Ostatnim razem za sprawą kawy rozpuszczalnej o wdzięcznej nazwie „Paryż nocą” przeniosłam się w wyobraźni do stolicy Francji. Oj jak ja bym chciała się tam kiedyś wybrać… Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało spełnić to marzenie. Opisując Wam tamtą kawę wspominałam, że Paryż kojarzy mi się z miastem miłości – zaraz obok Wenecji. Dlatego dziś przeniesiemy się właśnie do Włoch. Kto z Was miał przyjemność odwiedzić Wenecję? Popłynąć gondolierą? Stanąć na Moście Westchnień albo Miłości? Zazdroszczę wszystkim, którym było to dane. Pewnego dnia sama się tam wybiorę i będę mogła powiedzieć – „tak, byłam, widziałam, było cudownie”. Zanim jednak to nastąpi po raz kolejny odbywam podróż w wyobraźni i tym razem towarzyszy mi przy tym kawa rozpuszczalna „Amaretto”, którą otrzymałam do wypróbowania dzięki uprzejmości sklepu Skworcu.
Dostałam opakowanie 100 gramowe. Jak widzicie kawa znajduje się w woreczku zamkniętym grubym zgrzewem i dodatkowo umieszczona w woreczku strunowym. Takie pakowanie zapewni jej większą świeżość i będzie można przyrządzać kawę bez utraty jej właściwości zapachowych i smakowych – nie wywietrzeje. Podoba mi się to, że Skworcu nie bawi się w kolorowe opakowania. Ich zdaniem są one zbędne, z czym absolutnie się zgadzam. Poza tym piękna otoczka to dodatkowy koszt, a przecież nikt z nas nie lubi przepłacać, nieprawdaż? Dlatego też zakupując kawę otrzymujemy wysokiej jakości produkt bez zbędnych dodatków. Za opakowanie 100 gramowe zapłacimy na stronie 8 zł, co uważam za przystępną cenę.
Dlaczego ta kawa kojarzy mi się z Włochami? Być może nie wszyscy wiedzą o tym, że „Amaretto” to nazwa likieru wywodzącego się właśnie z tego państwa. Wytwarza się go z użyciem migdałów, czasem z pestek moreli, brzoskwiń, wiśni i innych owoców. Niekiedy dodaje się również zioła, albo aromat waniliowy. Likier bardzo często wykorzystuje się jako dodatek do ciast, przeróżnych deserów, czekolady i właśnie kawy.
Kiedy przychodzi do mnie nowa kawa zawsze ciekawa jestem tego, czy faktycznie będzie smakowała tak, jak wskazuje jej nazwa i zapewnienia sprzedawcy. Otworzyłam opakowanie kawy „Amaretto” i… Matko święta! Wiecie, jak ona pachnie? Lubicie marcepanowe kartofelki? Ja uwielbiam. To jedne z moich ulubionych słodyczy. Bardzo rzadko mogę dostać je w moim mieście, dlatego to dla mnie prawdziwy rarytas. Lubicie? A może potraficie zrobić je samemu? Przyznam szczerze, że nigdy nie próbowałam. Tak, wiem, jestem dziwna – uwielbiam, w mieście dostać nie mogę, a sama sobie nie zrobię 😛 Zwłaszcza, że przepis na ten przysmak jest wręcz banalny. No cóż… lenistwo? Może pewnego dnia się zmobilizuję i się za to zabiorę. Ale wracajmy do kawy. Zatem wiecie już, że pachnie wybornie – moimi ukochanymi marcepanowymi kartofelkami. Nic dziwnego – robi się je z masy marcepanowej, a kawa ma na składzie migdały. Jaka jest w smaku? Zupełnie czarna nie do końca mi podchodzi. Wolę dodać chociażby cukru. Wsypałam jak zawsze jedną łyżeczkę, a następnie dodałam co nieco mleczka i kawka gotowa. Wyszła trochę za słodka – nauczka na drugi raz! Trzeba będzie dosypać mniej cukru. Niemniej jednak smak wyborny. Delikatny, pyszny. I nadal pachnie marcepanem. Coś cudownego, mówię Wam.
Przypomniał mi się stary włoski utwór – oczywiście o miłości. Z pewnością wszyscy znacie / kojarzycie ten kawałek 🙂
Kawka „Amaretto” towarzyszyła mi podczas lektury powieści „Piękny dzień” autorstwa Elin Hilderbrand. Jak widzicie nie obyło się bez słodkości 🙂
Za możliwość wypróbowania kawy „Amaretto” dziękuję sklepowi Skworcu.
Zdjęcia natomiast wykonane zostały aparatem Nikon Coolpix S800C dzięki uprzejmości Nikon Polska.