Kolejny raz zawitałam do Kornwalii. Przyznać muszę, że stęskniłam się za Namparą oraz jej okolicami. Brakowało mi buntowniczego i popędliwego Rossa, słodkiej i lekko naiwnej Demelzy, dobrodusznej Verity, a także mieszkańców pobliskich wiosek. Nawet Francisa i Elizabeth Poldarków, choć oczywiście w o wiele mniejszym stopniu niż Rossa czy Demelzy. Ciekawa byłam, jak też dalej potoczą się ich losy. Z uwagi jednak na to, że przed lekturą dwóch pierwszych tomów cyklu „Dziedzictwo rodu Poldarków” obejrzałam pierwszy sezon serialu „Poldark – Wichry losu” nakręconego na ich podstawie, wiedziałam mniej więcej, co też za chwilę się wydarzy. Pomna jednak byłam tego, iż ekranizacje częstokroć różnią się od papierowego pierwowzoru, toteż wyglądałam owych różnic, pragnąc, by historia opisana w powieści czymś mnie jednak zaskoczyła.
I wiecie co? Mimo tego, że serial dość wiernie oddaje to, co zostało opowiedziane w dziele Winstona Grahama, to jednak znalazło się kilka znaczących rozbieżności, które tylko udowadniają to, co każdy książkoholik doskonale wie – że książka zawsze będzie lepsza od filmu, choćby nie wiadomo jak gwiazdorską obsadę posiadał oraz jak wielkie zaplecze finansowe miał do dyspozycji.
Jeśli chodzi o fabułę, to w tym tomie dzieje się o wiele więcej niż w poprzednim. Z jednej strony mamy Rossa, który rozpoczyna trudną walkę o to, by zarówno jego kopalnia jak i kopalnie okolicznych właścicieli ziemskich nie były zmuszone ogłaszać bankructwa. Nastały bowiem niezmiernie ciężkie czasy. Mieszkańcy pobliskich wiosek przymierają głodem, a jeśli stracą jeszcze pracę w kopalniach dla wielu z nich oznaczać to będzie koniec. Z drugiej jest wątek Verity, który w tej części został znacznie rozwinięty. Powraca bowiem temat kapitana Blamey’a, z którym została rozdzielona dzięki staraniom swojego brata oraz ojca. Poza tym pojawiają się dwie nowe postaci. Jedną z nich jest Dwight Enys – młody mężczyzna tuż po studiach medycznych, który stanowić może nie lada konkurencję dla miejscowego lekarza dr. Choake’a, człowieka gnuśnego i zacofanego w poglądach. Drugą jest Keren Smith, aktorka z trupy teatralnej, która zawraca w głowie Markowi Danielowi i wprowadza w życie okolicznych mieszkańców prawdziwy chaos. Bardziej rozwinięty zostaje też wątek Warlegganów, którzy w tym tomie pokazują swoje prawdziwe oblicze sprawiając, że jeszcze bardziej ich nie lubię.
Co tu dużo mówić – dzieje się. I choć akcja sama w sobie jest dość niespieszna, to jednakowoż nie ma się poczucia nudy. Kolejne stronice umykają pod palcami całkiem sprawnie i mimo tego, że książka liczy ponad pięćset stron, nie wiadomo kiedy, a dociera się do końca opowieści.
Trzeba przyznać Grahamowi, że posiada dar opowiadania i potrafi wciągnąć czytelnika do swojego świata. Do rzeczywistości w żadnym razie nie przerysowanej, a do bólu prawdziwej, której nie obce są smutki i radości życia codziennego. Świata, w którym życie przedstawicieli wyższych sfer miesza się z losami zwykłych biedaków tworząc jeden spójny obraz ówczesnych czasów. A wszystko to na tle wydarzeń politycznych i historycznych, przeplatane opisami piękna kornwalijskich ziem.
Nie mogę doczekać się powrotu w okolice Nampary. Dobrze, że sierpień już niedługo. Na ten miesiąc wydawnictwo Czarna Owca zapowiedziało bowiem premierę kolejnej części cyklu – „Jeremy Poldark”. Jakoś wytrzymam…
Moja ocena: 5/6
Tytuł oryginalny: Demelza
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2016
Cykl: Dziedzictwo rodu Poldarków, tom 2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 536
ISBN: 9788380151673