Z debiutantami w literackim świecie jest tak, że nigdy nie wiadomo, czego się można po nich spodziewać. Dlatego też wielu czytelników woli poczekać na opinie innych, niż sięgać po książkę kogoś, o kim do tej pory w ogóle nie słyszało i z twórczością kogo nie miało się styczności. Sama zresztą należę do osób, które sceptycznie podchodzą do nowych nazwisk na rynku książki. Dlaczego więc zdecydowałam się sięgnąć po debiutanckie dzieło Jacka Piekiełko? Może dlatego, że takim zupełnym laikiem po piórze to on już jednak nie jest, bo pisywał do dwumiesięcznika „Qfant”, czasopisma „Okolica Strachu” czy kwartalnika „Relacje-Interpretacje. Jest też laureatem ogólnopolskiego konkursu na opowiadanie kryminalne w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminalnego we Wrocławiu 2015. Poza tym jak mogłam przejść obok pozycji, na której obok siebie zestawione były takie słowa jak: Piekiełko + Ciemne siły? Sami przyznajcie, że brzmi intrygująco.
Historia opowiedziana w powieści rozgrywa się dwutorowo, tzn że z jednej strony śledzimy teraźniejsze wydarzenia, od czasu do czasu mając wgląd do przeszłości, zdarzeń, które doprowadziły do wypadków mających aktualnie miejsce.
Po dość intrygującym prologu przenosimy się do Rosji, gdzie śledzimy poczynania polskiej grupy archeologicznej. Podczas prowadzonych przez siebie badań jej członkowie natrafiają na coś nieoczekiwanego. Trumnę…
„(…) nie był to zwyczajny sarkofag. Wieko trumny zabite zostało grubymi gwoźdźmi i zamknięte zardzewiałymi klamrami. Wyglądało na to, że ktoś dołożył wszelkich starań, aby osoba leżąca w trumnie nigdy się nie wydostała. Nawet po śmierci…”
Kiedy podważają jej wieko, dociera do nich, iż to, co właśnie znaleźli wstrząsnąć może całym światem nauki, a tym samym raz na zawsze odmienić życie każdego z nich.
Nie zdają sobie jednak sprawy, iż już niebawem zaczną się dziać wokół nich dziwne rzeczy i że będą musieli zmierzyć się nie tylko z nieprzychylnością lokalnej społeczności, ale przede wszystkim ze wszystkimi złymi rzeczami uczynionymi przez siebie w przeszłości, które teraz wypełzać będą na światło dzienne wraz z wyrzutami sumienia, które nieoczekiwanie zaatakują ich ze zdwojoną siłą.
Czy uda im się wygrać z ciemnymi siłami, które krok po kroku opanowywać będą każdego z nich?
Historia, która pierwotnie była około dwudziestostronicowym opowiadaniem zatytułowanym „Ognista radjenja” opublikowanym na portalu literackim Fabrica Librorum w ramach konkursu na opowiadanie grozy, przeobraziła się w pełnowymiarową powieść, której nie powstydziliby się bardziej doświadczeni i uznani autorzy gatunku, jak chociażby Stefan Darda czy Robert Cichowlas, który nie tylko pomógł Jackowi Piekiełko (gdyż jak sam autor wspomina, to właśnie Cichowlas uczył go pisarskiego rzemiosła recenzując pierwsze opowiadania oraz dawał wskazówki), ale też – tu ciekawostka! – jest autorem małego fragmentu „Ciemnych sił” – o czym przeczytać możemy w posłowiu na końcu książki.
Przewracając kolejne stronice powieści coraz mocniej odczuwamy niepewność i napięcie towarzyszące jej bohaterom. Z czasem odnosimy wręcz wrażenie, jakbyśmy trafili w sam środek koszmaru śnionego przez pacjenta oddziału psychiatrycznego. Ciemne siły biorą górę nie tylko nad bohaterami, ale też powolutku przesączają się do naszej świadomości sprawiając, że udzielają nam się emocje towarzyszące członkom ekipy archeologów.
Jacek Piekiełko napisał historię, której zakończenia nie sposób przewidzieć. Po drodze bowiem zaskakuje nas nagłymi zwrotami akcji oraz wychodzącymi na jaw faktami, które skutecznie podważają nasze domysły i kierują nas w stronę, której się nie spodziewaliśmy. A wszystko to z wykorzystaniem jednej z największych rosyjskich legend połączonej z tematem, o którym chyba nigdy dotąd nie czytałam w powieściach z tego gatunku. Jedno z drugim prowadzi do tego, że otrzymujemy coś naprawdę interesującego, co wciąga czytelnika już od pierwszych stron, w pewien sposób nowego i wyróżniającego się – o co trudno w dzisiejszych czasach, kiedy to na księgarskie półki każdego miesiąca trafia całe mnóstwo innych dzieł z gatunku grozy i horroru.
Dlatego też zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł. Wierzcie mi – naprawdę warto! Jest mroczny, klimatyczny, naprawdę dobry! Mnie debiutanckie dzieło Jacka Piekiełko przekonało do tego stopnia, iż postanowiłam objąć je patronatem medialnym. Dlatego też na tylnej okładce znajdziecie logo mojego bloga (obok takich popularnych serwisów i portali jak Kostnica, Okiem na horror czy Bestariusz), z czego jestem naprawdę dumna <3 Trzeba promować dobrze rokujących pisarzy, zwłaszcza tych rodzimych, a Jacek Piekiełko bez dwóch zdań do nich należy!
Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Videograf
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 336
ISBN: 978-83-7835-577-9