„Cień wiatru” – Carlos Ruiz Zafon

Dziesięć lat. Tyle czasu minęło od dnia, w którym w me ręce trafiła powieść, od której rozpoczęła się moja przygoda z twórczością hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruiza Zafona. To właśnie dzięki niej zapragnęłam sięgnąć po kolejne jego dzieła i z każdym kolejnym tylko utwierdzałam się w tym, iż autor ten bezapelacyjnie dołączy do grona tych niewielu pisarzy, po których książki sięgać będę w ciemno.

„(…) niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca. Owe pierwsze obrazy, echa słów, choć wydają się pozostawać gdzieś daleko za nami, towarzyszą nam przez całe życie i wznoszą w pamięci pałac, do którego, wcześniej czy później – nieważne, ile w tym czasie przeczytaliśmy książek, ile nowych światów odkryliśmy, ile się nauczyliśmy i ile zdążyliśmy zapomnieć – wrócimy. Dla mnie tymi zaczarowanymi stronami zawsze będą te, które znalazłem w korytarzach Cmentarza Zapomnianych Książek.”

Dla mnie z kolei były nimi te, które złożyły się na powieść „Cień wiatru” Zafona, ową książkę, o której wspomniałam na samym początku, po którą po raz pierwszy sięgnęłam przed dziesięciu laty, a którą to teraz postanowiłam przeczytać raz jeszcze, by sprawdzić, czy historia w niej opowiedziana na powrót zdoła oczarować mnie z taką siłą, z jaką udało jej się to za pierwszym razem.

„Istnieją takie miejsca, które trzeba i można oglądać tylko w ciemnościach.”

Opowieść rozpoczyna się latem 1945 roku. To właśnie wtedy dziesięcioletni Daniel Sempere, podążając za swym ojcem, trafia do miejsca owianego tajemnicą, o którym mało kto wie, a którego sekrety pilnie strzeżone są przez jego strażnika – na Cmentarz Zapomnianych Książek.

„To miejsce, Danielu, jest tajemnicą i miejscem świętym. Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią. (…) Nikt na dobrą sprawę nie wie, od kiedy to miejsce istnieje ani kto je stworzył.”

Zgodnie z tradycją Danielowi wolno wybrać jedną książkę spośród setek tysięcy znajdujących się na Cmentarzu, którą nie tylko otoczy opieką, ale też sprawi, że nie dotknie jej zapomnienie.  Podążając korytarzami i spiralami tuneli zapełnionych milionami światów znajdujących się na papierze, wzrok chłopca pada na książkę wystającą niepozornie „ze skraju jednego z regałów, oprawioną w skórę barwy czerwonego wina” i wyszeptującą „swój tytuł złotymi literami płonącymi w spływającym spod kopuły świetle” – „Cień wiatru” Juliana Caraxa.

Będąc pod wrażeniem opowiedzianej w niej historii i chcąc sięgnąć po kolejne dzieła autora, Daniel dowiaduje się, iż o Caraxie prawie nikt nie słyszał i choć niektórzy twierdzili, że opublikował on jeszcze parę książek, nie sposób było ich znaleźć. Ponoć zostały one spalone… i podobno jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, by nie pozostał po nich żaden ślad…

Chcąc rozwikłać tę dziwną zagadkę, Daniel rozpoczyna własne śledztwo. Kolejno odkrywane przez niego fakty, niczym fragmenty układanki, prowadzą go do odkrycia mrocznej prawdy, a zarazem wciągają w coraz bardziej niebezpieczną grę, której stawką może być nie tylko jego własne życie, ale także wszystkich tych, którzy bliscy są jego sercu…

Dziesięć lat… a mam wrażenie, jakbym czytała tę historię zaledwie wczoraj. Mimo upływu lat i setek różnych powieści, które przez ten czas przewinęły się przez moje ręce, żadnej nie udało się to, co wówczas i obecnie „Cieniowi wiatru” Carlosa Ruiza Zafona. Żadna z nich do tego stopnia mnie nie oczarowała i nie sprawiła, że pokochałam ją z taką siłą, jak właśnie pierwszą powieść hiszpańskiego autora, która na zawsze zawładnęła mym sercem.

„Przyjemność czytania, przekraczania tych drzwi, jakie otwierają ci się w duszy, całkowitego poddania się wyobraźni, pięknu i tajemnicy fikcji i języka, wszystko to było mi dotąd nieznane i obce. A zaistniało dla mnie razem z tą powieścią.”

Długo by wymieniać, za co kocham tę powieść. Przede wszystkim za opowiedzianą w niej historię – pełną tajemnic, namiętności, cierpienia i nie dającej się niczym zagłuszyć samotności. Historię chwytającą za serce, niezapomnianą, do której – jestem tego pewna – jeszcze nie raz w swoim życiu powrócę.

„- Więc to jest historia o książkach.
– O książkach?
– O książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która uciekła ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości, nienawiści i marzeniach żyjących w cieniu wiatru.”

Za piękny język, tak rzadko spotykany we współczesnej literaturze, który po prostu oczarowuje i sprawia, że obcowanie z tą książką jest czystą przyjemnością. Czytanie o, wydawałoby się, zupełnie zwykłych rzeczach, ale przedstawionych za pomocą pięknych, często metaforycznych słów sprawia, że nabierają one zupełnie innego charakteru i odtąd spogląda się na nie w zupełnie inny, nowy sposób.

„Gdy wyszedłem z bramy, ulice jeszcze drzemały, okryte niebieskawym pledem ocierającym się o cienie i kałuże pozostawione przez mżawkę.”

„Ślad rdzy krwawił z dziurki od klucza przy zamku furtki.”

„Ulice zamiatała zimna i przeszywająca bryza, zostawiając za sobą delikatną akwarelę pary. Przytłumione światło słońca odbijało się miedzianym echem od dachów i dzwonnic Dzielnicy Gotyckiej.”

„Welon ciemnych chmur rozlewał się po niebie niczym krew, przepuszczając drzazgi światła w kolorze opadłych liści.”

Za obraz Barcelony, takiej, jakiej dotąd nie znałam. Miasta roztaczającego niezapomniany urok przeszłości. Pełnego tajemnic, ale też niewysłowionego bólu, którego zaznali jej mieszkańcy w czasach trwającej wojny domowej, a także tych, które nastały później.

Za postać Fermina Romero de Torres, tak barwną i niezapomnianą, tak bardzo wzbudzającą moją sympatię, że nie sposób wyrazić tego słowami. Chciałabym móc spotkać w swoim życiu tak wiernego i oddanego przyjaciela, jakim był dla Daniela Fermin – człowiek o wielu twarzach i talentach oraz niebywale zagmatwanej, pełnej cierpienia przeszłości.

Za całe mnóstwo zapadających w pamięci cytatów i całych fragmentów, które z uporem maniaka zaznaczałam sobie kolorowymi karteczkami, by móc do nich później powracać i zachwycać się pięknem użytych w nich słów i trafnymi uwagami, które z sobą niosą.

I na koniec za Juliana Caraxa. Postać niebywale tragiczną, obok której nie sposób przejść obojętnie i której losy wzruszają i zapadają w pamięci czytelnika.

„Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona jest tak naprawdę początkiem jednej wielkiej przygody, gdyż otwiera on cykl powieściowy „Cmentarz Zapomnianych Książek”. Na mej półce czekają już dwa kolejne tomy do niego należące – „Gra anioła” oraz „Więzień nieba”. Niebawem zamierzam po nie sięgnąć, zwłaszcza że tej jesieni do księgarń trafić ma ostatnia część zamykająca cały cykl – „Labirynt duchów”. Zatem… do zobaczenia w Barcelonie <3

Moja ocena: 6/6

Tytuł oryginalny: La Sombra del Viento
Tłumaczenie: Beata Fabjańska-Potapczuk,
Carlos Marrodan Casas
Wydawnictwo: Muza SA
Rok wydania: 2017, wyd. X
Seria/Cykl: Cmentarz Zapomnianych Książek, tom 1
Oprawa: miękka
Liczba stron: 520
ISBN: 978-83-7758-277-0


4Shares