Tytuł oryginalny: Nights in Rodanthe
Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz
Wydawnictwo: Słówko
Data wydania: 2003r
Oprawa: miękka
Ilość stron: 208
ISBN: 83-87834-09-2
Przeczytana: 18.06.2012r
Nicholasa Sparksa nikomu chyba przedstawiać nie trzeba, bowiem jego nazwisko jest znane wielu czytelnikom, zwłaszcza części kobiecej. Wypada jednak chociaż wspomnieć, iż jest to współczesny pisarz amerykański, którego książki ukazały się w wielu krajach na świecie i przetłumaczone zostały w 33 językach. Urodził się w Nebrasce w 1966 roku, a serca czytelników podbił swoją pierwszą powieścią zatytułowaną „Pamiętnik”, która ukazała się w 1997 roku. Na swoim koncie ma wiele powieści, które niejednokrotnie zajmowały wysokie miejsca na światowych listach bestsellerów i po które z chęcią sięgają twórcy filmowi w celu ich zekranizowania. Nie tak dawno temu miałam przyjemność czytać jedną z jego książek pt. „Jesienna miłość”, po którą sięgnęłam będąc pod wrażeniem nakręconego filmu na jej podstawie. Pierwsze moje spotkanie z autorem okazało się bardzo pozytywne, dlatego też postanowiłam sięgnąć po kolejną jego książkę i tym razem wybór padł na „Noce w Rodanthe”. Czy i tym razem było to udane spotkanie z twórczością pana Sparksa? O tym za chwilę.
Adrienne Wills jest dojrzałą kobietą dobiegającą sześćdziesiątki. Siedemnaście lat temu rozwiodła się ze swoim mężem i została samotną matką trójki nastolatków – dwóch synów i córki. Obecnie jej dzieci są już dorosłe i każde z nich lepiej bądź gorzej ułożyło sobie życie. Martwi ją jedynie sytuacja jej córki Amandy, która jakiś czas temu utraciła swego męża – mężczyzna zmarł z powodu raka. Dziewczyna totalnie się załamała po stracie ukochanego, mimo że powinna być silna, aby stać się oparciem dla dzieci, które przecież straciły ojca. Adrienne za wszelką cenę stara się pomóc swojemu dziecku i dlatego decyduje się opowiedzieć jej historię, która wydarzyła się trzy lata po rozwodzie z ojcem Amandy. Miała wówczas czterdzieści pięć lat i trafiła do nadmorskiego miasteczka Rodanthe, aby przez kilka dni zaopiekować się pensjonatem swojej przyjaciółki – Gospodą. Miasteczko akurat w tym okresie miał nawiedzić sztorm silniejszy niż dotychczasowe, które miały dotąd miejsce w tych okolicach. Jedynym gościem w tym czasie w Gospodzie miał być Paul Flanner, który wynajął pokój na pięć nocy. Kim właściwie był Paul? Co takiego wydarzyło się podczas sztormu? Dlaczego Adrienne po tylu latach od tamtego okresu nadal przechowuje pamiątki po jedynej osobie goszczącej w Gospodzie? I najważniejsze… dlaczego matka opowiadając córce historię sprzed tylu lat ma nadzieję, że swą opowieścią pomoże Amandzie? Czy ten zabieg faktycznie odniesie skutek?…
Adrienne i Paul to główni bohaterowie powieści pana Sparksa. Z pozoru różni, zupełnie obcy sobie ludzie. Jednak jeśli przyjrzeć im się bliżej… Bohaterowie z pewnością nie są już młodzi, trafniejszym określeniem będzie – ludzie w średnim wieku. Zarówno ona, jak i on swoje w życiu przeszli i posiadają pewien bagaż doświadczeń, który na zawsze odcisnął swoje piętno w ich życiu, przez co stali się obecnie takimi a nie innymi ludźmi. Każde z nich przybyło do Gospody w zupełnie innym celu. Adrienne po rozwodzie z mężem miała nadzieję znaleźć ukojenie. Z kolei Paul znalazł się w Rodanthe, aby zamknąć pewien rozdział swojego życia w nadziei, że pozwoli mu to odnaleźć dalszą drogę. Żadne z nich nie spodziewało się tego, że zaledwie pięć nocy spędzonych wspólnie pod jednym dachem Gospody wystarczy, aby przewrócić ich dotychczasowe życie do góry nogami.
„… przecież wszyscy żyją w świecie wyznaczonym przez ograniczenia, które są wrogiem naturalności, nie pozwalają na spontaniczną próbę cieszenia się chwilą.” [str. 111]
Historia opowiedziana przez pana Sparksa jest z całą pewnością jedną z tych, które potrafią wzruszyć czytelnika. W swej powieści porusza niejednokrotnie trudne tematy życia codziennego, które mogą przytrafić się każdemu z nas. Tak też jest w przypadku tej książki. Bynajmniej raczej Was tym stwierdzeniem nie zdziwiłam, gdyż Ci, co znajdą twórczość autora wiedzą, że po prostu taki jest jego styl, że potrafi umiejętnie grać na ludzkich uczuciach, a opowiadane przez niego historie są właśnie takie, a nie inne. W tym przypadku jedyne co mnie początkowo denerwowało, to zbyt długie rozwinięcie całej opowieści… Zanim sięgnęłam po lekturę, poczytałam prędzej kilka recenzji na temat tej książki i wiedziałam już, że nie mam się poddawać i dać jej po prostu szansę, że dalej jest lepiej. Dlatego też nie zrażając się nieco przy długimi początkami, czytałam dalej. I wiecie co Wam powiem? Było warto! „Noce w Rodanthe” to doprawdy ciekawie opowiedziana historia dwójki dorosłych osób, którym przypadkiem dane było się spotkać w czasie zbliżającego się sztormu. Duży nacisk autor położył na opisy przyrody i zjawiska naturalne rozgrywające się niejako w tle całej opowieści. Poza tym autor potrafi ciekawie dobierać słowa i tworzyć interesujące porównania, przez co książkę czyta się z jeszcze większą przyjemnością.
„Na plaży nacierające gwałtownie fale tworzyły pianę, która przypominała bańki mydlane w wanience dziecka.” [str. 83]
„Noce w Rodanthe” to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów twórczości pana Sparksa. Jest to też odpowiednia lektura dla każdej osoby, która lubi przeczytać od czasu słodko – gorzką historię, która może przytrafić się każdemu z nas. Jest to powieść, przy której zasiadając do lektury, przyjemnie upłynie nam czas. Może nie wbija w fotel, może i nie zapada na długo w pamięci. Jednak na spokojną lekturę w wolnym czasie odpowiednio się nadaje. To było moje drugie spotkanie z twórczością autora i mimo, że nie było tak pozytywne jak podczas lektury „Jesiennej miłości”, to i tak uważam je za udane. Po książki pana Sparksa będę dalej z chęcią sięgała i sądzę, że autor mnie nie zawiedzie. Czy jest to prawda? A może jednak się mylę? Zobaczymy podczas kolejnej recenzji jego książki, po którą przyjdzie mi sięgnąć. Póki co kończę słowami: Polecam!
Moja ocena: 4/6
PS. Czemu nikt mi nie powiedział, że „Ślub” Nicholasa Sparksa to kontynuacja jego pierwszej powieści „Pamiętnik”?? Wypożyczyłam sobie tę książkę i teraz wiem, że będę musiała odpuścić sobie lekturę, gdyż nie czytałam „Pamiętnika”… No nic… Przy następnej wizycie w bibliotece rozejrzę się wpierw za „Pamiętnikiem” i ewentualnie przedłużę okres przetrzymywania książki „Ślub” ;]