„Królestwo za mgłą” – książka jakże inna od tych, po które zazwyczaj sięgam, aby następnie podzielić się z wami moimi wrażeniami po lekturze. Co ją tak bardzo odróżnia od całej reszty? Nie stanowi fikcji literackiej. Nie snuje przed czytelnikiem wymyślonej przez autora, zrodzonej w jego wyobraźni historii, która zabiera go do wykreowanego przez niego świata. Zamiast tego opowiada o tym, co miało miejsce naprawdę, co było udziałem i osobistym przeżyciem jej autorki – Zofii Posmysz – dziś 93-letniej byłej więźniarki obozów Auschwitz, Ravensbrück i Neustadt-Glewe, która przeżyła eksperymenty medyczne i marsz śmierci; autorki głośnych powieści „Pasażerka” i „Wakacje nad Adriatykiem”.
„Królestwo za mgłą” ma formę wywiadu, rozmowy pomiędzy Michałem Wójcikiem – dziennikarzem i historykiem, współautorem książek „Ptaki drapieżne” oraz „Made in Poland”, a Zofią Posmysz. Książka podzielona jest na rozdziały odpowiadające kolejno następującym po sobie spotkaniom tych dwojga i poświęconych konkretnym tematom nawiązującym do określonych etapów życia pani Zofii i przede wszystkim tego, czego doświadczyła i z czym się zetknęła w okresie swego uwięzienia w obozach koncentracyjnych.
Dla mnie na samym początku zastanawiające było to, dlaczego książce tej nadano taki a nie inny tytuł. Skąd to „Królestwo” i dlaczego „za mgłą”. Lektura książki szybko przyniosła potrzebne mi odpowiedzi…
Pierwsze z określeń wiąże się z Ptaszką, bliską znajomą Zofii Posmysz z obozu, która jako
„(…) pierwsza zrozumiała, że Auschwitz to nie jest świat, który można ogarnąć ludzkim umysłem. (…) Że obóz to królestwo z baśni. Z baśni strasznej i dziwnej, nie z naszego świata.”
To jej Zofia Posmysz zawdzięcza ten pomysł. Sposób na wyrażenie Auschwitz.
„Obóz to było Królestwo. Wieże strażników to wieże zamkowe. Strażnicy na wieżach to rycerze. I psy też, psy-rycerze. Może to rozbrajało grozę, może łatwiej jej było tę łagrową rzeczywistość oswajać. (…) baśnie rozbrajają grozę życia. To jest ich funkcja.”
I tak jak w średniowiecznych królestwach, tak i tutaj, w tej obozowej rzeczywistości
„(…) mieszkańcy Królestwa należą do króla i rycerzy. Są ich własnością.”
W praktyce oznaczało to, że Niemcy sprawujący kontrolę nad obozami mieli prawo decydować o życiu bądź śmierci uwięzionych w nich ludzi. A wszystko w imię unowocześnionej teorii Darwina, dzielącej ludzi na poszczególne kategorie. Na samym szczycie Nadludzie – czyli Niemcy. Niżej Ludzie, do których należeli kapo, niemieccy kryminaliści. Dalej Podludzie, do których zaliczano nas, Polaków. Na samym dole Robactwo – Żydzi i Cyganie, których jedyną powinnością było to, by umrzeć…
„Żydzi muszą, Polacy powinni, Niemcy mogą umrzeć.”
Równie wstrząsająca jest geneza określenia „za mgłą”…
„Była taka wilgoć, że dym z komina nie leciał w górę, ale opadał na ziemię. I tak wisiał – jak mgła – między barakami. (…) wilgoć działała na dym z krematorium jak utrwalacz. Taki dodatek, który powodował, że dym w swojej postaci utrzymywał się dłużej. Wżerał się w tę wilgoć i wisiał. Zupełnie jak mgła. Godzinami. To zjawisko, najlepiej było widoczne rano, zaraz po pobudce. (…) Gdy wychodziłam z baraków (…) za drzwiami wchodziło się w mgłę. To była ciężka zawiesina. O prawie stałej konsystencji. (…) Ta mgła wydzielała odór. Odór palonego mięsa. (…) był tylko fetor. Po prostu jakby brakowało tlenu. To jest nie do opisania.”
„Od tego fetoru w każdej z nas umierała jakaś część. Większa lub mniejsza. Umierał człowiek.”
Cała książka jest przejmującym świadectwem tego, czego za drutami doświadczyła Zofia Posmysz i jak to później wpłynęło na jej życie. Przeczytacie m.in o tym, w jaki sposób upokarzano więźniów i dobijano w nich resztki człowieczeństwa, jak przebiegał tzw proces zmuzułmanienia, o panujących w obozie podziałach zarówno klasowych jak i narodowościowych, o obozowych paradoksach, o szczęśliwych chwilach (bo i takie były, co może się wydawać niepojęte w odniesieniu do obozu koncentracyjnego), które były udziałem pani Posmysz, o jej pracy z Anneliese Franz (dla której była kimś w rodzaju sekretarki i z którą to łączyła ją specyficzna więź bestia-ofiara), o nadzorcy pracy znanym wśród więźniarek jako „Główka”, a także o roli lagrowych orkiestr, odnośnie których w późniejszym okresie toczyła się zażarta dyskusja odnośnie tego, czy muzyka była dla więźniów wytchnieniem, czy może jednak kolejną formą tortury.
Zaskoczeniem dla wielu może być fakt, iż Zofia Posmysz nie potępia otwarcie Niemców sprawujących kontrolę nad obozami. Dla niej życie nie jest i nigdy nie było tylko czarno – białe. Potrafi dostrzec szarości. Może i nie usprawiedliwia postawy oraz czynów, do których dopuszczali się niemieccy funkcjonariusze, ale dostrzega w nich ludzi, z ich słabościami i wadami; jest świadoma tego, że nie wszyscy oni pracowali w obozie dlatego, że chcieli, ale dlatego, że takie były czasy, a oni sami nie mieli często innego wyjścia.
„(…) tak chciałam potem postrzegać lager. Jako miejsce straszne, ale jeśli w którymś z esesmanów są jakieś ludzkie odruchy, to może dla nas, więźniarek, nie wszystko do końca stracone. I moje pisanie o obozie stara się to upamiętnić. Pełne jest właśnie takiego patrzenia na katów. Na tym polegał ten szok. Szok, jaki wywołało to wśród radiosłuchaczy, potem widzów w kinach, a potem czytelników moich książek. Do dziś przecież taka perspektywa szokuje.”
Dużo miejsca w książce poświęcono twórczości Zofii Posmysz, głównie jej „Wakacjom nad Adriatykiem” oraz „Pasażerce”, na podstawie której w 1961 roku nakręcono słynny film, do którego scenariusz ułożył Andrzej Munk we współpracy z Zofią Posmysz, ale którego nie nakręcił samodzielnie do końca, gdyż zginął w międzyczasie w wypadku samochodowym. Historia opisana na kartach tej powieści miała prędzej postać słuchowiska radiowego, później zaś Jurij Łukin i Aleksandr Miedwiediew napisali libretto do opery Mieczysława Weinberga. Lektura „Królestwa za mgłą” pozwoli wam zrozumieć, jakimi elementami różni się książkowy pierwowzór tejże historii od jej wersji kinowej i co w niej nie podoba się autorce.
„Królestwo za mgłą” nie jest książką łatwą i przyjemną. Czytanie o krzywdach, bólu, cierpieniu towarzyszącym na co dzień więźniom obozów koncentracyjnych jest trudne. Trafia gdzieś do głębi ludzkiego jestestwa i nasuwa tylko jedną myśl – oby już nigdy więcej do czegoś takiego nie doszło. Dlatego też tak ważne są książki takie jak ta – świadectwa tych, którzy przeżyli prawdziwy koszmar stanowiące przestrogę dla przyszłych pokoleń, by nie dopuścić do takich aktów bestialstwa, które miały miejsce w okresie II wojny światowej.
Żałuję tylko jednego, a mianowicie, że w moje ręce trafił jedynie egzemplarz próbny tej książki. Finalna wersja posiada bowiem twardą okładkę oraz opatrzona została zdjęciami pochodzącymi m.in z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Filmoteki Narodowej i przede wszystkim z archiwum domowego samej autorki. Jestem przekonana, że gdybym czytała tę książkę mogąc jednocześnie spoglądać na załączone w odpowiednim miejscu w tekście fotografie, odbiór całości byłby dla mnie jeszcze mocniejszy, jeszcze bardziej przejmujący i jeszcze bardziej trafiający do mego serca.
zdjęcie znalezione w sieci
Moja ocena: 6/6
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2017
Oprawa: twarda
Liczba stron: 320
ISBN: 978-83-240-3727-8