„Szukając Alaski” – John Green [przedpremierowa recenzja 323]

  • Szukając Alaski
  • Tytuł oryginalny: Looking for Alaska
  • Tłumaczenie: Anna Sak
  • Wydawnictwo: Bukowy Las
  • Rok wydania: premiera 9.10.2013
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Liczba stron: 320
  • ISBN: 978-83-62478-93-4

Z twórczością Johna Greena spotkałam się już prędzej, przy okazji lektury „Gwiazd naszych wina”. Książka była cudowna. Wzruszająca i zmuszająca do refleksji nad własnym życiem. Po jej przeczytaniu wiedziałam już, że chętnie sięgnę po kolejne dzieło autora. Na całe szczęście nie musiałam długo czekać. W moje ręce trafiła powieść „Szukając Alaski”. Jakie wywarła na mnie wrażenie? O tym już za chwilę. Wpierw może nieco o fabule.

W Culver Creek, szkole z internatem w Alabamie, rozpoczyna naukę Miles Halter. Chłopak ma nietypowe hobby – czytuje biografie sławnych ludzi i zapamiętuje ich ostatnie słowa wypowiedziane na chwilę przed śmiercią. (Jest to cecha wspólna z autorem powieści, którego od wczesnego dzieciństwa fascynuje to samo, co głównego bohatera „Szukając Alaski”.) W poprzedniej szkole wiódł nudne i samotne życie, zawsze gdzieś z boku, bez przyjaciół. Jego życie skupiało się głównie na nauce. Liczy więc na to, że w nowym miejscu odnajdzie swoje Wielkie Być Może, czyli najbardziej intensywne i jedyne w swoim rodzaju doświadczenie rzeczywistości. Pierwsze chwile w Culver Creek nie napawają chłopaka optymizmem. Dochodzi do wniosku, że pobyt tutaj nie będzie się niczym różnił od jego dotychczasowego życia. I wtedy w jego życiu pojawia się Alaska Young. Niczym burza wkracza do jego świata i przewraca go do góry nogami. Czy dzięki niej Miles odnajdzie to, czego przez całe życie tak uparcie szuka? A może wręcz przeciwnie?

Bywają książki, o których ciężko się pisze. I właśnie „Szukając Alaski” jest taką powieścią. Do końca nie wiem, jaki jest tego powód, ale trudno mi dobrać słowa, którymi mogłabym ją odpowiednio opisać. Już mi się wydaje, że uchwyciłam myśl i mogę przelać ją w słowa, a kiedy chcę je spisać… pustka. Może dlatego, że historia została podzielona na dwie części, a każda z nich ma zupełnie inny wydźwięk?

Pierwsza z nich opowiada nam o rozwijającej się przyjaźni i szkolnych wygłupach, radzeniu sobie w szkolnej społeczności, czyli o czymś zupełnie normalnym wśród nastolatków. Jest tu spora dawka humoru, która zaraża czytelnika podczas lektury. Poznajemy bliżej głównych bohaterów, Milesa (zwanego Kluchą) oraz dwoje jego nowych przyjaciół – współlokatora Chipa (zwanego Pułkownikiem) oraz Alaskę. Ta dwójka odmienia życie chłopaka. Zwłaszcza dziewczyna, która pokazuje mu, że życie może być szalone, pełne wrażeń i chwil godnych zachowania w pamięci. Ta część powieści zatytułowana jest „PRZED”. Kolejne rozdziały rozpoczynają się od wskazania nam, ile jeszcze pozostało dni do czegoś, co ma się nieuchronnie wydarzyć. Tajemnicą oczywiście pozostaje to, co to może być. Czytałam kolejne stronice, spoglądałam, ile jeszcze dni przede mną do wyczekiwanego zdarzenia i przyznaję, iż im bliżej było finału, tym mocniej się denerwowałam. Podejrzewałam co prawda, co się wówczas stanie i jak się później okazało, nie myliłam się. A wydarzyła się prawdziwa tragedia…

„Jak żyć, kiedy nasze życie przyćmiewa żal. (…) Jak wydobyć się z tego labiryntu cierpienia?” (s. 222)

Druga część, jak łatwo można się domyślić, nosi nazwę „PO”. Przepełniona jest ona cierpieniem, bólem i poszukiwaniem odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Zmusza do refleksji nad własnym życiem. W tej części każdy z bohaterów przechodzi swoistą metamorfozę. Ich świat z dnia na dzień legł w gruzach, a oni zmuszeni są na nowo nauczyć się żyć. Tylko jak to uczynić, kiedy tak naturalna czynność jak oddychanie wydaje się być niemożliwa do wykonania? Kiedy każda próba wciągnięcia powietrza do płuc kończy się dojmującym bólem?

Nie jest to łatwa lektura, oj nie. Pełna jest metafor i zawoalowanych przesłań. Jest to powieść o dorastaniu, poczuciu winy, wybaczaniu, znajdowaniu właściwej ścieżki, którą należy podążać w życiu. O godzeniu się z losem i tym, co nas na co dzień spotyka. Również o tym, co kieruje nami podczas podejmowanych decyzji – dlaczego są takie, a nie inne i co by było, gdybyśmy zdecydowali się na coś zupełnie przeciwnego. Czy nasze życie by się wówczas zmieniło? Czy zaznalibyśmy spokoju, poczucia szczęścia? A może nasz los jest z góry przesądzony i nic nie może zmienić biegu wydarzeń? Podczas lektury uświadomimy sobie, że wyobrażanie sobie naszej przyszłości jest jedynie ucieczką od teraźniejszości, codziennych problemów. Wolimy uciekać w wyobrażenia, niż stawić czoła rzeczywistości i odnaleźć drogę z zawiłego labiryntu codziennych trosk i smutków, aby uczynić nasze życie lepszym, szczęśliwszym.

John Green po raz kolejny oddał w ręce czytelników bardzo dobrą książkę. Porusza wiele ważnych życiowych kwestii, zmusza do rozmyślań nad samym sobą i własnym życiem. Miłośnikom życiowych historii z pewnością się ona spodoba. Warto poświęcić tej książce swój czas. Jestem pewna, że lektura Was usatysfakcjonuje. Ze swojej strony polecam.

Moja ocena: 5/6

Zemanta Related Posts Thumbnail

Zapraszam serdecznie do zapoznania się z recenzją książki

„Gwiazd naszych wina”

0Shares