„Toksyna” – Jus Accardo [recenzja 368]

  • Toksyna
  • Tytuł oryginalny: Toxic
  • Tłumaczenie: Krzysztof Mazurek
  • Wydawnictwo: Dreams
  • Rok wydania: 2013
  • Seria: Denazen, tom 2
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Liczba stron: 416
  • ISBN: 978-83-63579-38-8

 

Pamiętam moment, w którym skończyłam czytać debiutancką powieść Jus Accardo „Dotyk” otwierającą nową serię Denazen. Na me usta cisnęło się wówczas jedno wielkie „wow”. Książka okazała się po prostu świetna. Z miejsca miałam ochotę sięgnąć po kontynuację, jednakże nie było to możliwe. Autorka dopiero nad nią pracowała i nie było do końca wiadomo, kiedy trafi ona do rąk polskich czytelników. Minęło całych dziesięć miesięcy, aż w końcu „Toksyna” trafiła na mą półkę. Jedno Wam mogę już teraz powiedzieć – było warto czekać. Druga część serii Denazen jest równie dobra co jej poprzedniczka.

Po tym, jak udało się ocalić życie Kyle’a, Deznee jest szczęśliwa u boku swego ukochanego. Co prawda cały czas zamartwia się tym, iż zbliżają się jej osiemnaste urodziny, a co za tym idzie pojawiać się będą objawy Supremacji, jednak póki co stara się żyć chwilą i cieszyć się tym, co ma nie wybiegając za daleko w przyszłość. Ale ta bańka szczęścia któregoś dnia pęka. Nagle okazuje się, że Dez nie jest już odporna na dotyk Kyle’a. Stał się on dla niej tak samo niebezpieczny jak dla reszty społeczeństwa. W Sanktuarium na polecenie Ginger zjawia się Jade, która ma pomóc Kyle’owi zapanować nad jego darem. Tylko czy to w ogóle możliwe? Tych dwoje zaczyna spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Deznee nie jest ślepa, widzi, że nowa koleżanka ma ochotę na jej ukochanego. Obawia się, że Kyle zechce związać się z Jade, gdyż dzięki jej umiejętnościom może dotykać dziewczynę bez obawy, że ją zabije. Ale to nie koniec problemów Dez. Dziewczyna ma coś o wiele poważniejszego na głowie, niż zamartwianie się o relacje swego chłopaka z nową koleżanką. Zataiła przed Kyle’m fakt, że jej ojciec pragnie go odzyskać, gdyż jest on najsilniejszą bronią Denazen. W tym celu posunął się do tego, że zatruł swoją własną córkę dając jej wybór – albo przyprowadzi swojego chłopaka i otrzyma antidotum, albo umrze. Jaką decyzję podejmie Dez? Czy zaryzykuje tym, co najcenniejsze, własnym życiem, aby uratować ukochanego?

Bohaterowie w tej powieści to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Mamy Deznee, która zmaga się zarówno z uczuciem zazdrości o relację Kyle’a i Jade, jak i z trucizną, która z dnia na dzień coraz bardziej wyniszcza jej organizm. Dalej jest wspomniana wyżej nowa koleżanka, zjawiskowo piękna, która zjawia się nie wiadomo skąd ze swoimi super mocami i nagle staje pomiędzy Dez i Kyle’m. Jej obecność zatruje krew nie jednej osobie. W tej części spory udział w historii ma były chłopak Deznee, Alex. Jak łatwo można się domyśleć jego obecność działa na nerwy obecnemu wybrankowi głównej bohaterki, co wiąże się z licznymi wybuchami testosteronu i wzajemnym skakaniem sobie do oczu. Nie można zapomnieć o „kochanym” tatusiu Dez, który po raz kolejny udowadnia, jakiż to z niego zimny, nie czuły drań, który dla osiągnięcia własnych celów gotów jest zatruć własną córkę. Oprócz znanych i lubianych (bądź też i nie…) pojawią się na scenie nowe postaci, które nie mało namieszają w życiu naszych bohaterów. A do tego wszystkiego, jakby na dokładkę, pojawia się szpieg! Choć to ostatnie może być akurat wynikiem działania trucizny krążącej w żyłach panny Cross, która momentami nie będzie wiedziała, co jest jawą, a co snem.

„Toksyna” to doprawdy niesamowita książka. Pełna emocji, które wylewają się dosłownie z każdej strony. Trzyma w napięciu od samego początku i nie daje chwili wytchnienia aż do samego końca. A zakończenie? Nie pytajcie! Autorka urwała historię w takim momencie, iż ma się ochotę rwać włosy z głowy z frustracji, że nie ma się pod ręką kolejnego tomu, aby móc dalej śledzić losy bohaterów. Oj nie ładnie pani Accardo, nie ładnie!. Ja rozumiem, że trzeba zrobić wszystko, aby czytelnik zechciał sięgnąć po kolejną część serii, ale żeby posunąć się do czegoś takiego? Nie mogłam uwierzyć, że historia zakończyła się w ten sposób. Choć nie powiem, gdzieś tam w głowie słyszałam cichutkie podszepty, że właśnie coś takiego za chwilę się zdarzy, bo nie mogłoby być inaczej, ale skutecznie je tłumiłam, nie chcąc dopuścić ich do głosu. Ale stało się. Historia dobiegła końca, a ja znów siedziałam z otwartą buzią, wpatrując się nieruchomo w ostatnie zdania powieści i zastanawiałam się, co u diabła mam teraz ze sobą zrobić?. Jak ja zdołam odłożyć książkę na półkę i spokojnie czekać, aż pojawi się trzecia część tej serii? Przecież to niemożliwe! Ileż to miesięcy przyjdzie mi na nią wyczekiwać?. To nie ludzkie, aby skazywać czytelników na tego typu katusze…

Moja ocena: 6/6

Oficjalna recenzja dla

0Shares