„Takie rzeczy tylko z mężem” – najnowsza powieść Agaty Przybyłek, a czwarta w jej dorobku literackim, była moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki. Szczerze mówiąc nie miałam w planach jej lektury, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Przypadek sprawił, że trafiła ona w me ręce, a jak już w nich się znalazła, no to uznałam, że sprawdzę, czy przypadniemy sobie do gustu.
Historia opowiada o blisko trzydziestoletniej Zuzannie, na co dzień żonie Ludwika i matce czteroletniego Marcelka, pracującej jako przedszkolanka w szkole podstawowej w Jaszczurkach, która pewnego dnia dochodzi do wniosku, że jej życie nie jest wcale tak szczęśliwe, jak dotąd sądziła. Owszem, ma dom, rodzinę i stałą pracę, jednakże czuje się zaniedbywana i niezauważana przez swojego męża, dla którego ważniejsi są ostatnimi czasy koledzy, z którymi namiętnie biega z wykrywaczem metalu w poszukiwaniu ukrytych skarbów.
Przypadkowe spotkanie z psycholożką Matyldą Mak sprawia, że Zuza postanawia wziąć sprawy we własne ręce i zawalczyć o uwagę męża, a co za tym idzie powrót namiętności do ich związku. Tylko czy jej się to uda?
Hmm… muszę przyznać, że po lekturze powieści spodziewałam się czegoś innego niż to, co otrzymałam. Pierwsze zdanie sprawiło, iż pomyślałam sobie: „o, to będzie fajne! pewnie pośmieję się podczas lektury”…
„- O mój Boże, Zuzka! Ty właśnie zabiłaś człowieka! – wrzasnęła na cały głos moja przyjaciółka Beata (…)”
… a czytając dalej pierwszy rozdział zdawałam się być już tego pewna. Niestety im dalej, tym już tak kolorowo nie było. Nie to, żeby od razu było jakoś tak tragicznie, jednakże w ostatecznym rozrachunku całość okazała się być po prostu przeciętna.
Ot mamy młode stażem małżeństwo z małym dzieckiem, które zaczyna przechodzić pierwszy kryzys. Tzn widzi go jedynie Zuzka, bo Ludwik żadnego problemu nie dostrzega i w ogóle nie może zrozumieć, o co tej jego żonie chodzi – że nagle brak namiętności? że jej nie dostrzega? że woli kolegów i wspólne poszukiwania skarbów? Ale przecież on ją kocha i ona powinna o tym doskonale wiedzieć. Mają przecież dom, kochanego synka i w ogóle niczego im nie brakuje. Tyle że Zuzannie wręcz przeciwnie – bo ona to by chciała jednak, aby on od czasu do czasu poświęcił jej nieco więcej czasu i swojej uwagi. Dlatego też postanawia zrobić wszystko, co w jej mocy, by tę jego uwagę na nowo sobie zaskarbić, a do ich wspólnych relacji zakradło się więcej romantyzmu.
I o ile na samym początku faktycznie kombinuje coś w tym kierunku, o tyle dalej próba odzyskania męża zostaje stłamszona przez konflikt wieś kontra rodzina Zuzy. A wszystko przez przyjazd siostrzenicy Ludwika, której, z uwagi na odbiegający od powszechnie przyjętych norm (wg mieszkańców Jaszczurek) ubiór, przypięta zostaje łatka innowierczyni, która zdemoralizuje miejscową młodzież i w ogóle jakie licho jeszcze przyciągnie do ich spokojnej tudzież społeczności. I o ile na początku było to nawet zabawne, o tyle później po prostu męczące.
Z powieści Przybyłek bije bowiem obraz zabitej dechami wsi polskiej, w której mentalność ludzi za nic nie zmieniła się w ciągu dziesiątek lat i gdzie nadal, gdy trwoga, to biegnie się do Boga – tudzież do proboszcza, którego nasyła się na niczego winną rodzinę, by wypędził szatana z innowierczyni…
Owszem autorka porusza w swym dziele i trudniejsze tematy, jak chociażby konieczność wyjazdu jednego z małżonków za granicę, by byli w stanie utrzymać dom oraz rodzinę. Ale i to jedynie między wierszami.
Całość bowiem sprowadza się do wspomnianego wyżej konfliktu, wiecznie schodzącej z tego świata matki Zuzy (co na dłuższą metę zaczyna zwyczajnie nudzić) oraz nieustannych prób namówienia głównej bohaterki do skoku w bok przez jednego z jej kolegów.
A wiecie, co mnie doszczętnie dobiło? Zakończenie! Im bliżej końca byłam, tym coraz bardziej dochodziło do mnie, że coś tu jest nie tak. Historia zamiast się jakoś klarować, dążyć do jako takiego zakończenia wątków, ciągnie się w najlepsze i niczego ostatecznie nie wyjaśnia. A czemuż to? Otóż dotarłszy do końca uderzyły mnie słowa: „CIĄG DALSZY NASTĄPI…”. I ja się pytam – dlaczego nigdzie nie znalazłam informacji, że ta historia to dopiero początek jakiejś serii/cyklu? Ani na stronie wydawcy, ani na jednym z największych czytelniczych portali słowem o tym nie wspomniano. No tak się chyba nie powinno robić, nieprawdaż? Należy jasno i wyraźnie informować czytelników o czymś takim. Osobiście czuję się oszukana, bo nie dość, że powieść okazała się być przeciętnym czytadłem, to na dodatek straciłam tylko na nią czas – po kontynuację bowiem nie sięgnę.
Szkoda, naprawdę…
Moja ocena: 3/6
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Rok wydania: 2016
Oprawa: e-book
Liczba stron: 369
ISBN: 978-83-7976-471-6