"Dobry początek" – David Nicholls [recenzja, 171]

Tytuł oryginalny: Starter for ten
Tłumaczenie: Mira Czarnecka
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2012
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 496
ISBN: 978-83-63387-21-1

Mimo że sporo słyszałam o twórczości Davida Nichollsa, nigdy dotąd nie miałam okazji sięgnąć po jego książki. Nicholls z wykształcenia jest aktorem, a obecnie pisarzem i scenarzystą. Dwukrotnie został nominowany do nagród BAFTA za pracę scenarzysty. Jako pisarz ma na swym koncie trzy książki: „Dobry początek”, „Dubler” oraz „Jeden dzień”. Ta ostatnia podbiła serca czytelników na całym świecie i przyniosła Nichollsowi prawdziwy splendor. Doczekała się nawet ekranizacji, w której główne role zagrali Anne Hathaway i Jim Sturgess. W swoim czasie z pewnością sięgnę po tę książkę, a tymczasem miałam okazję przeczytać „Dobry początek”, który pierwotnie został wydany pt „Szansa na sukces”. Na podstawie tej książki nakręcono film, który w 2006 roku doczekał się polskiej premiery pt „Miłosna układanka”.

„Chcę słuchać nagrań sonat fortepianowych i wiedzieć, kto je gra. Chcę chodzić na koncerty muzyki klasycznej i wiedzieć, kiedy należy bić brawo. Chcę umieć odbierać nowoczesny jazz i nie traktować go jak jednego wielkiego nieporozumienia i chcę wiedzieć, kim dokładnie są Velvet Underground. Chcę być w pełni zaangażowany w świat idei, chcę rozumieć meandry ekonomii i co ludzie widzą w Bobie Dylanie. Chcę mieć radykalne, ale humanitarne i dobrze ugruntowane poglądy polityczne i chcę prowadzić ożywione , mądre debaty przy drewnianych kuchennych stołach (…) A najbardziej chcę czytać książki; książki grube jak cegła, książki oprawione w skórę, z niewiarygodnie cienkiego papieru i z tymi bordowymi tasiemkami, którymi się zaznacza przerwę w czytaniu (…) A jeśli chodzi o pracę, jeszcze się nie zdecydowałem, co by mnie interesowało, ale na pewno coś, co nie napawa mnie odrazą i co nie przyprawia mnie o wymioty (…) I to wszystko właśnie da mi uniwersyteckie wykształcenie.” (s. 18-20)

Brian Jackson w młodym wieku stracił ojca. Zanim został jedynie z matką, uwielbiał wraz z ojcem oglądać popularny teleturniej „Rozgrywki uczelniane”.  Patrząc na swych rodziców chłopak już we wczesnym dzieciństwie zrozumiał, że aby móc cokolwiek osiągnąć w życiu, musi odebrać porządne wykształcenie. Rozpoczyna więc studia na kierunku literatury angielskiej. Po śmierci ojca pojawiło się u niego jeszcze jedno marzenie – chciał wziąć udział w „Rozgrywkach uczelnianych”, aby udowodnić zarówno sobie, jak i innym, że jest wartościowym, mądrym młodym człowiekiem. Dodatkowym bodźcem, który popycha go do zgłoszenia się do turnieju, jest uczelniana piękność Alice Harbinson, dla której Brian zupełnie stracił głowę. Tylko czy dobry początek znajomości z dziewczyną jest gwarantem przyszłego udanego związku? Czy po niefortunnych eliminacjach do „Rozgrywek uczelnianych” główny bohater będzie miał jeszcze okazję pokazać, na co go tak naprawdę stać?

Zanim miałam okazję przeczytać tę książkę, zapoznałam się z kilkoma jej recenzjami, które utwierdziły mnie, iż warto sięgnąć po tę pozycję. Ostrzegano mnie, żebym nie czytała „Dobrego początku” w miejscach publicznych, gdyż lektura powieści grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu. Przyznaję, że właśnie to zaważyło na tym, że zdecydowałam się sięgnąć po te dzieło. Miałam po prostu ochotę na coś lekkiego, śmiesznego, co wprawi mnie w dobry humor po ciężkim dniu. I cóż. Niestety się rozczarowałam. Przewracałam kolejne strony poznając historię Briana, która swoją drogą jest opowiedziana z punktu widzenia głównego bohatera, cały czas poszukując momentów, które miały mnie tak bardzo rozśmieszyć. Może było kilka sytuacji, które wywołały u mnie uśmiech, ale nie pozytywny, a ironiczny. Zachowanie Briana, jak i Alice bardzo często doprowadzało mnie do szału. On – nieudacznik na każdym kroku, ślepo zakochany w pustej lalce szafującej na prawo i lewo swoim seksapilem. O ile Briana byłam jeszcze wstanie znieść, to Alice absolutnie nie przypadła mi do gustu. Co innego Rebecca, koleżanka Jacksona. Jej cięty język, ugruntowany światopogląd i ogólna postawa od razu mi się spodobały. Tej dziewczyny nie sposób było nie polubić.

„(…) bycie samotnym jest takie banalne, takie wstydliwe, takie zwykłe, nudne i brzydkie. Cóż, byłem sam jak palec przez całe dotychczasowe życie i mam tego dość” (s. 369)

Doszliśmy już do stwierdzenia, że „Dobry początek” wcale nie jest komedią. Czym więc zatem jest? Hmm bardziej skłaniałabym się ku zwykłej obyczajówce, albo nawet dramatowi. O ile rozwijające się relacje pomiędzy Brianem a Alice zupełnie nie przypadły mi do gustu, o tyle spodobały mi się poruszane przez Nichollsa inne tematy. Kwestia przyjaźni oraz rodzinnych więzi została tu mocno zaakcentowana. Autor wielokrotnie daje czytelnikowi do zrozumienia, że właśnie one są tak naprawdę najważniejsze w naszym życiu. Nie mając dobrych relacji z własną rodziną, nie posiadając wokół siebie przyjaciół, jesteśmy skazani na osamotnienie, które zdecydowanie pogarsza jakość naszego życia. Główny bohater powieści na własnej skórze odczuł, co znaczy być samotnym człowiekiem. Jego starania o względy Alice oraz chęć uczestnictwa w „Rozgrywkach uczelnianych” odsunęły go od wieloletnich przyjaciół oraz własnej matki. Odbudowanie dawnych relacji będzie dla niego nie lada wyzwaniem. Czy uda mu się odzyskać to, co przez własną głupotę stracił? Dowiecie się tego podczas lektury „Dobrego początku”.

Może gdybym nie czytała tylu pozytywnych recenzji tej książki i nie spodziewała się po niej tak dużo, to wówczas moja końcowa ocena lektury byłaby znacznie wyższa. Jednak na tle innych powieści traktujących o pierwszej miłości, przyjaźni i rodzinnych problemach „Dobry początek” wypada dość słabo. Bynajmniej nie znaczy to, że nie sięgnę po inne książki tego autora. Nadal jestem bardzo ciekawa „Jednego dnia” i możecie być pewni, że akurat tę pozycję z pewnością przeczytam. Wracając jednak do omawianej dziś książki. Czy polecam? Jeśli nie będziecie wymagać od niej zbyt wiele, to powinna Wam się spodobać. Jeśli jednak oczekujecie czegoś więcej po lekturze, wówczas darujcie sobie tę książkę i sięgnijcie po coś innego.

Moja ocena: 3/6
Za książkę dziękuję wydawnictwu

0Shares