, a także na własnej skórze odczują prawdziwość słów, że najzabawniejsze są tylko krótkie historie.
Czytając kolejne historie dziecko spotka swoich ulubionych bohaterów, a więc Papę Smerfa, zawsze i wszędzie służącego innym pomocą, uroczą Smerfetkę, wymądrzającego się Ważniaka, marudzącego na każdym kroku Marudę i oczywiście strojącego sobie ze wszystkich i ze wszystkiego żarty Zgrywusa. Nie zabrakło oczywiście czarnego charakteru w osobie złego czarnoksiężnika Gargamela, którego jedynym celem w życiu wydaje się być schwytanie niebieskich stworków i ugotowanie z nich zupy.
Autorskie ilustracje Pierre’a Culliforda są pełne kolorów, szczegółów, ekspresji oraz humoru.
Trochę dziwnie czytało mi się zwroty typu „Cha, cha” i „Che, che” pisane właśnie przez „ch”. Sama od zawsze zapisuję je przez samo „h” i odkąd pamiętam wszyscy z mego otoczenia robili to tak samo. Żeby nie zarzucać błędu tłumaczce, sprawdziłam poprawność pisowni tych zwrotów na stronie słownika języka polskiego PWN i okazało się, że zarówno ona jak i ja mamy rację. Można te zwroty zapisywać i tak, i tak. Chociaż dla mnie i tak lepiej wyglądają one pisane przez „h”.
Zapominając jednak o powyższym muszę przyznać, iż fajnie było za sprawą tego komiksu móc znów powrócić do czasów mego dzieciństwa, przypomnieć sobie, co tak bardzo podobało mi się kiedyś w tej bajce, a mianowicie ciekawe i zwariowane przygody tych małych niebieskich istotek, poczciwy Papa Smerf przypominający dobrego i troskliwego dziadka, wiecznie wpadający w pułapki i nie osiągający zamierzonego celu Gargamel, który zamiast straszyć po prostu bawił do łez. Cieszę się, że dzieciaki w dzisiejszych czasach również mają szansę poznać smerfy i towarzyszyć im w ich przygodach. Dlatego też jeśli wasze dzieci jeszcze ich nie znają, dajcie im czym prędzej nadrobić zaległości kupując ten komiks. A jeśli już zdążyły polubić się z tymi małymi, niebieskimi istotkami, to tym bardziej „Latający smerf” powinien trafić do ich rąk.
Moja ocena: 5/6
Tytuł oryginalny: L’aeroschtroumpf
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2017
Seria/Cykl: Przygody smerfów
Oprawa: miękka
Ilustracje: Peyo
Liczba stron: 48
ISBN: 978-83-281-1875-1