„Całopalenie” – Robert Marasco

Jedna z najważniejszych powieści grozy „złotego okresu” literackiego horroru w Stanach Zjednoczonych…
Kanoniczne dzieło tej epoki…
Porównywane jednym tchem z „Dzieckiem Rosemary” oraz „Egzorcystą”
Nigdy wcześniej nie wydane w Polsce…

Historia opowiedziana na kartach powieści traktuje o nowojorskiej rodzinie Rolfów, która z każdym kolejnym dniem czuje coraz większe zmęczenie i rozdrażnienie spowodowane nie tylko tym, iż mieszkają w głośnym i zatłoczonym Queens, mając za sąsiadów upierdliwych bądź wszędobylskich sąsiadów, ale też faktem, iż ich lokum jest stanowczo zbyt ciasne jak na ich potrzeby.

Dlatego też, kiedy pojawia się okazja wynajęcia za niewielkie pieniądze prawdziwej posiadłości z przylegającymi do niej rozległymi terenami, a nawet z basenem i dostępem do zatoki, postanawiają przyjrzeć jej się bliżej. Haczyk? W domu wraz z nimi, w odległym skrzydle, mieszkać będzie matka właścicieli, której zobowiązani będą trzy razy dziennie dostarczać posiłki.

Mimo początkowych oporów Ben przystaje w końcu na prośbę żony i zgadza się na wynajęcie domu. Postanawiają zabrać ze sobą ciocię Elizabeth, aby i ona mogła odpocząć z dala od zgiełku wielkiego miasta, ciesząc się ciszą oraz spokojem otaczającym posiadłość i jej okolice.

Jednak dom skrywa pewną przerażającą tajemnicę… Coś złowieszczego, co już niebawem przebudzi się na nowo…

Wpierw zaczną się w nim dziać dziwne, niepokojące i trudne do wytłumaczenia rzeczy. Z każdym kolejnym dniem będzie on odciskał coraz większy ślad na psychice oraz wyglądzie członków rodziny Rolfów. A gdy ci w końcu zrozumieją, że coś tu jest nie tak, będzie już za późno…

Ostatecznie każde z nich zmuszone zostanie do tego, aby zapłacić niebywale wysoką cenę za to, że chciało miło spędzić wakacje, przeżywając od dawna upragnioną letnią przygodę…

Historii o nawiedzonych domach napisano wiele. W większości z nich jednak owo nawiedzenie dotyczyło faktu, iż w ich murach uwięzione były złe duchy, które stopniowo doprowadzały na skraj szaleństwa zamieszkujących je lokatorów, a nawet odbierały im życie. Tymczasem dzieło Marasco wyraźnie wyłamuje się z tego schematu. Nie straszy widmami zmarłych, a obdarza złą siłą sam dom, który krok po kroku zamienia członków rodziny Rolfów w najgorsze wersje samych siebie.

Z każdą kolejno przewracaną stroną czytelnik jest świadkiem stopniowej ich metamorfozy, która przebiega zarówno pod względem psychicznym jak też fizycznym. I tak Marian zamienia się w perfekcyjną panią domu, z obsesją dbającą o najmniejsze szczegóły jego wystroju. Jej mąż Ben coraz częściej daje dojść do głosu uśpionemu w jego wnętrzu brutalowi, czym wzbudza strach w oczach swoich bliskich. Ciocia Elizabeth – dotąd będąca żywiołową starszą panią, której wszędzie było pełno – z trwogą zauważa, że chyba wiek w końcu ją dogonił. Zaś David, którego wcześniej trudno było okiełznać, teraz staje się nagle nader potulny i osowiały.

Największym atutem tej powieści jest panująca w niej atmosfera. Im dalej posuwamy się z lekturą książki, tym jest ona coraz bardziej złowieszcza… mroczna… duszna… Mocniej i mocniej zaciska swe kleszcze na gardle czytelnika, który z biegiem kolejno następujących wydarzeń coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że ta historia nie ma szans na to, aby mogła mieć szczęśliwe zakończenie… Trzyma go ona w swych sidłach i sprawia, że z coraz większym i większym napięciem przewraca kolejne strony, pragnąc nie tylko czym prędzej dobrnąć do finału i poznać zakończenia historii, ale też móc tym samym uwolnić się z zastawionej na niego pułapki.

Wspomniałam na samym początku, że powieść ta nigdy dotąd nie ukazała się na naszym rynku. Teraz, po 47 latach od jej zagranicznego debiutu, dzięki wydawnictwu Vesper i w tłumaczeniu Bartosza Czartoryskiego, dzieło Roberta Marasco nareszcie trafiło do rąk polskiego czytelnika. I to bynajmniej nie w zwyczajnym wydaniu, a takim, które z miejsca przykuwa uwagę dzięki jego klimatycznej oprawie zewnętrznej, jak i znajdującym się wewnątrz książki, nawiązującym do jej treści, ilustracjom Macieja Kamudy wprowadzającym dodatkowy dreszcz emocji podczas lektury. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze dodatek w postaci dedykowanej zakładki, jak i znajdujące się na końcu dzieła posłowie autorstwa Grady’ego Hendrixa.

„Całopalenie” Roberta Marasco to powieść wyjątkowa, wyłamująca się poza schematy gatunku, którą z całą pewnością docenią wszyscy miłośnicy historii z dreszczykiem, w których nacisk położono przede wszystkim na stopniowe budowanie atmosfery grozy oraz napięcia towarzyszącego czytelnikowi podczas lektury książki. Mnie historia ta całkowicie pochłonęła i tegoż samego życzę wam, kiedy już zdecydujecie się sięgnąć po tę powieść. A wierzcie mi – naprawdę warto to zrobić!

Tytuł oryginalny: Burnt Offerings
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2020
Oprawa: twarda
Ilustracje: Maciej Kamuda
Liczba stron: 324
Posłowie: Grady Hendrix
ISBN: 978-83-7731-349-7


1Shares